Rozdział 16.

14 1 0
                                    

Arthur leniwie podniósł powieki. Gdy jego wzrok zaczął przyzwyczajać się do ciemności, zrozumiał, że patrzy na baldachim. Już wiedział gdzie jest. Był w swoim pokoju. Leżąc, przypomniał sobie ostatnie wydarzenia. Stracił Howarda. Stracił jedyną najbliższą osobę jaką miał. Czuł się winny całej tej sytuacji. Przecież to przez niego, jego opiekun umarł. Może gdyby był na miejscu, zdążyłby w porę sprowadzić pomoc, i Howard by jeszcze żył. Blondyn miał do siebie także żal, że od przybycia na zamek, ani razu nie odwiedził staruszka. Dlaczego mu się to tak wszystko potoczyło?

Gdy w końcu pędzące myśli blondyna uspokoiły się i znalazły swoje miejsce, zmęczony ale już spokojny wstał. Oczywiście czuł do siebie żal z powodu Howarda, ale przecież czy życie nie toczy się dalej? Powinien przede wszystkim przeprosić i podziękować za wszystko księciu jak i służbie, którzy pomogli mu w tym ciężkim czasie. Musi też wyprawić Howardowi pogrzeb aby spoczął tak jak należy. A on? On musi żyć dalej. Spojrzał na zegarek była 21.

Podszedł do okna, i ujrzał delikatną jasność przebijającą przez mrok. Wszystko za sprawą białego puchu, który nadal nieustannie spadł z nieba i odbijanych od niego świateł latarni. Niczym z bajki. Blondyn miał ochotę nadal patrzeć na tą scenerię, dopóki nagle coś sobie uświadomił.

- Jasna cholera, zapomniałem o kwiatach!

Szybko ubrał się i wybiegł z pokoju. W całym tym zamieszaniu, zapomniał zabezpieczyć kwiaty! Jego delikatne róże jak i inne krzaki, mogą nie przeżyć bliskiego spotkania z mrozem i śniegiem! Zapomniał o najbardziej oczywistej rzeczy. Biegł najszybciej potrafił do ogrodu. W myślach przeklinał siebie, swoją pamięć i księcia, który zabrał go na to całe tourne po królestwach.

- Proszę, tylko wytrzymajcie jeszcze chwilę...

Na szczęście po drodze nie wpadł na nikogo i nikt go nie widział. Zdyszany wbiegł na polanę i szybko rozejrzał się. Dopiero tam blondyn z przerażeniem twierdził, że śnieg pada szybciej niż zakładał. Szybko wpadł do szklarni by wziąć jakieś worki, słomę i zaczął otulać kwiaty.

*

Alfred tymczasem stał w swoim pokoju, smętnie przyglądając się płatkom śniegu. Nie mógł spać. Czuł niepokój i zadumę bo śnieg nie wróżył niczego dobrego. Przybliżał czas do spotkania Olivii, które chciał odłożyć jeszcze na przynajmniej kilka lat. No i gdzieś tam był myślami z Arthurem.

Był zagubiony coraz bardziej. Sam już nie wiedział jakim uczuciem i zaufaniem darzy blondyna. Miał nieodparte wrażenie, że przechodził w skrajności w skrajność. Zmieniał swoją decyzję kilkakrotnie. Nadal nie będąc pewnym, czy to najlepsze wyjście. Jednak w końcu postanowił trzymać się jednego postanowienia.

Czyli już definitywnie ograniczenia przyjaźni z Arthurem. Będzie boleć, ale nie może pozwolić na manipulowanie sobą i swoimi uczuciami, przez jednego człowieka. Nawet jeśli sam powód tego zachowania o tym nie wiedział. Postanowił rano odwiedzić przyjaciela aby sprawdzić czy wszystko z nim w porządku i tyle. Musi żyć, bo jego życie na Arthurze się nie kończy.

*

Arthur dopiero po trzech godzinach zabezpieczył wszystkie rośliny. Przynajmniej teoretycznie. Tak naprawdę nie wiedział ile z nich przeżyje. Niestety większość, zaczęła podgniwać i marznąć. Co strasznie go zmartwiło. Cały jego dorobek pracy, może zostać zmarnowany. Teraz nie miał wyjścia, jak czekać na wiosnę. Na przyszłość posadzi bardziej wytrzymalsze rośliny.

Na szczęście nocne eskapady Arthura nie spowodowały żadnego przeziębienia czy grypy. Rano blondyn czuł się bardzo dobrze. Planował sprawdzić jeszcze raz swoje rośliny, już miał zamiar wyjść z pokoju, gdy nagle usłyszał pukanie.

Królestwo Przeznaczenia [USUK]Där berättelser lever. Upptäck nu