Rozdział 15.

9 1 0
                                    

- Wzywałeś mnie Wasza Wysokość?- Arthur stanął metr od stołu. Francis posłał mu lekki uśmiech.

- Siadaj Arthurze, nie musisz się mnie bać, ja nie gryzę. Po prostu chciałbym z tobą porozmawiać.

- Przepraszam, ale wolałbym rozmawiać na stojąco, jeśli ci to nie przeszkadza.- Arthur nie chciał siąść naprzeciwko tego króla. Nie lubił go i chciał aby pozostał między nimi dystans. Król roześmiał się i sam wstał od stołu.

- Ale jesteś zawzięty. Taka cecha charakteru jest dziś rzadko spotykana.- Francis wolnym krokiem podszedł do barierki balkonu. Spojrzał na widok za nią.

Arthura przeszył w międzyczasie lodowaty wiatr. Żałował, że ubrał się tak cienko na spotkanie z królem. Francisa ten chłód wydawał się nie ruszać. Pewnie dlatego, że miał pięknie zdobiony płaszcz w kolorze beżu z żółtymi dodatkami. Zdaniem zielonookiego był tandetny.

- Więc w jakim celu mnie wezwałeś Wasza Wysokość?

- Darujmy sobie te formalności dobrze? Mów mi Francis.

- Z całym szacunkiem ale odmawiam. – Francis zaintrygowany odwrócił się w stronę swojego towarzysza.

- Odmawiasz?

- Tak. Niezależnie czy chcę czy nie, jesteś królem. Królowi należyty jest szacunek. Zresztą nie mam powodu na spoufalanie z tobą.- Król Karo był zaskoczony. Większość ludzi chciała go poznać osobiście, a ten mężczyzna miał to gdzieś! Arthur naprawdę był fascynujący, ale król dostrzegł jeszcze jeden szczegół.

- Pochodzisz z plebsu prawda?- Na te słowa, Arthur lekko odchrząknął, czując napływającą powoli czerwień na jego policzki.

- Dlaczego tak myślisz?

- No cóż...dla szlachty to byłby zaszczyt i wzbicie się, że król pozwala sobie mówić po imieniu. Ale osoba z niższych sfer, z powodu swojego statusu, nadal będzie okazywać szacunek.- Arthur zacisnął pięści. Do czego ten król zmierzał? Czy wezwał go tylko po to, by obrażać?

- A jeśli to prawda, to co Wasza Wysokość? Wezwałeś mnie tu, by napawać się swoim statusem? Czy może wyśmiać Alfreda, że ktoś taki jak ja, jest jego doradcą? – Arthur był lekko wściekły. Nie chciał być obrażany, ani tym bardziej aby obrażano Alfreda. Mimo, że to on zmusił go do tego całego cyrku. A jeszcze bardziej słuchać obelg od tego okropnego króla! Francis zdał sobie z całej tej kłopotliwej sytuacji i próbował jakoś załagodzić wiszący w powietrzu konflikt.

- To nie tak... wezwałem cię w innym celu, a nie wypominaniu twojego statusu.

- To po co ta cała gierka?

- Wybacz mi , źle zacząłem. Nie chciałem cię obrazić. Wierz mi, naprawdę podziwiam cię za twój szacunek względem króla. Więc może w ramach przeprosin chcesz zobaczyć mój ogród? Słyszałem, że lubisz kwiaty. - Po tych słowach Arthur zamarł. Mógł zobaczyć ten słynny ogród Karo? Francis zobaczył jak oczy Arthura rozszerzają się. Złapał swojego ptaszka.

- No jeśli to w ramach przeprosin ....to czemu nie...- Arthur zająknął się, A Francis ponownie spojrzał zza barierkę.

- To proszę podejdź tu.

Blondyn nieśmiało ruszył do przodu i stanął obok króla. Gdy wyjrzał zza barierkę, poczuł jak serce mu staje. Pod balkonem rozciągał się nieziemsko wielki ogród. Ten ogród był najpiękniejszym miejscem jakie kiedykolwiek widział. Byłby pewny, że tak wyglądałby raj. W ogrodzie rosły drzewa, krzewy, kwiaty ,zioła, których nigdy nie widział. Wszędzie były małe jeziora, które były połączone między sobą mostkami. Tak jakby rozdzielały konkretne miejsca. Alejki były delikatne wyłożone kostką, którą od trawnika odgradzały delikatne białe kamienie. Cały ogród był oświetlony pięknie zdobionymi latarniami i delikatnymi lampami solarnymi w kształcie małych drzewek. Światło było kolorowe i w naturalny sposób eksponowało najlepsze aspekty rośliny. Arthur wprost zapowietrzył się z zachwytu. Francis posłał mu delikatny uśmiech.

Królestwo Przeznaczenia [USUK]Where stories live. Discover now