Rozdział 6.

20 1 0
                                    


Na drugi dzień, Arthur wstał z samego rana aby przygotować się do pracy. Właściwie, większość nocy nie spał. Zastanawiał się, jak przemienić polanę w piękny ogród. Plany jako takie miał. Zobaczy co mu z tego wyjdzie. Z własnych myśli wyrwało go pukanie do drzwi. Gdy je otworzył ujrzał w drzwiach młodą, brązowowłosą kobietę.

- Dzień dobry panie Arturze. Jak się spało?

- yyy... Dzień dobry. Dziękuje, dobrze. A Pani to?

- O przepraszam! Nie przedstawiłam się. Jestem Karla, pana pokojówka.- Kobieta uśmiechnęła się i żwawo weszła do pokoju wymijając blondyna. Zdziwiła się gdy ujrzała pościelone łóżko.

- Czy ma Pan coś do prania?

- Nie mam. Ja Pani dziękuje ale nie potrzebuję pokojówki. Naprawdę, daje sobie radę sam.

- Rozumiem, jednak zostałam Panu przydzielona przez księcia Alfreda. Jest Pan gościem. Więc traktuję Pana jak gościa.

- To proszę przestać. Ja tu jestem tylko do pracy. Moje stanowisko jest podobne do Pani. Źle się czuje aby mi ktoś usługiwał.

- Ale książę Alfred...

- Nie musi nic wiedzieć. Proszę iść się napić kawy i odpocząć. Sam będę sprzątać i prać. Poza tym proszę mówić mi po imieniu. Na Pana trzeba mieć wygląd i pochodzenie. Jestem Arthur.- Blondyn wyciągnął rękę do kobiety, ta lekko się zarumieniła.

- Karla. - Kobieta uścisnęła rękę i posłała mu promienny uśmiech.- Jakbyś szukał pralni to ostatnie drzwi po lewej stronie korytarza.

- Dziękuję, jakoś trafię. – Blondyn również się uśmiechnął. Kobieta oblała się jeszcze większym rumieńcem.

- Jakbyś miał jakieś pytania lub coś chciał, to daj mi znać. Więc miłego dnia.

- Wzajemnie.

Gdy kobieta wyszła Arthur ciężko westchnął i wyszedł z pokoju z projektem. Czekało go przekopanie większości ogrodu. Miał sporo pracy. Zjadł lekkie śniadanie, popijając je gorzką herbatą. Zrobił też kilka kanapek na wynos. Chciał dziś zrobić jak najwięcej. Jakież było jego zdziwienie, gdy dotarł na miejsce. Cały teren był już przekopany i wygrabiony! Drzewa zostały nienaruszone, stare krzaki i chwasty ułożone w jeden kąt. Dodatkowo stała mała budka, w której były narzędzia. 

- Jak on to wszystko zrobił w jedną noc?! - Arthur wprost nie dowierzał.

- Podoba ci się?- Usłyszał za sobą głos Alfreda. Odwrócił się w jego stronę. - Kazałem wszystko w miarę sensownie przygotować dla ciebie.

- Po co to zrobiłeś!? Prosiłem cię o to?

- No niby nie... Samemu zeszło by ci się z tym. Więc trochę pomogłem. - Alfred wręcz nie krył zadowolenia, Arthur jednak był innego zdania.

- Alfred nie możesz robić takich rzeczy! Przecież mogłem to zrobić sam. Pewnie kazałeś biednym ludziom pracować po ciemku. Jakby to nie mogło poczekać. Podziękowałeś im chociaż za pracę?

- Słucham?! Dlaczego mam im dziękować, to ich obowiązek!

- Rozumiem, ale wiesz trochę empatii by się przydało. Król powinien się troszczyć o poddanych i służbę, prawda? Zwykłe „dziękuje" by wystarczyło. Ehh....- Artur ciężko westchnął i spojrzał na polanę.- To chociaż daj im dodatkowe pieniądze i wolny dzień. Pieniądze dla nich możesz zabrać z mojej pensji. Bo oni odwalili naprawdę kawał dobrej roboty. Poza tym sam chciałem skopać teren. Wiesz, jak się robi coś samemu, wtedy bardziej się to docenia. – Arthur przeniósł wzrok na księcia. Alfred stał zmieszany i tylko drapał się po głowie.

Królestwo Przeznaczenia [USUK]Where stories live. Discover now