Rozdział 3.

14 1 0
                                    


Po wytarciu kurzów, umyciu podłogi, Arthur otarł pot z czoła. Niedawno zamknęli sklep i chłopak postanowił, że posprząta. Nigdy nie lubił bałaganu. Howard nie miał nic przeciwko, chodź wolał aby blondyn miał czasem więcej swobody. Podszedł do chłopaka z dzbankiem wody.

- Masz napij się. Myślę, że podłoga jest wystarczająco czysta. Zobacz, nawet można się w niej przejrzeć!

- Dziękuje, ale jest jeszcze trochę plam.

- Chyba żartujesz. Niby gdzie? Zostaw tą podłogę i idź się zabawić! Dziś święto plonów dlatego zamknęliśmy wcześniej. Musisz się trochę zrelaksować.

- Nie chce Panie Howardzie! Miałem się zająć dziś swoimi słonecznikami!

- Kwiaty poczekają, a życie nie. Zawsze ciężko pracujesz, więc idź zabaw się chodź raz. Zjedz coś dobrego, napij się piwa i masz.- Mężczyzna rzucił przed chłopakiem pieniądze. Ten zdziwiony spojrzał na starszego który się uśmiechał.- To twoja premia za ciężą pracę.

- Ale to za dużo....

- Właśnie, że nie! Bierz i idź się zabaw. Proszę cię chłopcze, posłuchaj raz starszego.- Blondyn niechętnie wziął pieniądze, zdjął fartuch i szedł w kierunku pokoju aby się chodź trochę przygotować.

- Poradzisz sobie? Ja pewnie za jakiś czas wrócę.

- Daj sobie spokój, oczywiście, że sobie poradzę! Wróć kiedy uważasz, może nawet wylądujesz w domu jakieś panienki? – Starszy puścił mu oczko, na co blondyn tylko zrobił się czerwony.

- Myślę, że nie... jestem raczej dżentelmenem. Wolałbym najpierw ją poznać a później dopiero myśleć o takich rzeczach.

- Każdy tak mówi - starszy machnął ręką- ale jak zobaczysz piękną kobietę, taką z którą zapragniesz być, to już nie myślisz jak dżentelmen. Uwierz mi. Pamiętam, jak zobaczyłem pierwszy raz swoją żonę. Była taka piękna i pociągająca w tej niebieskiej sukni. Ehh... wtedy nie myślałem już głową a czymś innym.- Starszy zaśmiał się głośno, na co Arthur zalał się jeszcze bardziej czerwonym rumieńcem. Szybko udał się do pokoju. Wziął czyste ubrania i poszedł do łazienki. Postanowił jeszcze wziąć szybki prysznic przed wyjściem. Gdy skończył stał w lustrze i się sobie przyglądał. W jego mniemaniu wyglądał w porządku. Zwykłe brązowe spodnie, biała koszula, na to kamizelka. Nie brał nic więcej, szykowała się ciepła noc. Spróbował jeszcze uczesać swoje włosy, ale zrezygnował z powodu braku efektu. Złapał torbę z pokoju i wyszedł ze sklepu. Myślał nad słowami staruszka. To nie było tak, że nie chciał poznać jakieś kobiety, po prostu żadna mu się nie trafiła. Miał pecha do kobiet. Nie rozumiał przecież nie był brzydki, raczej przeciętny. Może brwi odstraszają kandydatki? I tak nie zamierzam z nimi nic robić- Stwierdził w myślach i udał się w stronę rynku. Ludzie na około rozmawiali i cieszyli się swoją obecnością. Arthur poczuł ukłucie w sercu. Był trochę zazdrosny. Żałował, że nie miał z kim tak spędzać czasu, więc zajmował się roślinami. One odwdzięczały się pięknie kwitnąc. On je kochał a one jego. Przynajmniej taką miał nadzieję.

Gdy doszedł do rynku rozejrzał się. Pełno kramów z różnymi smakołykami, rzemiosłem ale przede wszystkim roślinami. Uwagę Arthura przykuły lilie. Niby za nimi nie przepadał ale te go zaciekawiły.

- Witam, co to za gatunek?

- A to? To różowa Lilia Drzewiasta.

- Z naszego królestwa? Bo u nas jest raczej rzadko spotykana. I jeszcze taka tania?

- Jest z naszego królestwa. Pochodzi mojej rodzinnej hodowli. Cena jest taka, bo mieliśmy dobry rok. Potrafi wyrosnąć na wysokość 3 metrów! A jak pachnie! Dodatkowo jest wdzięcznym kwiatem, jak zasadzi Pan ją raz co roku będzie kwitła.

Królestwo Przeznaczenia [USUK]Onde as histórias ganham vida. Descobre agora