Rozdział 7.

15 1 0
                                    


Arthur był zdziwiony jak dobrze księciu szła praca. Co prawda po 15 minutach Matthew był cały spocony ale nie poddawał się i nadal pracował. Chodź zielonooki widział, jak pada ze zmęczenia. Jednak książę to książę.

- Odpocznij sobie Matthew, a ja dokończę. Świetnie się spisałeś.

- Dzięki. Chyba trochę się przeliczyłem z pracą. Jeszcze ta pogoda nie sprzyja.

- Cóż faktycznie jest gorąco. Chyba mamy górowanie słońca.

- Wole zimniejsze klimaty....- Matthew otarł pot z czoła i siadł na ziemi. Arthur kopał dalej. Nie przeszkadzała mu zbytnio temperatura. Był przyzwyczajony. Teraz musiał się spieszyć. Jak na razie mieli ledwo wykopany kawałek dołu. A oczko miało być w miarę głębokie. Przekopując ziemię, zielonooki spoglądał co jakiś czas na księcia. Wolał mieć go na oku. Dla niewprawionych upał jest niebezpieczny.

- Arthur?

- Słucham?

- Masz czas dzisiaj wieczorem?

- A czemu pytasz?- Blondyn przerwał pracę. Ocierając pot z czoła, spojrzał na blondyna. 

- Bo chciałbym cię zabrać do królewskiej biblioteki. Przecież obiecałem.

- Nie wiem czy to dobry pomysł. Chciałbym, ale widzisz ile jeszcze z tym wszystkim pracy. Może późną jesienią? Wtedy będę miał dużo czasu. I może w końcu dotrze do mnie to co powiedziałeś. Tyle czasu minęło a dla mnie to wszystko nadal jak czarna magia.

- No dobrze.- Blondyn był trochę rozczarowany, mimo to rozumiał Arthura. Nagle usłyszał lekkie syknięcie. Arthur masował swoją dłoń.- Wszystko w porządku?

- Tak, moja ręka mnie boli. Niby się przyzwyczaiłem, tylko ten ból jest jakoś silniejszy... dziwne.

- Może czegoś dotknąłeś?

- Nie wiem, może. Głupia dłoń.- Arthur spojrzał na nią z pogardą. Ostatnio miewał coraz częstsze ataki bólu. Mało tego zebrały na sile i trwały dłużej. Wszystko od czasu kiedy pojawił się w zamku. Może było tu coś co go drażniło? Tego nie wiedział. Jak na złość maść z aloesu też mu nie pomagała. Miał po prostu pecha. Musiał zrobić sobie przerwę. Z bolącą ręką nie zdziała za dużo.

- Idziemy coś zjeść? Może dzięki temu ta dłoń mnie przestanie boleć.- Arthur otrzepał się z kurzu i  spojrzał na blondyna. Matthew przytaknął. Razem udali się do kuchni. Z dala dało się usłyszeć donośny głos kobiety. Arthura przeszły ciarki. Wiedział do kogo należy. Miał przyjemność poznać go dwa dni temu, w nie najlepszej sytuacji. Zaczął myśleć czy nie zrobić odwrotu. Nie zdążył. Kobieta wyszła i od razu go zauważyła.

- To ty!

- Witam, ładnie Pani wygląda.- Arthur ukłonił się na co kobieta tylko machnęła chochlą.

- Nie pieprz mi tu! Co ja ci mówiłam do cholery?! O przepraszam książę nie zauważyłam cię.

- Nic się nie stało, przyzwyczaiłem się. A o co dokładnie chodzi?- Matthew spojrzał na Arthura który usilnie odwracał wzrok od kobiety. Mała ale dość pulchna kobieta podeszła do księcia i wskazała na blondyna.

- Wasza Wysokość on... on... jest wcieleniem zła!

- Słucham?

- Moja kuchnia, moja piękna kuchnia.... Jak można było ją tak potraktować?!

- Ja tylko chciałem sobie zrobić śniadanie....

- Śniadanie?! Co ty gotowałeś?! Spaliłeś mi 3 garnki i patelnię!

Królestwo Przeznaczenia [USUK]Where stories live. Discover now