39°

2.2K 87 57
                                    

W pokoju zaczynam pakować najważniejsze rzeczy. Postanowiliśmy, że im wcześniej wybierzemy się do Charleston tym szybciej załatwimy tą sprawę a co za tym idzie sprowadzimy John'a B i Sarah do domu. Popakowałam najważniejsze rzeczy i rzuciłam plecak koło drzwi, jutro rano wyjeżdżamy więc czasu mam nie wiele. W tym momencie usłyszałam huk więc odwróciłam się przestraszona ale widząc Rafe'a lekko się uspokoiłam.

– Rafe? Co ty tutaj robisz?– zapytałam podchodząc do niego

– Wylatujemy, jeszcze dzisiaj wieczorem, ja z Ojcem– powiedział wprost.

– Co? Czemu?– zapytałam zszokowana Siadając na łóżku.

– Te pasożyty, Sarah i John, próbowali włamać się do naszego domu i zgarnąć Złoto– powiedział chodząc w jedną i w drugą stronę ciągnąc za końcówki swoich włosów, był wściekły.

– Jak Rafe? O czym ty mówisz?

– Oni żyją i próbują zgarnąć nasze złoto – powiedział i podszedł do mnie łapiąc za ramiona.– Oni żyją i to trzeba jak najszybciej zmienić – był w amoku, nie wiedział co mówi, spokojnie Khai, spokojnie.

– Rafe co ty gadasz! To twoja siostra i dobrze wiesz jak ważny jest dla mnie John B! – powiedziałam przerażona i zrzuciłam jego ręce w moich ramion a on znowu zaczął chodzić po pokoju od czasu do czasu próbując coś powiedzieć. Nagle podszedł do mnie i złapał mnie za dłonie a ja tylko na niego tempo patrzyłam.

– Poleć z nami, razem się ich pozbędziemy, tato da nam trochę kasy, zamieszkamy razem, tak? – patrzył na mnie pewien swojego planu

– Rafe ja...Nie mogę – powiedziałam a on pół wściekły pół zraniony odsunął się.

– Proszę Khai, obiecałaś, że mnie nie zostawisz – powiedział ledwo słyszalnie.

–Tak, obiecałam, że Cię nie zostawię ale nie, że zdradzę moich przyjaciół! Rafe czy ty wogóle słyszysz o co ty mnie w tym momencie prosisz!? Ty chcesz ich zabić Rafe!- słysząc to wyraźnie się skrzywił.– Kocham Cię to prawda ale nie jestem w stanie godzić się na to. – patrzyłam na niego stojąc w szoku i oddychając niespokojnie. Na początku patrzył jedynie tępym wzrokiem w moją stronę ale zaledwie po kilku sekundach zaczął się gwałtownie zbliżać w moją stronę.

– Musisz wybrać w końcu, albo ja albo te płotki. Nie możesz wiecznie udawać, że nas nie ma – powiedział ani przez sekundę nie przerywając naszego kontaktu wzrokowego – wybieraj.

Patrzyłam na niego z gwałtownie bijącym sercem, jego wzrok nie przyjmował odmowy a ja nie byłam gotowa na zdecydowanie o tym

– Ja nie dam rady Rafe, nawet nie wiesz jak ciężko jest mi wybrać! To jest niemożliwe! – oczy piekły niesamowicie a czułam jak w ich kącikach zbierała się przeźroczysta, słona ciecz potocznie zwana łzami.

– Więc w ten sposób wybrałaś ich – powiedział tylko z miną niewyrazajacą żadnych emocji po czym tak jak wszedł przez okno tak wyszedł.

_____________________________

– Nareszcie jesteście! – plecak wrzuciłam na przyczepę wozu Pope'a wsiadając potem do środka – Gdzie Kiara?

– Właśnie mieliśmy po nią jechać, gotowa? – JJ odwrócił się w moją stronę opierając się o fotel, zmarszczył brwi – Czemu masz podpuchnięte oczy?

– Jestem gotowa – powiedziałam tylko na co ten westchnął i wrócił do poprzedniej pozycji a ja oparłam głowę o zagłówek przymykając lekko oczy I uspokajając oddech.

Podjeżdżając pod jej dom już nawet w samochodzie słyszeliśmy krzyk Kiary i jej mamy. To nie zapowiadało się dobrze. Popatrzyłam na pozostałą dwójkę i wysiadłam szybko z samochodu biegnąc po drewnianych schodkach w stronę wejścia do jej domu

Kłóciły się obydwie a po ich policzkach spływały łzy. Stanęłam w drzwiach patrząc na nie i nie wiedząc co powiedzieć do momentu aż wzrok Pani Carerra spoczął na mojej osobie.

– Khai! Przemów jej do rozumu! – popatrzyła na mnie wręcz błagalnym wzrokiem aż poczułam jak mnie pieką oczy.

– Ja- nie mogę– zlapałam Kiarę za rękę– jestem w tej samej sytuacji co Kiara, przepraszam– powiedziałam a wcześniej wymieniona wyciągnęła nas na zewnątrz, pozbieraliśmy rzeczy Kie, które jej mama wyrzuciła i wsiadłyśmy do auta. – poprostu już odjeżdżajmy.

____________________________

Po długiej podróży, którą w połowie byliśmy zmuszeni zrobić długą przerwę wreszcie minęliśmy ogromny znak z napisem Charleson. Słońce świeciło intensywnie a przez otwarte okna samochodu wlatywał podmuch wiatru rozwiewając nasze włosy i doprowadzając nas tym do uśmiechów na twarzach. Dzień zapowiadał się naprawdę dobrze a co za tym szło naszą nadzieja na powodzenie planu wzrastała z każdą możliwą chwilą. Co prawda nie mieliśmy kontaktu z Sarah i Johnem B, ba z nikim i tak byliśmy przepełnieni nadzieją.

Wjechaliśmy do dzielnicy z ogromnymi, bogatymi domami w potem stanęliśmy przed jednym z nich.

– Napewno chcesz tam iść sam? – zapytał JJ patrząc na niego uważnie podobnie jak ja i Kie.

– Napewno

Wszedł do środka a my zostaliśmy przed bramą. Bawiłam się małymi nitkami przy moich spodenkach do momentu aż usłyszeliśmy krzyk Pope'a i zobaczyliśmy go uciekającego, zgarnelismy rzeczy i pobiegliśmy pod wpływem impulsu od razu mu pomóc. JJ zwinnie przeskoczył nad murem a chwilę potem obydwoje upadli obok nas

– w nogi! – krzyknął i całą trójką zaczęliśmy uciekać przed siebie co jakiś czas oglądając się do tyłu i patrząc za mężczyzną.

– Cholera– powiedziałam gdy na coś wpadliśmy, a raczej na kogo. W szoku patrzyłam na Sarah i John'a B.

– Wsiadajcie! – razem z Kiarą wskoczyliśmy do środka roweru wycieczkowego a chłopcy pomagali Johnowi B przyspieszyć go. Gdy zgubiliśmy faceta i stanęliśmy w miejscu najpierw rzuciłam się na Johna B a potem na Sarah. Odsunęłam się gdy lekko się skrzywiła.

– co się stało? – popatrzyłam na nią a ta lekko odsłoniła materiał jeansu ukazując opatrunek– czy ktoś Cię..?

– Zastrzelił, tak i chyba domyślasz się kto– powiedziała smutnk wpatrujące się w moją stronę a pojęcie to uderzyłk w moją stronę nagle i niespodziewanie.

– Ten sukinsyn chciał ją zabić, nienawidzę go z resztą tak sam jak ty – John B objął mnie ramieniem – Trzeba będzie coś z tym zrobić, napewni mas też będzie próbował – powiedział anja tak jak wcześniej wpatrzyłam się w jeden punkt. Próbowałam odwlekać teb moment jak najdłużej tylko mogłam ale teraz już wiem, będę musiała wybrać pomiędzy przyjaciółmi a miłością.

– Zostawiliśmy przy brzegu łódź, mamy paliwo popłyńmy razem – powiedziała Sarah co wyrwało mnie z zamyślenia.  Pokiwałam tylko głową na twarz przywołując jeden z świetnie wyuczonych uśmiechów i pojechaliśmy w tamtą stronę jakiś czas potem wsiadając na łódkę. Nadal byłam pogubiona, cała ta sytuacja była fatalna ale chyba nie mogło już być gorzej niż to.

Nie mogło, prawda?

**********************************

Z mroźnego dworca dla was!

Wasza MayStyles06 ♡


𝐀𝐧𝐝 𝐈 𝐏𝐫𝐨𝐦𝐢𝐬𝐞 𝐓𝐫𝐲 𝐍𝐨𝐭 𝐓𝐨 𝐊𝐢𝐥𝐥 𝐘𝐨𝐮▪︎Rafe Cameron ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz