Rozdział 10

499 62 17
                                    

Hitoshi wiedział dużo z wczoraj podsłuchanej rozmowy. Nie był zaskoczony, gdy rano okazało się, że Ayuzawy nie będzie na zajęciach. Dla reszty klasy było to obojętne, więc mogli przeoczyć ten fakt. Zastanawiał się tylko, czy dziewczyna już się obudziła po leczeniu u Recovery Girl. Zmęczenie dawało o sobie znać, bo nawet zdrowe (w jego przypadku) pięć godzin snu, nie mogło uzupełnić baterii energii. Niełatwo skupiał się na zajęciach, zwłaszcza na angielskim, co nie umknęło Yamadzie. Ten natomiast domyślał się, co mogło być powodem podłego nastroju n nastolatka. Pół szkoły dość szybko wiedziało, że Inori Ayuzawa była cieniem Shinsou i podążała za nim, przez co uważano ich za parę przyjaciół.

— Psst... —  Usłyszał za plecami, czując jak tępa końcówka ołówka dźga go w plecy. Wykorzystując nieuwagę nauczyciela, odwrócił się przez ramię, zauważając od razu roziskrzone oczy koleżanki z klasy. — Hej... robisz coś po lekcjach?

Chłopak nie odpowiedział, ponownie wbijając wzrok w swój zeszyt do angielskiego. No tak... był już poniedziałek, a do incydentu doszło z soboty na niedzielę. Do tej pory nauczyciele nie mówili nic o stanie uczennicy z klasy 1-C. Od kiedy zostawił ją tam w gabinecie, nie odwiedził jej ani razu. Nie miał odwagi, ale też nie czuł się zobligowany do odwiedzenia Inori w gabinecie pielęgniarki. Swoją rolę odegrał bohatera, a teraz pozostawało czekać. O dziwo, kilkoro uczniów z profilu bohaterskiego odwiedzało czarnowłosą. I z jakiegoś powodu uważali, że musieli mu zdawać relację, co się dzieje z dziewczyną.

Kolejne dźgnięcie ołówkiem nieco zirytowało Hitoshi'ego, nie mającego najmniejszej ochoty na dziecinne zaczepki. Gdy Yamada zapisywał coś na tablicy, ten ponownie zwrócił się do natarczywej Miyazuno. Uniósł brwi w niemym pytaniu, czekając aż dowie się, jaki był powód bezczelnego dźgania go ołówkiem. Miyazuno czując na sobie fioletowe tęczówki, uśmiechnęła się figlarnie, zaczesując jasne włosy za ucho, nieśmiało bawiąc się ołówkiem. Chaotyczne ruchy przedmiotem przypomniały mu o tym, co w łazience pokazywała Inori — nie potrafił jej zrozumieć. Może błagała go o pomoc? Tłumaczyła coś? Odpowiadała na jego pytania? 

Nie. Cokolwiek wtedy przedstawiało, stanowiło ważną część zagadki. Przed oczami z pamięci potrafił odtworzyć tych kilka desperacko wykonanych gestów.

— To... —  przeciągnęła sylabę dziewczyna, chcąc przypomnieć o swojej obecności —  chcesz gdzieś dziś wyjść? — Uśmiechnęła się szerzej.

—  W sumie... —  zaczął, zastanawiając się nad pomysłem, który przed chwilą wpadł mu do głowy. Jego działania zawsze bywały przemyślane, ale ten spontaniczny plan miał rację bytu. —  Tak właściwie to muszę coś załatwić.

— Och —  jęknęła Miyazuno. —  Nie potrzebujesz pomocy?

—  Nie.

Odwrócił się ponownie w stronę tablicy. Nie zwrócił uwagi na rozzłoszczone spojrzenie koleżanki. Był zbyt zdeterminowany i niecierpliwie wyczekiwał końca zajęć. Następnie musiałby odnaleźć Aizawę, bo ten zapewne zgodziłby się z tym pomysłem i dałby mu zgodę na opuszczenie terenu U.A.. Do wolności musiał przeżyć jeszcze dwie lekcje, do tego przerwa obiadowa i wychowawcza. Od tego momentu czas zaczął mu się niesamowicie dłużyć. Dzwonek okazał się wybawieniem. Zerwał się z miejsca i jako pierwszy opuścił salę lekcyjną, co było do niego niepodobne. Popędził od razu do pokoju nauczycielskiego, zatrzymując się w półkroku. Nieświadomie zabłądził w okolice gabinetu Recovery Girl. Przełknął ślinę, walcząc z samym sobą, by nie zajrzeć przez okienko, czy Inori przypadkiem się nie obudziła.

Naiwnie wierzył, że gdyby tak było, ktoś by mu o tym powiedział. Na stołówce zajął jedyne miejsce oddalone od zbyt głośnych rozmów. Pech chciał, że niedaleko niego siedziała klasa 1-B. Przez dłuższy czas był skazany na słuchanie wywodu Monomy, chwalącego własną klasę i jej postępy. Odłożył widelec, słuchając znajomy głos, który jak się okazało należał do Tetsutetsu. Biedak rozpaczał nad złamanym sercem, Hitoshi słuchał go, że prawie zrobiło mu się go żal, ale tylko trochę.

Albo wcale.

Hitoshi sięgnął po komórkę, dostrzegając wiadomość od nieznanego numeru. Ayuzawę miał zapisaną, więc wiedziałby, że to od niej. Po zaskakującej ilości emotek, a także treści wiadomości, wiedział, że Denki Kaminari w czarodziejski sposób zdobył jego numer. Chłopak powstrzymał się przed rozejrzeniem dookoła, czy przypadkiem nie jest na prostej linii obserwacji. Z wyrzutem spojrzał na ledwo ruszoną porcję obiadu, przyznając się, że wcale nie ma apetytu. Zebrał swoje rzeczy, a tacę z jedzeniem oddał. 

Lekcje nigdy się nie skończą, tak sobie powtarzał, dopóki nie zadzwonił zbawienny dzwonek. Od razu podążył do pokoju nauczycielskiego w nadziei, że natknie się tam na Aizawę. Zignorował okrzyki kolegów ze swojej klasy.

— Oi! Shinsou! — Usłyszał za sobą, przymykając oczy, aby się uspokoić. Z kamienną miną odwrócił się, jak się okazało do piątki licealistów. — Kaminari.

— Co tu robisz? — zapytał podekscytowany. Z podobnym zainteresowaniem przyglądała mu się jedyna dziewczyna w towarzystwie. Mina Ashido. — My całym squadem chcemy wyrwać się na miasto, aby uzupełnić zapasy. Skończyły mi się czekoladowe batoniki.

— A mi się popsuła ładowarka — bruknął czarnowłosy, o ile Shinsou pamiętał, nazywał się Sero. — Ponieważ jeden głupek dał za dużo mocy i mi ją sfajczył!

— Trzeba było patrzeć, co mi wkładasz do ust — prychnął Denki, nie przejmując się dwuznacznością wypowiedzi. — Poniosło mnie, przeprosiłem! A ty? — Na nieszczęście Hitoshi'ego blondyn przypomniał sobie o nim. 

— Ja...

Był kiepskim kłamcą. Znaczy się... nie miał okazji wymyślać kłamstw. Co miał odpowiedzieć grupce uczniów? Wystarczył zabójczy wzrok Bakugou, którego naprawdę nie interesowała jego osoba. I to ze wzajemnością. Gdyby podzielił się z nimi swoim planem, na pewno doczepiliby się i utrudniali mu wystarczająco ciężkie zadanie.

— Muszę coś załatwić na mieści — burknął, uciekając wzrokiem. — Pomyślałem też, że może Ayuzawa będzie chciała napić się soku malinowego zamiast wody, kiedy się obudzi — palnął bez namysłu, po czym zdał sobie sprawę, że powiedział to na głos.

— Kya! — zawołała Ashido. — Jakie to urocze! Dlaczego wy nie możecie mi kupować soku, kiedy nie mogę iść do sklepu, bo na przykład mam karne lekcje?

— Trzeba było się uczyć kosmitko, a nie na innych teraz żerować — warknął Bakugou, który mając dość tej rozmowy, podszedł do drzwi i zaczął głośno w nie uderzać.

Przez pewien czas nikt nie otwierał drzwi do pokoju nauczycielskiego. Z ociąganiem w drzwiach stanął obiekt zainteresowania całej szóstki — Shouta Aizawa. Mężczyzna uniósł wysoko brwi na widok całej zgrai, dodatkowo był tu Hitoshi, zupełnie nie pasujący do reszty. Stał cicho i czekał na swoją kolej, kiedy reszta się przekrzykiwała.

— Czyli wszyscy chcecie zezwolenie na wyjście? — spytał, choć znał odpowiedź. — Nie puszczę całej waszej piątki po ostatnim incydencie. Kirishima i Kaminari zostajecie. — Obaj chłopcy jęknęli rozczarowani. — Zaraz napiszę wam zezwolenia.

Kirishima odprowadził z zaciśniętymi zębami udającego płacz Kaminari'ego, zostawiając resztę z tyłu. Sero chichrał się pod nosem na ten widok. Ashido w ciszy przyglądała się fioletowowłosemu. Coś zaczęło w głowie świtać, pewna mała myśl, ale stwierdziła, że tym razem to nie jest czas na droczenie się z kimś.

Zwłaszcza z Hitoshim Shinsou, zdolnym wyprać ci mózg.

Aizawa szybko wrócił i podał uczniom zezwolenia. Przez moment czekał na jakieś wyjaśnienia Shinsou, ale ten tylko podziękował i odszedł, kierując się w stronę wyjścia z U.A.. Cały dzień spędził w szkole, a teraz drugie tyle miał spędzić łażąc po księgarniach i biliotekach, bo chciał jeszcze bardziej upodobnić się do swojego mentora. No i nauczyć się czegoś pożytecznego.

Bez Kontroli | Hitoshi ShinsouOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz