Rozdział 24

273 47 23
                                    

Shinsou z pewną dozą zadowolenia patrzył, jak człowiek nazywany ,,Jasonem'' odwraca się od niego i zmierza w innym kierunku, nie oglądając się za siebie. Popatrzył na drugiego mężczyznę, czekając na jego jakąkolwiek reakcję — szybko ustalił, że Jason posiadał tylko pistolet, który upuścił wbrew sobie, gdy tylko wpadł w sidła daru chłopaka. To był ich największy błąd. Przecenili swoje zdolności, nie znając daru Hitoshi'ego. A przecież od dawna powtarzano, by nie lekceważyć dzieciaków z U.A., ponieważ nikt, kto tam trafia, nie jest przeciętnym gówniarzem z wygórowanym ego. Chyba, że Bakugou, pomyślał odruchowo Shinsou. Tak, ten gbur miał wygórowane ego, ale moc miał potężną.

— Zaczynam sądzić, że nie lubicie żartów o kotach — westchnął Hitoshi, spoglądając prosto w oczy Gatta, który od razu je zakrył dłonią, drugą szukając za pasem jakiejś broni. — Co robisz?

— N-nie wiem, co zrobiłeś Jasonowi, ale ja się nie dam! — krzyknął. Zapewne założył, że przez kontakt wzrokowy dzieciak przejmuje kontrolę nad drugą osobą. Po części była to prawda, lecz działało to na trochę innych warunkach. — Zdychaj, smarkaczu!

Gatt chwycił za mini pistolet, najwidoczniej nie uzbroił się lepiej, z góry zakładając, że nic więcej nie potrzeba do przesłuchiwania na pozór niegroźnego nastolatka. Jeszcze kilka miesięcy zgodziłby się z nimi, ale od porażki na Festiwalu Sportowym ciężko trenował pod okiem Aizawy. Jeśli by tu zginął, okryłby hańbą własnego nauczyciela, który pokładał w nim spore nadzieje. Nie mógł i nie chciał go zawieść. Druga sprawa, że w akademiku jego klasy spoczywała naprawdę załamana dziewczyna, będąca dla Hitoshi'ego szczerze ważną osobą.

Broń zaczęła strzelać drobnymi pociskami, zrobionymi z ołowiu. Jednak strzelanie na oślep nie mogło przynieść nic dobrego. Hitoshi dla własnego bezpieczeństwa oraz pewności, że fala nagłych wystrzałów nie zaalarmuje pozostałych zbirów, od razu pochwycil go w sidła quirku. Gatt zamarł w miejscu, po czym pochylił się nisko, by odłożyć broń przy swoich stopach i posłusznie kopnąć ją w stronę fioletowowłosego. Hitoshi ani myślał dotykać tej broni. Z różnych pobudek, ale przede wszystkim wierzył, że nie jest mu potrzebna. Zostawił dwóch mężczyzn z wypranymi mózgami, którzy stanęli w kącie i w dość dwuznaczny sposób głaskali ścianę. 

Tak, jak powiedział wcześniej Gatt, w drugim pomieszczeniu (do którego łatwo było przejść, bo drzwi prowadzące do ,,celi'' chłopaka, nie były nawet zamknięte na klucz) przebywał niejaki Paulo, a może nazywał się Paweł? Od początku Hitoshi nie potrafił określić, jakiej dokładnie są narodowości ludzie tej szajki. Nie zdziwiłby się, gdyby okazało się, że to w rzeczywistości większa mafia, mająca ludzi w każdym kraju świata. Zadrżał na tę myśl. Najważniejsze było zapamiętać, że to Mara rządziła wszystkim. Kimkolwiek była. 

— Przepraszam? — zagaił mężczyzn, którzy z zaskoczeniem popatrzyli na swego niedawnego więźnia. Zdezorientowani wycelowali w niego bronią palną. Ich broń może nie była super karabinem szturmowym, ale robiła większe wrażenie niż mały pistolecik Gatta. — Gdzie jest toaleta?

— Gdzie jest Ja.... — przerwał jeden, opuszczając broń wycelowaną w Hitoshi'ego. Odwrócił się nagle w drugą stronę i strzelił drugiemu towarzyszowi, stojącemu za nim, w stopę. Ten ryknął głośno i upadł na ziemię, trzymając się za krwawiącą stopę. Hitoshi'ego zaskoczyło takie działanie, bo nie tego chciał od mężczyzny. Miał opuścić broń i nie zatrzymywać go. 

— Choche! Co ty robisz, do chuja?! Pauolo, dzieciak ucieka!

Ale Hitoshi nie uciekał. Z zamaskowanym przerażeniem patrzył jak mężczyzna z wypranym mózgiem celuje Paulowi w głowę i pociąga za spust. Krew z rozsadzonej czaszki prysnęła dookoła, na co postrzelony w stopę człowiek zapłakał, błagając o litość. Bezskutecznie. Kontrolowany przez Shinsou mężczyzna wycelował w innego kolegę i jego również zastrzelił czystym strzałem w głowę. Ostatni został płaczący człowieczek, leżący we krwi Pauolo i we własnym moczu. Choche, tak został nazwany, wymierzył do niego. Hitoshi nie wiedział, co się dzieje. Dlaczego on ich mordował?! Nie takie były rozkazy!

Bez Kontroli | Hitoshi ShinsouDonde viven las historias. Descúbrelo ahora