Rozdział 23

253 45 51
                                    

Dźwięk uderzenia rozległ się wśród ścian magazynu. Krzesło upadło z hukiem, ale wkrótce zostało znowu podniesione. Siedzący na nim chłopak splunął krwią na bok, nie zmieniając swojego wyrazu twarzy - byłby idealnym graczem w pokera. Teraz grał w nieco inną grę o znacznie większą stawkę. Jego celem w tej grze nie było zwyciężyć, lecz odkryć wszystkie karty swoich przeciwników.

Dlatego Shinsou grał w ich grę, blefował jak zawodowy pokerzysta. Oberwał już tyle razy, że czuł każdy swój mięsień ciała. W uszach mu dzwoniło, krew wrzała i parzyła jego skórę, gdy spływała strużką z nosa, z rozciętej wargi i łuku brwiowego. Czy kiedykolwiek dostał taki łomot? Siniaki z pewnością długo pozostaną i będą się jakiś czas goić. Lewy bark bolał go niemiłosiernie, bo uderzył nim, gdy mężczyzna przed nim nie wytrzymał i kopnął go w brzuch, przewracając krzesło.

- Zacznijmy jeszcze raz. Od początku - powiedział mężczyzna z tatuażami. - Dlaczego szukałeś Tori'ego?

- By dowiedzieć się, dlaczego sprowokował moją koleżankę - odparł spokojnie.

- Tyle zachodu o coś tak durnego? - zakpił sobie mężczyzna, unosząc wysoko brwi. Najwidoczniej szczerość z ust Hitoshi'ego w ich oczach uchodziła za takie samo kłamstwo jak prawdziwe oszustwo. - Gadaj zdrów.

- Tori miał zadanie - wtrącił się drugi głos.

Do pomieszczeń wszedł inny mężczyzna, jego Shinsou jeszcze nigdy nie widział. To udowadniało podejrzenia, że w magazynie przebywało jeszcze kilka osób. Pytanie tylko: ile? Gdyby licealista spotkał tego człowieka nigdy nie połączyłby go z półświatkiem - nosił elegancką, granatową koszulę z rozpiętymi pod szyją dwoma guzikami. Spodnie najwyższej jakości opinały mięśnie jego ud, a buty? Tak, buty najbardziej pokazywały status mężczyzny. Lakierki i to za grube pieniądze. Włosy, jasne i starannie zaczesane do tyłu kontrastowały z ciemnymi jak noc oczami. Hitoshi zastanawiał się, czy powinien znać człowieka przed sobą.

- To jest ten intruz? - sapnął do wytatuowanego towarzysza, na co ten przytaknął. - Oh, więc przeszkodą jest... Dzieciak? Jak cię zwą?

- Shin Namikawa - skłamał, z zaskakującą łatwością. - Nie wiem, co tu robię, chciałem tylko wyjaśnić sprawę z tym waszym Torim.

- Tori nie żyje.

Jasnowłosy mężczyzna obszedłem Hitoshi'ego, uważnie mu się przyglądając. Wyciągnął z kieszeni drogich spodni najzwyklejsze cygaro. No przecież ktoś z takim strojem nie mógł zadowolić się byle papierosem. Teraz dopiero chłopak zdał sobie sprawę z jeszcze jednej rzeczy. Mężczyzna z cygarem, choć mówił płynnie po japońsku, miał amerykański akcent. Czyli nie był Japończykiem albo po prostu więcej czasu spędził w Ameryce, gdzie nabawił się akcentu.

- Proszę?

- Tori miał za zadanie odnaleźć użytkownika daru: Kwiatów Wiśni. Na pozór zwykły dar, aczkolwiek jest teraz w rękach dziecka, które nigdy nie powinno go mieć.

Hitoshi widział w tym swoją szansę. Pierwsza karta została odkryta, ci ludzie nie szukali Inori Ayuzawy, lecz mocy, którą posiadali. Wiadomym było, że dary się nie powtarzały u przypadkowych ludzi, identyczny dar można było odziedziczyć po rodzicach, jednym lub drugim, czasem zdarzała się tak zwana mutacja - gdy dziecko posiadało zupełnie inny dar niż członkowie rodziny. Jeśli ktoś operował darem z wykorzystaniem żywiołu ognia, to ktoś gdzieś mógł posiadać podobną moc, ale działającą na innych warunkach. I im akurat zależało na mocy Inori. Dlaczego?

- Kwiaty wiśni? Nie wiedziałem, że jesteście botanikami.

- Bo nie jesteśmy, synu - kontynuował Amerykanin. - Widzisz... Zapewne słyszałeś już o kimś takim jak All for One? - Shinsou przełknął ślinę.

Bez Kontroli | Hitoshi ShinsouWhere stories live. Discover now