"Strefa przyjaźni" ver. 2

2.7K 125 5
                                    


- I dlatego uważam, że karanie kogoś, kto nie miał praktycznie żadnego wyboru, jest niewłaściwe i zgromadzeni tu dziś członkowie Wizengamotu, muszą być świadomi tego, że absolutnie tego nie popieram – zakończyła pewnie i z wysoko uniesionym podbródkiem.


Zacisnął dłonie w pięści, by nie zacząć klaskać. Pamiętał jej przemowę na własnym procesie, nie była, aż tak gorąca, ale ostateczna konkluzja była podobna. Ta dziewczyna miała w sobie ogień, który płonął jasno i dawał nadzieje, nawet takim przegranym w wyniku wojny jak on. Dlaczego to robiła? Nie miał pojęcia, ale też nie mógł nie przyznać, jak bardzo mu to imponowało i jak bardzo wpływało to na wszystkie jego poglądy, które tam dumnie wygłaszał przez lata.


Jak ta dziewczyna mogła być w czymkolwiek od niego gorsza, skoro miała w sobie taką moc? I nie chodziło tu tylko o jej magię. Miała moc przebaczania i niesamowicie dużo empatii w swoim sercu.

Była wyjątkowa.

Spojrzał na siedzącą obok niego żonę, która mocno zaciskała kciuki, nie odrywając wzroku do ich syna, posadzonego na ławie oskarżonych.

Na jej procesie panna Granger również zeznawała. Podobnie zresztą, jak pan Potter. Wybronili Narcyzę od jakiejkolwiek kary, za co na zawsze pozostawał im wdzięczny. On sam dostał rok aresztu domowego i zakaz używania różdżki w tym samym czasie. Mogło być o wiele gorzej.

Teraz przyszła pora na Draco, a Lucjusz liczył, że jego syn również skończy z jak najłagodniejszym wyrokiem. Apel jego szkolnej koleżanki, którą przez lata z przyjemnością dręczył, widocznie nim wstrząsnął. Lucjusz widział, jak jego syn uciekał wzrokiem, nie chcąc zbyt długo na nią patrzeć.

Siedząca po drugiej stronie jego żony, Pansy Parkinson była śmiertelnie blada. Lucjusz widział, że ona również zaciska swoje małe piąstki, trzymając kciuki tak mocno, aż pobielały jej od tego kostki.

Nawet lubił tę małą, filigranową brunetkę, która od lat w powodzeniem uganiała się za jego synem. Wiedział, że w najgorszym czasie swojego życia, Draco zwrócił się do niej i znalazł u niej prawdziwe wsparcie. Nie sądził jednak, by miało to oznaczać, że ta dwójka była sobie przeznaczona. To nie był ten rodzaj więzi...

Ponownie spojrzał na syna. Musiała minąć dłuższa chwila, aż wreszcie to dostrzegł. Draco, pomimo swojej wyraźnie załamanej i zamkniętej postawy – opuszczonej głowy i oczu wbitych w swoje własne buty, raz na jakiś czas – na krótko, nie dłużej niż trwa mrugnięcie – spoglądał ukradkiem w stronę Hermiony Granger.

A jego wzrok wtedy chociaż na krótką chwilę odzyskiwał dawny blask i iskrę życia.

To wiele wyjaśniało.


💕💕💕


Pierwsze święta po wojnie nie były specjalnie radosne. Lucjusz był jednak szczęśliwy, że spędzali je razem. Draco przyjechał do domu, z wciąż trzymającą się u jego boku panną Parkinson, która nie chciała wracać do domu, by móc zobaczyć się ze swoim chamskim i gburowatym ojcem.

- Co ciekawego dzieje się w szkole? – spytała Narcyza, siląc się na uprzejmość, choć Lucjusz dobrze wiedział, że jego żona akceptowała Pansy tylko dlatego, że Draco tego oczekiwał.

Jego żona nie była ślepa... A nawet byłby skłonny powiedzieć, że była bardziej spostrzegawcza niż on. Zapewne też już wszystko wiedziała.

- Jakoś dajemy sobie radę – Pansy uśmiechnęła się blado. – Mieszkamy w osobnych dormitoriach, połączonych jednym pokojem wspólnym z całą resztą uczniów, którzy również powrócili dokończyć edukację.

- To musi być ciekawe – ciągnęła rozmowę Cyzia.

- Nie jest – burknął pod nosem Draco, niemrawo grzebiąc widelcem w swoim talerzu.

- Nie mów tak – Pansy uśmiechnęła się do niego. – Wreszcie zaczęliśmy się przecież dobrze ze wszystkimi dogadywać.

- Naprawdę? – Narcyza chciwie nadstawiła uszu. – Z gryfonami także?

- Tak – przytaknęła panna z entuzjazmem Parkinson. – Draco nawet ma kilka wspólnych projektów naukowych z Hermioną Granger.

- Doprawdy? – Lucjusz spojrzał z zainteresowaniem na swojego syna, którego policzki okryły się nagle delikatnym rumieńcem.

- To tylko wspólna nauka – odburknął Draco, na krótko spoglądając ojcu w oczy.

- Hermiona jest bardzo miła – ciągnęła temat Pansy. – Ona i Ron w końcu przekonali się do nas, jak i do reszty ślizgonów i zaczęliśmy razem spędzać wieczory w pokoju wspólnym.

- Więc teraz mówicie do niej Hermiona...? - Lucjusz wypowiedział to imię powoli, dokładnie je przy tym akcentując.

Draco uniósł głowę i rzucił ojcu harde spojrzenie, jakby chcąc sprowokować go do wypowiedzenia jakiejś obelgi na temat tej dziewczyny. Lucjusz ledwo zdusił uśmiech. To był ten sam blask, co wtedy na sali sądowej Wizengamotu.

Hermiona Granger z pewnością nie była obojętna jego synowi i nie byłby sobą – czyli ślizgonem z krwi i kości, gdyby nie dowiedział się o tym czegoś więcej.


💕💕💕


Był zdziwiony, że jego syn zdecydował się akurat na magomedycynę, aczkolwiek pomysł nie wydawał mu się taki zły. Uzdrowiciel był prestiżowym i cenionym w magicznych świecie zawodem, więc nazwisko Malfoyów nie powinno na tym ucierpieć.

Interesującym było jednak to, że jak Draco wspomniał niby mimochodem, przy jakiejś okazji – panna Granger również wybierała się na ten sam kierunek. Lucjusz słyszał, jak Narcyza spytała Pansy pokątnie, czy nie przeszkadzało jej to, jak wiele czasu Draco spędzał ostatnio w towarzystwie ślicznej gryfonki, na ich wspólnej nauce w bibliotece.

Panna Parkinson odpowiedziała coś o tym, że są oni tylko przyjaciółmi, a ona sama również zaprzyjaźniła się z Hermioną i całkowicie jej ufała.

Lucjusz nie wątpił, że Pansy nie miała powodów do obaw. Draco z pewnością jej nie zdradzał, a i panna Granger zapewne nie była zainteresowana romansem, skoro podobno była już w poważnym związku z tym najmłodszym chłopakiem Weasleyów.

Jednak w tym wszystkim było coś, co nie pozwalało seniorowi rodu Malfoyów przejść nad tym wszystkim obojętnie. Musiał dowiedzieć się więcej.

- I jak? Draco napisał coś ciekawego w swoim liście? – zapytał Lucjusz, gdy pewnego wieczoru siedzieli razem w salonie, przy herbacie i butelce najlepszego, skrzaciego wina.

- Trochę o nauce, trochę o quidditchu... Egzaminy się zbliżają, więc się denerwuje. Przekazał też pozdrowienia od Pansy i podziękowania od Panny Granger, za wypożyczenie jej z naszej rodzinnej biblioteki księgi o miksturach uzdrawiających.

Lucjusz uśmiechnął się lekko sam do siebie. To był dobry ruch... Gryfońska przyjaciółka Pottera, była niesamowicie chłonna wiedzy, a Lucjusz nie widział przeszkód, by jej pomagać w jej zdobywaniu, zwłaszcza jeśli ciągnęła za sobą Dracona...

- Powiedz mi, moja droga... czy lubisz tę małą córkę Parkinsona? – zagadnął niby mimochodem.

Narcyza skrzywiła się lekko pod nosem.

- Nie mam nic przeciwko niej. To dobra dziewczyna. Dalece lepsza od swojej głupiutkiej matki i niesamowicie niepodobna z charakteru do swojego obrzydliwego ojca.

- Coś jeszcze...? – Lucjusz doskonale wiedział, że to nie wszystko.

- Nadaje się na dobrą, poukładaną żonę czystej krwi. Dobrze zna Dracona i dobrze dba o jego potrzeby.

- Czy to wszystko...? – Lucjusz pytająco uniósł brew.

Narcyza spojrzała na niego z kwaśnym grymasem.

- Co chcesz usłyszeć? Że wolałabym, żeby zamiast żony, która pasuje do wzoru, miał taką, która nie pasuje, ale za to Draco ją kocha? – Narcyza brzmiała na dziwnie poirytowaną.

- Tak – odpowiedział z delikatnym uśmiechem. – Dokładnie to, chciałbym od ciebie usłyszeć moja droga.

Lucjusz patrzył, jak jego żona rozchyla usta, jakby chcąc mu coś powiedzieć, jednak wyraźnie się przy tym wahając.

- I czy to coś zmieni? – spytała wreszcie cicho.

- A chciałabyś, by zmieniło? – odpowiedział patrząc jej w oczy.

- Bardzo – odpowiedziała od razu. – Chcę dla mojego syna całego szczęścia, jakie tylko będę w stanie mu dać...

- Dla naszego syna – przypomniał jej wyraźnie.

Narcyza obdarzyła go ciepłym, porozumiewawczym uśmiechem.

- To może nie być proste... - wyszeptała, wyraźnie wzruszona.

- Zobaczymy – skomentował krótko Lucjusz, po czym sięgnął po wino, by uzupełnić im kieliszki.

Nie nazywałby się Malfoy i nie był potomkiem tego rodu, gdyby takie rzeczy miał pozostawiać przypadkowi.

💕💕💕

Narcyza ubolewała, gdy Draco zapowiedział, że chce zamieszkać samodzielnie, po zakończeniu szkoły. Samodzielnie, nie wiązało się jednak w jego mniemaniu z mieszkaniem samemu.

- Jak poszukiwania lokum? – spytał Lucjusz, gdy wieczorem Draco usiadł razem z nim i Narcyza w salonie, by chwilę porozmawiać.

Skończył szkołę trzy tygodnie temu i wyraźnie chęć wyfrunięcia z rodzinnego dworu mocno mu już doskwierała.

- Świetnie. Wpadłem zobaczyć jedno dziś po południu i spełnia wszystkie moje oczekiwania – opowiadała, wyraźnie zrelaksowany.

Narcyza skrzywiła się pod nosem i przeprosiła na chwilę, wymawiając się koniecznością zamienienia kilku słów ze służbą o jej jutrzejszym spotkaniu na herbatę, organizowanym w jej oranżerii.

- To kiedy się wyprowadzasz? – Lucjusz uważnie spojrzał na syna.

- Jak tylko Pansy będzie miała okazję zobaczyć apartament...

- Pansy? Planujecie zamieszkać razem? – Lucjusz starał się poskromić swój ton. Nie chciał, by Draco obraził się i odszedł na samym początku tej rozmowy.

- Chyba mogliście się tego spodziewać – Draco wzruszył lekko ramionami i sięgnął do swojej lampki wina.

- Naprawdę? Nie wspomniałeś słowa o swoim zamiarze rychłego ożenku. Czy naprawdę chcesz tak szybko się w to zaangażować?

Draco spojrzał na niego, jakby właśnie oświadczył synowi, że zamierza ściąć i ufarbować włosy, a później przenieść się do kolonii elfów, by wyplatać tam kosze.

- O czym ty mówisz? – Draco wyglądał na poważnie zaniepokojonego.

- Nie wmawiaj mi, że tego nie wiedziałeś. To prawda, że po wojnie zmieniono wiele naszych praw i tradycji, ale o ile wiem, prawo czystej krwi nadal zakłada, że samotna panna, może zamieszkać w osobnym domu dopiero po zaręczynach i wyznaczeniu daty ślubu, choćby nie wiadomo, jak odległej...

- Ja i Pansy nie zamierzamy się jeszcze zaręczać – burknął z niechęcią. – Chcemy tylko zamieszkać razem, by sprawdzić jak...

- To niemożliwe, bez pierścionka na jej palcu – Lucjusz nonszalancko spojrzał na swoje paznokcie.

- Ale...

- Tak. Zaręczyny, wiążą się z przyrzeczeniem, a przyrzeczenie z kosztami i konsekwencjami – tłumaczył mu dość wymownie.

- Teraz są inne czasy - Draco wyglądał na zniechęconego.

- To tradycja. Ojciec Pansy na pewno nie zgodzi się, by zamieszkała z tobą bez wyraźnego zobowiązania.

- Nie chcemy się do niczego zobowiązywać! - zaperzył się Draco.

- W takim wypadku, nie zamieszkacie razem - oznajmił mu swobodnie Lucjusz.

- Nie możesz nam tego zabronić! - oburzył się jego syn.

- I nie zabraniam - Lucjusz spojrzał na niego z powagą. - Pytam tylko, czy jesteś gotów poślubić pannę Parkinson w przyszłości, bowiem wspólne mieszkanie będzie musiało do tego wreszcie zaprowadzić.

Draco zamilkł, ciasno sznurując usta, a Lucjusz ukrył swój uśmieszek, znów sięgając po swoje wino. Mógł się założyć o całą sakiewkę pełną galeonów, że bez problemów, by odgadł o czym teraz myślał jego syn.

💕💕💕


Lucjusz wszedł do oranżerii żony, zastając ją przy imponującym koszu kwiatów, które pieczołowicie ozdabiała, wyczarowując ze swojej różdżki piękne kokardy.

- Co to takiego? - zainteresował się, nie kryjąc uznania dla kunsztu pracy żony.

- Koszt kwiatowy na urodziny panny Granger - wyjaśniła mu z uśmiechem.

- Naprawdę? Jest piękny - pochwalił. - Czy Draco cię prosił, byś go dla niego przygotowała?

- Nie - Narcyza uważnie przyglądała się każdej kokardzie. - To będzie prezent od nas.

- Dajemy kosz kwiatowy w prezencie urodzinowym dla znajomej naszego syna? - Lucjusz nie potrafił tak do końca ukryć zaskoczenia.

- To jego przyjaciółka, a nie jakaś tam zwykła znajoma! - oburzyła się Narcyza.

- Przypomnij mi proszę... Co podarowaliśmy pannie Parkinson na jej ostatnie urodziny? - zapytał, z lekko złośliwym uśmieszkiem.

- Kosz z owocami - odpowiedziała szybko Narcyza.

- Okazały? - drążył Lucjusz.

- Standardowy - mruknęła pod nosem jego żona.

Lucjusz nie mógł ukryć swojego uśmiechu. Cieszył się jednak, że jego żona żywiła podobne poglądy do niego. To dobrze wróżyło...

- Tak w zasadzie, to owoce są bardziej... wymownym prezent, nie sądzisz? - Lucjusz uśmiechnął się cwanie pod nosem.

- Wymownym? - Narcyza spojrzała na męża z zainteresowaniem. - Czy uważasz, że kwiaty nie wystarczą?

- Sam nie wiem... - Lucjusz delikatnie pogładził jeden z płatków kwiatów, ale szybko musiał uciec dłonią, gdy Narcyza go odgoniła. - Może powinniśmy dorzucić do tego prezentu coś jeszcze? W końcu, jak sama mówisz - panna Granger to dobra przyjaciółka naszego syna.

- Najlepsza! - Twarz Narcyzy rozjaśnił szeroki uśmiech. - Może elegancki zestaw papeterii? Panna Granger zawsze tak miło odpisuje na wszystkie moje liściki...

- I pióro - dodał Lucjusz. - Najlepiej jedno z tych wiecznych, z pozłacaną stalówką.

💕💕💕


Powoli wszystko zaczynało działać zgodnie z jego planem. Narcyza zaczęła wychodzić z panną Granger na zakupy, z lubością upatrując w jej osobie córki, której nigdy nie miała. Działało to w obie strony, bowiem Hermiona po upewnieniu się, że wszelkie możliwości, jakie miała w sprawieniu, by jej rodzice odzyskali pamięć zostały wyczerpane, przylgnęła do jego żony z wdzięcznością i całą gamą ciepłych uczuć.

Lucjusz początkowo obawiał się trochę, by w wyniku tego, nie zaczęła przy okazji postrzegać Dracona bardziej jak brata... Ale obawy zniknęły, gdy kilka razy wpadł na nich, jak wspólnie uczyli się w bibliotece.

Oczy tej dziewczyny błyszczały, gdy Draco był akurat w trakcie jakiegoś emocjonalnego wywodu na temat magomedycyny i Lucjusz nie miał wątpliwości, że była gryfonka zaczynała darzyć jego syna uczuciami dalekimi od zwykłej przyjaźni.

Był z tego zadowolony.

Narcyza była kompletnie zachwycona.

Teraz należało młody po prostu dać czas... No i może podsycić trochę klimat w kilku przypadkach.

Pomysł na prezent? Jaka książka? Przyjaciele dają sobie prezenty od serca! Niby mimochodem spytał Draco, czy panna Granger nie tęskni za swoim zmarłym pupilem.

Jego syn może nie był specjalnie spostrzegawczy - skoro nie zauważył od razu zmiany nastawienia Hermiony do niego, ale nie był też idiotą. I tak Hermiona na święta dostała ślicznego kota, a jej wciąż obecny chłopak zżymał się po cichu nad tym, że nie doceniła wystarczająco kolczyków od niego.

Kilka prowokacyjnych słów na temat urody przyszłej pani magomedyk oraz sporo dobrej gatunkowo whisky, bez problemu sprawiły, że Edmund Parkinson próbował obmacać w tańcu przyjaciółkę jego córki.

Wściekłość Dracona była wspaniałym widokiem. A zachwyt w oczach Hermiony, gdy patrzyła na to, jak przyjaciel jej bronił, była wisienką na torcie. Lucjusz powoli mógł robić zakłady sam ze sobą, że już wkrótce jego syn dostanie, to czego chce.

A chciał miłość swojej najlepszej przyjaciółki - Hermiony Jean Granger i nic nie mogło stanąć temu na drodze.

Jednak już w drugim tygodniu stycznia, Lucjusz wiedział, że los wcale nie postanowił ułatwić tej sprawy.

- Czy coś cię gryzie? - zapytał syna, gdy po zwyczajowej, niedzielnej kolacji w ich dworze, znów usiedli w salonie, by uraczyć się whisky.

Jako, że w tym tygodniu Draco nie przyprowadził ze sobą swojej dziewczyny, tłumacząc jej nieobecność jakimś projektem związanym z zielarstwem, Narcyza zostawiła ich samych sobie i poszła dokończyć przycinanie roślin w swojej oranżerii.

Lucjusz uznał, to za dobry znak, by wreszcie porozmawiać z synem bardziej otwarcie, zwłaszcza, że przez całą kolację coraz mocniej nabierał wątpliwości, że jego latorośl coś męczy.

- Nie układa mi się z Pansy - oświadczył po chwilowym wahaniu.

Lucjusz ledwo powstrzymał komentarz typu: "no wreszcie" lub też "wiedziałem, że w końcu do tego dojdzie".

- W czym jest problem? - zapytał, choć coś mówiło mu wyraźnie, że to nie było do końca to, co dręczyła jego syna.

- Chyba zakochała się w swoim koledze z projektu o roślinach - Draco przetarł twarz, wyraźnie zmęczony.

- Boisz się, że odejdzie? - drążył temat Lucjusz.

Draco spojrzał na niego nim skrzywił się lekko.

- Nie udawaj, że się o to martwisz. Wiem, że tylko na to czekasz.

Uśmiechnął się z zadowoleniem. Jego syn był prawdziwym Malfoyem i właśnie dokładnie to mu teraz udowodnił. Obydwaj najwyraźniej czytali z siebie, jak z otwartych ksiąg.

- W takim razie, co cię dręczy skoro to najwyraźniej nie będzie rychłe zakończenie twojego związku? - zapytał wprost.

Draco wziął głęboki oddech.

- Marcus wyznał mi wczoraj, że podkochuje się w Hermionie...

- Marcus Flint? Naprawdę? - Tu Lucjusz musiał przyznać, że ta informacja go szczerze zaskoczyła. Flint zawsze wyglądał mu na amatora pustych laluń. Jak taki pół-wieśniak miał zamiar uderzać do takiej kobiety jak Hermiona Granger? Za wysokie progi, jak na jego garbate nogi i ledwo naprawione zęby.

- I martwisz się tym, z powodu twojej lojalności wobec Weasleya? - dopytywał dalej.

- Moja lojalność nie ma nic do rzeczy... - Draco naprawdę wyglądał na pokonanego. - Tak naprawdę sam nie wiem, wobec kogo powinienem być tak naprawdę lojalny.

- Nie sądzę żebym musiał cię teraz tego uczyć - Lucjusz spojrzał z ukosa na syna. - Malfoyowie są lojalni tylko wobec samych siebie.

- Tak było kiedyś - spierał się Draco.

- Tak będzie zawsze - ton Lucjusza był bezkompromisowy. - Cokolwiek twoi przyjaciele planują, jeśli to wpływa jakoś na twoje plany, musisz o nie zawalczyć. Wszelkimi metodami.

- Ron chce się oświadczyć Hermionie - wypalił Draco nagle, po czym wyraźnie się zarumienił. - W walentynki, w naszym ogrodzie.

- Po moim trupie! - zawołał Lucjusz. - Nie oddam jej tej hołocie i to jeszcze pod moim dachem!

- Ojcze... - Draco spojrzał na niego ostrzegawczo.

- Nie oszukuj się dłużej - Lucjusz gwałtownie wstał z krzesła. - Myślisz, że nie wiem skąd się nagle wzięła ta cała twoja przyjaźń z gryfonami? To wszystko dla Hermiony, prawda? To tylko na zbliżeniu się do niej ci zależało, a cała reszta tego była niestety w pakiecie.

- Nie! - Draco również zerwał się na równe nogi. - Nie tak... Ja nie... - zaczął się jąkać.

- Daj spokój! - Lucjusz lekceważąco machnął na niego ręką. - Już ja swoje wiem!

- Mam dość tej rozmowy - Draco pomaszerował prosto w stronę kominka. - I pamiętaj, że masz się w to nie wtrącać! - rzucił jeszcze do ojca przez ramię, wyraźnie zarumieniony i rozemocjonowany.

- Masz moje słowo... - odpowiedział Lucjusz, a syn skinął mu tylko lekko, po czym zniknął w zielonych płomieniach. - ... że tak tego nie zostawię - dodał głośno, gdy miał pewność, że Dracon nie mógł go już usłyszeć.

Długo był cierpliwy i chciał pozostawić wszystko w rękach losu i w zakresie działań jego potomka. Draco był jednak zbyt szlachetny, by zacząć działać i sięgnąć po to, czego chciał, w obawie przed zranieniem innych.

Lucjusz nie miał takich skrupułów. Ani teraz, ani nigdy.

💕💕💕


Jego Skrzat domowy - Narvik był mistrzem szpiegostwa. Dwie wizyty i Lucjusz miał pełen raport na temat tego, jak wygląda relacja panny Parkinson z jej korepetytorem od zielarstwa, którym okazał się syn Longbottomów.

Lucjusz wiedział, że należało zadziałać subtelnie. Najpierw napuścił na Longbottoma, Terry'ego Boota, który obecnie dla niego pracował - za niewielką premię i doskonale wiedząc, że Lucjusza nie można zdradzić ani wykiwać, chłopak zgodził się, by w czasie jego spotkania w pubie z Longbottomem, dokładnie wypytał go on o Pansy i zasugerował, że robiła z niego głupka, próbując go uwieść, tylko po to, by wzbudzić zazdrość w Draco, który był w oczywisty sposób zainteresowany Hermioną.

Neville szybko połknął haczyk. Rozpylony w ich szklarni przez Narvika, bezwonny eliksir pożądania zrobił dokładnie to, czego Lucjusz oczekiwał.

Longbottom wściekle oskarżył Pansy o jego wykorzystywanie, a ona w przypływie emocji (i hormonów) rzuciła się, by go pocałować.

Mógł nie cenić wysoko panny Parkinson, ale prawda była tak, że nigdy nie zawodziła. Z tego co udało się później ustalić Lucjuszowi - nie przyznała się ona Draco do pocałunku, ale przynajmniej uczciwie zakończyła ich związek, a o to przecież chodziło.

Drugi plan, był bardziej skomplikowany i wymagał większej koordynacji, jednak Lucjusz nie byłby Malfoyem, gdyby to miało stanowić dla niego przeszkodę.

Lavender Brown była oczywistym wyborem - nie dość, że od lat miała jakąś dziwną słabość (albo skrzywienie - nie Lucjuszowi to oceniać), na punkcie najmłodszego syna Weasleyów, to jeszcze od dawna cicho marzyła o uganianiu się za Draco. Teraz, gdy jego syn znów był wolny, Lucjusz nie mógł dopuścić, by wpadł w szpony takiej harpii, a trudno było określić, co ta urocza lalunia mogła wymyślić.

Początkowy plan był prosty. Niby mimochodem, w najlepszym pubie dla dżentelmenów czystej krwii, natknął się na Marcusa Flinta. Od słowa do słowa, od szklaneczki do szklaneczki, zasugerował mu, że wie coś - niecoś o kłopotach w raju Weasley-Granger. Od razu dodał też, że Draco na pewno niczego mu nie zdradzi - lojalny wobec swoich przyjaciół. Poradził więc, by Flint zaprosił na spotkanie Lavender Brown, bowiem wiedział od Hermiony, że była jej przyjaciółką i powierniczką.

Flint nie od razu dał się nabrać, wymieniając wcześniej Lovegood i młodszą siostrę Weasleya, jako lepsze kandydatki. Lucjusz jednak użył swojej siły perswazji - i kilku kolejnych szklaneczek ognistej, by przekonać Marcusa, że jeśli ktoś ma mu ułatwić dostęp do Hermiony, to będzie to panna Brown.

Zadziałało. Ich spotkanie miało mieć miejsce za tydzień.

Wystarczyła tylko sowa z podmienionym miejsce cotygodniowego wyjścia na drinka, ich grupy przyjaciół. To było ryzykowne, ale Lucjusz miał dobre przeczucie, że Ron Weasley w niczym się nie zorientuje, a Marcus i Lav zawstydzeni, że ich nakrył na konspirowaniu, nie odmówią, gdy znajdzie się przy ich stoliku.

Był bardzo zadowolony, gdy Narvik doniósł mu, że tak też się właśnie stało.

Ostatni etap - niewielka, choć mocno skoncentrowana dawka eliksiru szalonego pożądania w drinkach tej trójki - Lucjusz załatwił to bez przeszkód z młodym kelnerem, bowiem tak się złożyło, że ta trójka pojawiła się w pubie należącym do jednego z jego przyjaciół.

Wiedział, że jego plan zadziałał. Zadbał też, by Draco odkrył, co takiego się wydarzyło. Teraz wystarczyło czekać.

Miał kilka scenariuszy do rozważenia.

- Jego syn mówi o wszystkim Hermionie, ona z rozpaczy rzuca się w jego ramiona, a jako, że nie ma już Parkinson stojącej im na drodze - postanawiają być razem.

- Weasley sam mówi o wszystkim Hermionie, ona z rozpaczy szuka pocieszenia u Draco i... scenariusz dalej przebiega podobnie.

- Panna Brown sama przyznaje się do wszystkiego Hermionie, ona w odpowiedzi morduje ją i Weasleya, a Lucjusz musi tuszować morderstwo, jednak gdy to się udaje, zdruzgotana wszystkim Hermiona, rzuca się w ramiona Draco i...

W każdym razie w wykonaniu Narcyzy - choć nie wtajemniczonej dokładnie w cały plan, jedynie wiedzącej, że jej mąż coś knuje - Każdy dalszy scenariusz zakładał huczny ślub i piękne blondwłose dzieci o słodkich lokach i genialnych umysłach.

Lucjusz nie miał zasadniczo nic przeciwko temu - gdyby ktoś chciał poznać jego zdanie.


Złościło go, że przez kilka kolejnych dni nie mógł zdobyć żadnej informacji o tym, co działo się w kręgu przyjaciół jego syna. Wreszcie jednak, Narvik - najlepszy skrzaci szpieg, doniósł mu, że wczoraj wieczorem w mieszkaniu Draco panowało pewne zamieszanie.

Wiele osób - w tym Hermiona - wchodziło tam i wychodziło. W końcu jednak wszyscy zniknęli, poza nią.

Ona nie wyszła stamtąd przez następne dwa dni.

To Lucjuszowi wystarczyło.

Przyjęcie walentynkowe w ich dworze, było ostatecznym potwierdzeniem wszystkiego. Wreszcie Lucjusz dopiął swego. Wreszcie jego rodzina, miała być w pełni szczęśliwa.

Gdy goście wyszli, zamiast zwyczajowej butelki wina, Lucjusz zaprosił żonę do salonu i zaproponował otwarcie ich najdroższego szampana.

- To było wspaniałe przyjęcie - cieszyła się, a jej oczy błyszczały szczęściem.

- Najlepsze na jakim byłem - dodał z uśmiechem.

- Wiedziałam, że oni razem będa idealni! - Narcyza uśmiechała się szeroko. - Wiedziałam o tym od lat!

- Całe szczęście, że nasza złota dziewczyna, wreszcie odwzajemniła uczucia Dracona - triumfował Lucjusz.

Narcyza wywróciła wymownie oczami.

- Zrobiła to już dawno. Nawet nie wiesz, jak jej oczy błyszczały, a policzki pokrywały się rumieńcem, gdy zaczynałyśmy o nim rozmawiać.

Lucjusz napełnił kieliszki złocistymi bąbelkami.

- Mam nadzieję, że obydwoje będą pamiętać, jak się rzuca zaklęcia wyciszające, gdy znajdują się pod naszym dachem - droczył się Malfoy senior..

Narcyza zachichotała, nim napiła się szampana.

- A niech nawet nie pamiętają! Byle szybko zadbali dla nas o wnuki...

- Naprawdę nie możesz się tego doczekać - przekomarzał się Lucjusz.

- A czy nie czekałam już wystarczająco długo? - Narcyza promieniała szczęściem. - Naprawdę już myślałam, że ta dwójka nigdy nie wyjdzie z tej swojej strefy przyjaźni!

- Na szczęście nie musieli sobie z tym poradzić sami - mruknął Lucjusz, popijając z lubością szampana. Już on o to zadbał.

- Nie wiem co zrobiłeś i chyba nawet nie chce wiedzieć, ale tak się z tego cieszę, że dostaniesz dziś ode mnie za to dużą nagrodę - Narcyza odstawiła kieliszek, po czym mrucząc zalotnie jego imię, zbliżyła się do męża.

Zaklął cicho, czując jak zaczyna ogarniać go podniecenie. Szkoda, że nigdy nie mieli więcej dzieci, bo chętnie by jeszcze trochę po konspirował dla ich szczęścia, gdyby miały go za to spotkać takie nagrody.

- Szczęśliwych walentynek - szepnęła Lady Malfoy, rozwiązując jego krawat.

- Cholernie szczęśliwych - odszepnął, starając sobie przypomnieć, że oni podobnie, jak Draco i Hermiona powinni pamiętać o zaklęciach wyciszających.

DRAMIONE - MINIATURKIWhere stories live. Discover now