"Lukratywna propozycja"

3.8K 116 24
                                    

Ta miniaturka od pierwszego do ostatniego słowa jest dedykowana Amelii @melamela1235 💛
Projekt okładki: BoudikaNox 🧡

<><><>

– Wygląda na to, że wszystko jest w porządku – Hermiona uśmiechnęła się i złożyła podpis pod formularzem zgłoszeniowym dla Urzędu do Spraw Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami.

Sześciotygodniowy psidwak zawarczał cicho, jakby wciąż urażony tym, że zgodnie z obowiązującym prawem Hermiona była zmuszona skleić jego dwa ogony odpowiednim zaklęciem, tak by był gotowy przejść specjalny test w ministerstwie, który pozwalał jego właścicielom wyprowadzać go również w świecie mugoli.

– Bardzo dziękuję panno Granger – Celestya uśmiechnęła się do niej serdecznie. – Od kiedy otworzyła pani swój gabinet wszystkie psidwaki z mojej hodowli mają się o wiele lepiej, niż pod opieką poprzedniego magicveta.

– Nie ma za co – Hermiona również się uśmiechnęła. – Bardzo cenię prawdziwych hodowców magicznych stworzeń. Nawet nie ma pani pojęcia ile razy byłyśmy ostatnio wzywane przez Departament Aurorów w związku z nielegalnymi walkami matagotów.

– To okrutne, że pomimo postępów w naszym świecie, wciąż do tego dochodzi – Celestyna przytuliła do obfitej piersi swojego pupila.

Rozległo się krótkie pukanie do drzwi, a później do środka wysunęła się znajoma blond–głowa.

– O! Dzień dobry pani Warbeck – przywitała się Luna. – I cześć Melody! – Luna uśmiechnęła się do małego pieska, który na jej widok uroczo zastrzygł uszami.

– Witam panno Lovegood. Jak się miewa pani hodowla tych krwiopijczych os? – zapytała uprzejmie Celestyna, choć Hermiona doskonale wiedziała, że ich najbogatsza klientka wcale nie przepadała za stworzeniami, których leczeniem zajmowała się Luna – czyli wszelkiej maści małymi owadami, rybami i wężami.

– Wszystko z nimi w porządku – Luna odwzajemniła uprzejmy uśmiech. – Przepraszam, że wam przerywam Hermiono, ale na korytarzu czeka jakiś mężczyzna. Poprosił o spotkanie z nami obiema, bo to podobno bardzo pilne.

– W zasadzie już skończyłyśmy – Hermiona podała Celestynie wypełnione dokumenty, a pani Warbeck szybko wydobyła z kieszeni woreczek galeonów, by uiścić opłatę.

Hermiona starała się powstrzymać jęk ulgi na widok złota. Zainwestowały w ten gabinet wraz z Luną wszystkie swoje oszczędności i choć po dwóch latach pracy zebrały już grono stałych klientów, to rachunki wciąż były wysokie, a zyski niestabilne. Nie pomagało to, że wciąż charytatywnie leczyły zwierzęta przejęte przez Departament Aurorów na ich misjach. Nie mogły jednak postępować inaczej – żadna z nich nigdy nie mogłaby przejść obojętnie wobec cierpienia niewinnych stworzeń. Sytuacja była trudna, ale Hermiona starała się na wzór Luny być optymistką, co do ich przyszłości.

– Dziękuję bardzo i do zobaczenia, gdy mój kolejny mały psiaczek będzie gotów do wykonania swojego zaklęcia – Celestyna z uśmiechem pożegnała się z uzdrowicielkami magicznych stworzeń, po czym wyszła.

– Lepiej będzie jeśli przyjmiemy tego dziwnego gościa w moim gabinecie – zdecydowała Hermiona, zdejmując z szyi stetoskop.

– To samo sobie pomyślałam – zgodziła się Luna. – Zresztą on i tak nie przyniósł ze sobą żadnego magicznego stworzenia.

– Oby tylko nie wyjął z kieszeni dopiero co wyklutego bazyliszka – Hermiona zachichotała. – Pamiętasz tego dziwnego greka?

– Wolałabym o tym zapomnieć! – przyznała ze śmiechem Luna.

DRAMIONE - MINIATURKIWhere stories live. Discover now