14 | SAMCZE PRZECZUCIE

133 16 20
                                    

— Nie odzywaj się do mnie, ty problematyczny...

Mój słownik wykorzystał na dzisiaj zasób słów. Macham więc zbywająco ręką, uznając, że na debila nie będę się produkować. Nie chce mi się szukać wystarczająco dosadnego i wyniosłego synonimu, i takiego, który, kurwa, znam, żeby opisać to, jakim ten hobbit jest tępym zgredem.

Zdenerwował mnie.

Londyn parska. Jest bardzo oburzony. On.

— Nadstawiłem dla ciebie dupę, a ty mnie w nią kopnąłeś! — krzyczę szeptem. — To nie było fair!

Cierpliwość mi wysiada. Łapię Londyna za ubranie. Zastanawiam się, od kiedy jesteśmy tego samego wzrostu, że patrzymy sobie prosto w oczy. Dopiero gdy zjeżdżam wzrokiem i zauważam, że chłopak dynda nogami w powietrzu, kropki ładnie się łączą. Odstawiam go agresywnie na podłogę. Londyn przestaje widzieć we mnie polarnego misia z zoo, bo rozgląda się niepewnie po korytarzu. Wzdryga się, gdy trąciwszy go palcem w czoło, dodaję:

— Jak mogłeś powiedzieć, że zaciągnąłem cię do kibla, żeby umyć tobie głowę?!

— Musiałem improwizować. Skuteczniej — uznaje. — Posłuchaj. — Landon uderza mnie po łapie, nim zdążam trzasnąć go już znacznie mocniej w skroń. — Takie rzeczy już się działy. To było bardziej prawdopodobne niż to, że paliłem z tobą szluga.

— Miałem tego szluga w ręce, idioto — warczę groźnie. — Teraz nie mam ani szluga, ani czystych akt. A siedzę tutaj dopiero pierwszy dzień! — śmieję się. — Nie było mnie nawet na żadnej lekcji!

— ...o tym panu dyrektorowi nie wspomniałeś — zauważa. Landon unosi zwycięsko brew i stawiając wymownie krok w kierunku gabinetu, wskazuje drzwi kciukiem, strasząc mnie:

— Przekazać mu?

Przekażę to Alarikowi twoje organy wewnętrzne.

Oprzeć się nie mogę. London przygląda mi się z niezrozumieniem, kiedy schylam się nagle i wciskam łapę w swoją kolorową skarpetę. Dzisiaj wybrałem te szczęśliwe, całe purpurowo-różowe ze wzorami w świnki. Wyciągam zza cholewki skitraną przed dyrkiem zapalniczkę. Nie tracę czasu, bo korytarz mamy pusty, więc odpalam ją i łapię sobie płomyk w rękę.

Londyn wydaje z siebie śmieszne piski, odstawiając przy tym taniec deszczu, gdy drobne iskry zaczynają kąsać go niczym osy. Wygląda debilnie. Nagrałbym to sobie, ale wolę zachować baterię w telefonie, żeby cisnąć pod ławką w Candy Crush

Leję na niego.

— Nie zadzieraj ze mną. Ja mam granice — rzucam przez ramię. Pstrykam palcami, a stadko ognistych owadów rozpływa się w powietrzu. — Radź sobie sam! — wołam jeszcze. — Nara.

— Dokąd idziesz?

— Zjeść wreszcie kanapeczkę.

— A, okej.

...głupi naprawdę w to uwierzył?

No, raczej. Skąd może wiedzieć, że właśnie załączam Google Maps, szukając drogi ucieczki z tego kurwidołka. Odynie miłościwy, czemu te amerykańskie szkoły są takie zawiłe? Pewnie prościej byłoby zwinąć się z pierdla. Muszę tego kiedyś spróbować. Lepiej — przekonam Svenssona, żeby okradł jakąś starszą panią i zobaczymy, ile zajmie mu ucieczka. Chociaż, znając realia świata, jego stary wyciągnie go w pięć sekund i wsadzi w pudło emerytkę, tłumacząc, że to ona zaatakowała tę tępą jaszczurę. Ja się po tej rodzinie spodziewam wszystkiego.

Moja lepsza nie jest.

Teraz jednak mamy godzinę łechtania ego.


NORTHMAN | LEGACIES + KAI PARKERWhere stories live. Discover now