16 | W PAJĘCZEJ SIECI

104 15 27
                                    

Nie tylko w krzakach można robić fajne rzeczy.

W lesie, na przykład, kardio wchodzi idealnie i dwa razy szybciej, kiedy twoim celem jest dobiegnięcie do żarłocznego pająka-giganta. Szczerze mówiąc, nieszczególnie wiem, czemu uczestniczę w tej biesiadzie. Dopiero gdy zrównuję się z Hope ramionami, odpowiedź zdaje się jasna jak słońce. Robię to dla niej.  Głównie. Dziwne to, ale z faktami się nie kłócę.

Nie kłócę, bo gubię przez to podzielność uwagi, a aktualnie jest mi takowa potrzebna. Gdyby nie moja czujna koleżanka, zapewne już kilka razy rąbnąłbym paszczą w grunt. A może właśnie przez moją koleżankę  prawie całuję ziemię. Wybaczam Hope, że mnie rozkojarza i głównie dlatego, że kiedy tylko potykam się o coś dziwnego i niepokojącego, Hope łapie mnie za ramię i na to nie pozwala. Tłumaczę sobie jej pomoc tym, że może woli, żebym całował kogo innego. Od razu poprawiam sobie humor.

Moje zadowolenie nie trwa jednak za długo. Telefon M.G. wydaje z siebie dźwięk. Ma specjalną muzyczkę na przychodzące od Alarica połączenia. Kiedy wszyscy słyszymy melodię ze Szczęk, prawie że zamieramy w pozycjach gnających. 

Rekin wpływa do zatoczki przejebania.

— Odbierz — odzywa się M.G. Wręcza Lizzie telefon. — Nie powiem twojemu tacie, co planujemy.

Wampir ucieka, nim wiedźma zdążą oddać mu telefon. Usta Lizzie opuszcza nerwowy chichot. Teraz to ona wciska w ręce Landona komórkę.

— Nie potrafię kłamać — przyznaje. — Jesteś w tym lepszy.

Hobbit nie przyjmuje tego do wiadomości. Nie udaje mi się zasadzić kopa w jego uciekającą dupę, bo Londyn zdąża nabrać dystansu, tuż po tym, kiedy wrzuca telefon do kieszeni mojej bluzy. Nie ma bata. Nie dam się w to wrobić.

— I tak masz przerąbane, William — stwierdza. — I masz jakieś dziwne przywileje.

Nazywasz, debilu, przywilejami to, że jestem zmuszany do wykonywania czegoś, przed czym uciekłem z Norwegii, bo w tamtej wersji wydarzeń polowalibyście także na mnie?

Śmieję się. Telefon skacze w mojej kieszeni, jakby był zalewany powiadomieniami do słynnego opka o mafijnym romansie na Wattpadzie. Nim zadaję sobie pytanie, skąd w ogóle posiadam taką wiedzę, uznaję, że aktualnie należy skupić się na priorytetach.

— Wyczerpałem limity przywilejów, odkąd się tutaj pojawiłeś — rzucam jeszcze wrednie do Landona. Wyciągnąwszy telefon, łapię wolną ręką nadgarstek Hope i wcisnąwszy koleżance komórkę, uśmiecham się uroczo. — Jesteś jego faworytą.

Wymieniamy uśmieszki.

To jednak małe oszustwo. Hope nie przyjmuje do siebie mojego zaręczenia, nawet gdy pozwalam sobie cmoknąć. Wstępuje we mnie jakaś śmieszna jaszczura na haju, ale to chyba dlatego, że na samą myśl o konsekwencjach sprzątania zwłok Dany, już mną telepie stres. Wyminąwszy mnie łukiem, Hope oddaje telefon Lizzie, która, biedna, nie ma już żadnego innego wyjścia, jak zajść się sprawą.

— Zostań bohaterką — kończy przepychanki Hope. Trudno mi powstrzymać głupkowaty chichot, a co dopiero uciekający z płuc rozgrzany dymek, którym dławię się gorzej jak fajką. Przystajemy, gdy lasek cudów i dziwów przeszywa jakże przesłodzone:

— Cześć, tatusiu!

— Hej, kochanie — odpowiada Lizzie Alaric. Wiedźma włącza tryb głośnomówiący. Czyli zbieramy opieprz po równo. — Co słychać?

— Wszystko gra!

— Na pewno? — denerwuje się Ric. — Znalazłem ciało Dany w schowku.

— Wsadziliście ją do schowka?! — krzyczę szeptem. Oczy latają mi jak u laleczki Chucky. Szczęka aż opada mi z niedowierzania. Patrzę błagalnie na Hope, licząc, że wyjaśni to zjawisko, ale ona wzrusza tylko lekko ramionami, sugerując, że to było ostateczne wyjście.

NORTHMAN | LEGACIES + KAI PARKERHikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin