3 | ZŁOTE CECHY

746 65 50
                                    

Dziękuję temu komuś, kto uznał, że zasadzenie trawnika wzdłuż podjazdu będzie dobrych pomysłem. Przysięgam, człowiek ten zasługuje na całe dobro naszego zrytego świata. Ewentualnie na burgery z Mystic Grill, gdyby budżet sięgał mniej niż dziesięć dolców. A odkąd Torid odcięła mnie od kasy, żebym przypadkiem nie uciekł na Dziki Zachód, to jedyne na co mnie aktualnie stać.

Po epickiej ucieczce z samochodu, upadam plecami na trawę i rozkoszuję się słodką wolnością. Nadal mi źle, choć nie jest już najgorzej. Narzekania Rica przelatują obok moich uszu, gdy profesorek jęczy coś o tym, że naprawdę, mogłem poczekać te dwie minuty, nim sprofanowałem jego ulubiony samochód.

To nie była moja wina.

Ostrzegałem.

Wpatruję się w chmury. Lubię gapić się w chmury. Przypominają mi wszystkie zajebiste chwile, gdy nie musiałem udawać, że robię za obstawę Hope Mikaelson. Śmieszne, aż sobie parsknąłem. Hope i obstawa. Jedno nawet nie stało obok drugiego. No, w każdym razie ― czas, który poświęcam na tak nudne wycieczki, gdzie przydaję się wyłącznie do tego, żeby przyświecić płomyczkiem, mógłbym spożytkować na coś nieco bardziej ciekawego.

O, wiem. Choćby na stworzenie nowego oszałamiającego biznes planu. Kocham zielone i korony. To naturalne. Jaszczurki ponoć uwielbiają to, co ładne i luksusowe. Szkoda, że ostatnimi czasy ryja nie mam luksusowego, no ale czego spodziewać się po kimś, kto śpi trzy godziny dziennie i gapi się pół nocy na kaczki? Cudów?

Wracając jednak do moich planów na przyszłość ― jeszcze nie przestudiowałem dokładnie amerykańskiego rynku. Moim ulubionym dotychczasowym spostrzeżeniem jest to, że lokalne pospólstwo nie jest szczególnie otwarte na nowe gatunki. Inaczej. Zdaje się, jakby wybrańcy natury nawet nie dopuszczali do siebie opcji, że może istnieć coś więcej niż pospolita trójca, czyli wiedźmy, wampiry i wilkołaki. Nie znają ani wróżkowych proszków, ani talizmanów trolli. Czy mnie to martwi? Oczywiście, że nie! Kryje się za tym szansa dla mnie.

Jaka?

Będę bogaty. I wrócę do domu.

Biorę wdech i przymykam powieki. Nie obchodzi mnie nic, ani nikt ― łączę dłonie na brzuchu, czując, jak słaby uśmiech zaczyna wypływać na moją twarz. Nie cierpię życia w zamknięciu. Duszę się. W szkole. W swoim pokoju. W kinach. W samochodach. W sklepach. Wszędzie. Nawet w Tromso nigdy nie zamykałem w domu okien. Torid zawsze mnie za to opieprzała.

Nie wiem, dlaczego tak mam.

Zgaduję, że to robota moich genów, ale z drugiej strony ― w żadnej książce czy zapiskach nie trafiłem na wzmiankę, aby jakikolwiek custos nie wytrzymywał we własnych czterech ścianach. Ponoć jesteśmy domownikami. Przeprowadzki nas rozstrajają. Rozłąka z rodziną dobija. I lubimy się lenić.

Gówno prawda, ale to słowa Wikipedii. A wiedza z Wikipedii jest świętością, więc nie będę dyskutować. Jeszcze mnie krawaciarze zamkną za szerzenie nienawiści.

Umiem odpoczywać, ale nie obijać. Czuję, że tracę cenny czas, kiedy spędzam wolną chwilę na leżeniu zawinięty jak naleśnik w koc i gapieniu się w ścianę. Chmury przynajmniej się przemieszczają, więc chociaż muszę ruszyć oczami, gdy któraś odleci za daleko.

― No, dzień dobry.

Pada na mnie cień. Oczu nie otwieram. Złośliwo-słodki głos zaczyna wpijać mi się w uszy. Huragan Lizzie dociera do Wirginii. Może będę udawać, że umarłem? Może wtedy odejdzie? Wstrzymuję wdech. Jeszcze się nie duszę. Ale w prawym płucu coś zaczyna mnie łaskotać. Samospalenie? Wiedźma trąca mnie czubkiem buta o ramię.

NORTHMAN | LEGACIES + KAI PARKERWhere stories live. Discover now