•3•

7.6K 144 48
                                    

Następnego dnia Vanessa wciąż była w złym humorze. Chciała choć raz poczuć się szczęśliwa bez późniejszych przykrych sytuacji.

Gdy Damon wszedł do pomieszczenia można było zobaczyć, że on także nie ma dobrego humoru.

- Długo tu tak leżysz?! - wrzasnął, na co Vanessa delikatnie się przestraszyła. Następnie jednak zerwała się z łóżka, a jej twarz opisywała tylko złość.

- Możesz mi wreszcie wyjaśnić, co się wczoraj stało?! Nie mam zamiaru obrywać, bo ty jesteś nie w humorze! Rozumiesz?! - Damon pierwszy raz od kiedy ją poznał, zobaczył ją wściekłą. Szybko się ogarnął i popchnął ją na łóżko.

- Nie będziesz się tak do mnie zwracać. To ty tu jesteś gościem, nie ja. Nie życzę...

- Wiesz, co ja sobie życzę? Nie wiesz. Ja także mam w dupie twoje życzenia. Jak masz zamiar się drzeć to możesz wyjść - wstała, ale już spokojniejsza.

Szatyn wziął sobie jej słowa do serca i wyszedł trzaskając drzwiami. Kobieta znów zaczęła płakać, zrzuciła wszystko z łóżka, a lampkę, która stała na szafce nocnej rzuciła z całej siły o ziemię tak mocno, że aż się rozbiła.

Oparła się plecami o ścianę, a następnie po niej zjechała. Twarz schowała w dłoniach i dalej płakała. Przepłakała cały dzień, a następnie noc. Przez ten czas Damon nie zajrzał do niej choćby na chwilę. Nie było jej przykro, nie była nawet zła. Płacz wyprał z niej wszystkie emocje.

Nawet nie wiedziała gdy zasnęła.

Obudziła się w ponurym pokoju. Większym od poprzedniego, ale był on podzielony przez kraty na pięć części - korytarz i cztery jednakowe cele, w których znajdowały się jedynie obskurne łóżka. Na ścianach widoczny był grzyb i wszędzie czuć było stęchliznę.

Vanessa nie wiedziała jak się tam znalazła. Przetarła oczy i zauważyła trzech dobrze zbudowanych mężczyzn stojących w jednej z cel.

- Błagam! Nie! Zostawcie mnie! - krzyczał kobiecy głos - Proszę...

- Zamknij się, bo obudzisz tą drugą...

- Za późno. Czego od niej chcecie? - zapytała oschle. Miała wrażenie, że powiedziała to tak beznamiętnie jak sam Damon nie potrafi.

- Nie mieszaj się. To nie twoja sprawa! - wrzasnął ciemnoskóry facet.

Czarnowłosa zacisnęła zęby i podeszła do krat.

- A właśnie, że moja, skoro mnie obudziliście. Zostawcie ją w spokoju

Ciemnoskóry, który wcześniej ją uciszał otworzył jej celę i do niej wszedł. Podszedł tak blisko, że odwaga szatynki odleciała.

- Ile ona ma lat? - zapytała stanowczo, ale starała się również nie zdenerwować silniejszego.

- Czternaście. Po co ci ta informacja?

- Zróbcie ze mną co tylko chcecie, ale ją zostawcie. To jeszcze dziecko - wiedziała, że wkrótce pożałuje swoich słów, ale była pewna, że nie pozwoli Damonowi skrzywdzić tej dziewczyny.

Przerażenie rosło w jej oczach gdy on zbliżał się bardziej i bardziej. Złapał za jej koszulkę i podnosił ją. Vanessa zacisnęła wargi i zamknęła oczy. Słyszała dalekie krzyki. Krzyki, które wydobywały się z jej ust gdy to jej ojciec ją skrzywdził. Bała się. Zebrała resztę sił, otworzyła oczy, złapała mężczyznę za nadgarstki i wykręciła mu ręce.

Syknął z bólu, a szatynka wykorzystała moment jego nieuwagi kopnęła go kolanem w krocze. Zwinął się z bólu, a ona uciekła. Wiedziała, że tamtych dwóch będzie ją gonić. Wiedziała, że nie ma szans, bo nie potrafiła się odnaleźć w ogromnej posiadłości. Wiedziała, że gdy ją złapią zrobią jej krzywdę.

Biegła po korytarzach, aż w końcu odbiła się od czyjejś klatki piersiowej i upadła. Spojrzała z przerażeniem w górę, aby ujrzeć zdziwiony wyraz twarzy Damona.

- Tu jesteś ty wredna su... Szefie uciekła nam - pohamował się jeden z nich.

- Dokończ. Dokończ to co mówiłeś! Jeszcze raz, a nie ręczę za siebie! - głos Damona zdecydowanie nie należał do przyjemnych. Vanessę jednak uspokoił - Idziesz ze mną.

Kobieta wstała z podłogi, otrzepała się i podążyła za szatynem. Była przestraszona i jednocześnie wdzięczna, że ją uratował. Kto wie co by jej zrobili, gdyby ją złapali. Doszli do jego gabinetu. Damon wszedł pewnym krokiem, a Vanessa wciąż przerażona niepewnie przeszła przez próg.

- Chciałbym powierzyć ci zadanie - powiedział już spokojnym głosem.

Ty masz zadanie dla mnie? Już się boję. Pomyślała.

- Będziesz zajmować się dziećmi ludzi, którzy wiszą mi kasę.

- Czyli... Czyli ty będziesz zabijał, a ja będę opiekować się niewinnymi dziećmi tych ludzi? - zapytała z wyrzutem.

- Nie powiedziałem nic o zabijaniu. Ale tak. Tak to będzie wyglądać. Już jutro pojedziemy do pierwszego domu odebrać to co moje - brzmiał jak skąpy psychopata. Nikt nie chciałby mu się teraz sprzeciwić.

Vanessa skinęła głową i odprowadzona przez szatyna wróciła do celi. To niesprawiedliwe. Osieroci dzieci tylko po to, żeby odzyskać pieniądze. Uważała, że Damon miał ich już wystarczająco dużo i takie kwoty jakie pożyczali ci ludzie były minimalne.

Zasnęła, a następnego ranka przy jej łóżku leżały już ubrania i papiery rodziny, do której się wybierali. Była zadowolona z ubrań, które jej przygotowano. Czarny top, czarne, szerokie spodnie, glany w tym samym kolorze i biały sweter*. Nie było to wyzywające ani jakoś specjalnie nieprzyzwoite. Było także wygodne, więc idealnie nadawało się do opieki nad dziećmi.

Przeglądając papiery trafiła na naszyjnik Chanel. Przyglądała mu się dopóki nie przyszedł Damon.

- Pomóc ci go założyć? - zapytał, a szatynkę zamurowało.

Mężczyzna wszedł do celi i założył naszyjnik na jej szyję. Po karku przeszedł ją przyjemny dreszcz, ale nigdy by się do tego nie przyznała.

- Przejrzałaś już papiery?

- Tak. Czy tak bardzo zależy ci na tych dwudziestu tysiącach?

- Do czego ty dążysz?

- Do niczego. Jest mi przykro z powodu tej dziewczyny, którą osierocisz. Jest nastolatką, więc będzie potrzebować swoich rodziców - spojrzała na Damona natrafiając na jego gromiący wzrok - Zapomnij. Gdzie mogę się przebrać? - jej słowa wyryły głęboką ranę w głowie szatyna. Wiedział, że miała rację.

Zaprowadził ją do łazienki aby mogła się spokojnie umyć i przebrać. Jak ty to ze mną robisz? Odkrywasz we mnie takie rzeczy, o których nie miałem pojęcia. Pomyślał. Chciał aby dzień się skończył. Miał niesamowity plan. On i ona. Nie był jedynie pewien czy Vanessa się zgodzi.

*Patrz w media.

Jestem super szczęśliwa, że Herbaciane Róże tak dobrze się przyjęły.
Mam nadzieję, że nie jest jakoś bardzo cringe'owo albo, że ktoś dostanie ataku fangirl'u.

Life In MafiaWhere stories live. Discover now