•19•

1.2K 31 88
                                    

Od powrotu z Paryża minął tydzień. Cały ten czas Damon spędzał albo w gabinecie, albo poza domem, co nie podobało się Vanessie.
Miała mu coś ważnego do przekazania, ale potrzebowała na to chwili rozmowy, a bała się, że odosobnienie bruneta może mieć swoje mroczne powody.

- Damon prosi, abyś przyszła do gabinetu - odezwał się Moran - Jak się czujesz?

- Dobrze, dziękuję. Co ja bym tu zrobiła bez ciebie "braciszku" - zaśmiała się delikatnie i poszła do gabinetu mężczyzny, a za nią Moran.

- Usiądź sobie - szepnął do niej blondyn.

- Mam niepokojące wieści - zaczął Damon.

- Nie trzymaj mnie w tej niepewności! - wypaliła brunetka, której coraz bardziej przeszkadzało rosnące napięcie.

- Ludzie, którzy wychowywali Blancę i Owena, to nie byli ich prawdziwi rodzice. Dzieciaki były adoptowane. To nie wszystko...

Brunet przerwał, bo widział, że Vanessa czuje się coraz gorzej. Blondyn złapał ją za prawą rękę i na ramieniu tejże ręki położył swoją dłoń, by ją pocieszyć. Brunetka spojrzała na niego z wdzięcznością, a on uśmiechnął się ciepło. W jego oczach była jednak nuta strachu.

- Biologiczni rodzice maluchów to odwieczni wrogowie mojego ojca. Inna mafia, z którą zatargi przejąłem po ojcu razem z całym tym biznesem. W dzień naszego powrotu z Paryża, dostałem od nich list z groźbami. Mamy im oddać dzieci.

- Co! - zerwała się kobieta, czego od razu pożałowała.

- Musicie na jakiś czas się przeprowadzić do bezpieczniejszego miejsca.

- Czyli?

- Jersey City. Polecicie prywatnym samolotem, aby jeszcze bardziej zmniejszyć ryzyko.

- Polecicie? A ty?

- Ja tu zostaję...

- Nie zgadzam się! Nie zgadzam się! Rozumiesz? Albo ty także jedziesz, albo nikt nie jedzie.

- Dzieci muszą jechać!

- Będą bezpieczniejsze z tobą - powiedziała Vanessa już spokojniej.

- Dobrze. Zostaniecie, ale gdy sytuacja się pogorszy, będziesz musiała mnie chociaż raz posłuchać.

- Wykonać twoje polecenie? - zapytała sarkastycznie - Zastanowię się - oznajmiła brunetka i wyszła z gabinetu.

- Uparta jest - stwierdził Moran, a Damon pokiwał głową i przyznał mu rację.

Kolejne dni mijały, Damon otrzymywał kolejne groźby, a znalezienie biologicznych rodziców dzieci wydawało mu się niemożliwe.
Pewnego dnia Vanessa przyszła do jego gabinetu.

- Coś wiadomo? - zapytała.

- Tylko tyle, że mieszkają w Vegas.

- Mogę to zobaczyć? - powiedziała, pokazując na stos papierów.

Przeglądając różne akta, doznała olśnienia.

- Stanley ma akta Blanci i Owena! - krzyknęła.

- Jadę złożyć wizytę naszemu przyjacielowi, a ty pobaw się z dziećmi. Cała ta sytuacja na nie źle wpływa.

Jak powiedział, tak zrobili. Po godzinie Damon wrócił z aktami dzieci do domu.
Od razu skierował się z nimi do gabinetu, a zaraz za nim Vanessa.

- Tu są wpisani rodzice, na których dokonałem egzekucji - powiedział załamany brunet.

- Tylko dla ciebie. Zobacz. Ta kartka jest podklejona. Tam pod spodem coś jest.

Life In MafiaWhere stories live. Discover now