11. "Nie była już dziewczynką"

181 15 2
                                    

   Miłego czytania!



Gdy William pogłębił pocałunek czułam jakby moje serce miało nagle wyskoczyć. Czułam jak moje podbrzusze się skręca z tak dawno nie pamiętnego dla mnie uczucia. Ostatni raz motylki w brzuchu czułam przy Hardinie. A teraz... Nie miałam pojęcia jaką siłą popchnięta oddałam pocałunek. Wstałam na równe nogi kładąc jedną dłoń na kark mężczyzny, a drugą na jego pierś. 

   A później... później pomyślałam o Hardinie. O jego ustach, które całowały mnie po każdym kawałku mojej skóry, jakbym była najwspanialszym skarbem, który całuję. O jego dłoniach, które dotykały każdego zakamarka mojego ciała. O jego słowach, które kierował w moim kierunku. Boże byłam chora. Byłam cholernie zepsuta. Każda normalna i zdrowa kobieta, gdyby miała przy sobie takiego mężczyznę jak William by nie widziała nikogo innego po za nim. Każda normalna i zdrowa kobieta, gdyby przy pocałunku z mężczyzną pomyślała o innym przerwałaby to. A ja? 

   Ja pogłębiłam pocałunek wyobrażając sobie, że nie całuję Williama. Wyobrażałam sobie, że całuję tak znane mi usta Hardina za którymi tęsknie jak za najwspanialszym smakołykiem na ziemi. Byłam jak narkoman na odwyku, który musi się pocieszać jakimś słabym zamiennikiem, który nawet w dziesięciu procentach nie był tak dobry jak to co brał. To co smakował. 

   William przerwał pocałunek głęboko oddychając. Odsunęłam się od niego nadal mając przymknięte powieki, bo wiedziałam, że po ich otworzeniu nie zobaczę tej pięknej zieleni. W końcu jednak otworzyłam oczy spotykając ciemne oczy Williama, które patrzyły na mnie z iskierką. William był dobrym człowiekiem. William był wspaniały. I to był właśnie problem. Bo ja nie byłam dobrym człowiekiem. Raniłam każdą mi bliską osobę czując cichą satysfakcję z tego co zrobiłam. Raniłam i nie czułam wyrzutów sumienia widząc ich łzy i zmęczenie. Nie czułam wdzięczności po tym co oni dla mnie zrobili i ile poświęcili byle bym ja była szczęśliwa. Cóż za paradoks, że pomimo ich trudu ja nie potrafiłam być szczęśliwa. Nie byłam wspaniałym człowiekiem. Byłam zepsuta. Byłam okropna i psułam wszystko dookoła. A najgorsze w tym wszystkim było to, że ja o tym wiedziałam. Byłam tego świadoma. Jednak nie potrafiłam tego zmienić. Nie chciałam tego zmieniać, bo dla kogo skoro i tak zostanę sama?

   Wszyscy mogli mówić o mnie wiele. Że jestem najgorsza, samolubna, mało empatyczna. Ale nie że jestem egoistyczna. Pomimo tego, że tak bardzo chciałam powrócić do relacji z Hardinem chociaż na ten moment, gdy będę w Miami. By nacieszyć się choć przez chwilę jego bliskością, by później uciec i powrócić do Berkeley zapominając o tym co działo się w Miami... Nie zrobiłam tego ratując Hardina przed sobą. Ale nie, tylko dlatego. Bałam się, że gdy zakończę relacje z Williamem on przestanie się aż tak starać o znalezienie Adelin. Bo dopóki mamy jakąś relacje i dopóki mu się podobam wiem, że będzie się starać, aby mi zaimponować. Cóż... nie byłam egoistyczna. Po prostu dla osób, które kiedyś znaczyły dla mnie więcej niż ja zrobiłabym wszystko. 

   Dopiero po czasie zrozumiałam, że ratując Hardina przed ponownym zranieniem go, raniłam go cały czas pojawiając się z Williamem i udając szczęśliwych. A przynajmniej ja udawałam.

   - Jesteś taka wspaniała Lily - wyszeptał nadal stojąc blisko mnie. Nie chciałam tego słyszeć. Gdyby, tylko wiedział, że przy pocałunku z nim myślałam o innym, nie mówił mi tych słów. Nie myślałby, że jestem wspaniała. Gdyby, tylko wiedział... Ale się nie dowie. Nie mogłam na to pozwolić dla dobra wszystkich. Musiał myśleć, że ja również zaczynam coś do niego czuć. - Tak cholernie wspaniała.

   Ale nie czułam nic.

   *

   Pożegnałam się z Williamem, gdy ten odwiózł mnie do domu. Ustałam na werandzie patrząc jak jego samochód odjeżdża z piskiem opon, by po chwili wyjechać z ulicy, gdzie mieścił się mój dom. Gdy straciłam samochód z oczu z westchnięciem pociągnąłem za klamkę i weszłam do przed pokoju marszcząc brwi, gdy usłyszałam gwar rozmów i śmiechy dochodzące z salonu. Nie musiałam domyślać się co się dzieje, bo od razu, gdy zdjęłam moje szpilki i weszłam do salonu zauważyłam moich znajomych, brata oraz przyjaciółkę. Na kolanach Mike'a siedział Harry, który leżał oparty o jego tors i wpatrywał się w telewizor, gdzie leciał Psi Patrol.

Serva me Where stories live. Discover now