18. Lata liceum.

95 9 0
                                    



Miłego czytania!



Cztery dni. Tyle siedziłam bez żadnej informacji od Elizabeth. Nie wiedziałam, czy kobieta wie, że odwołałam Williama, ale skądś musiała wiedzieć. Przez cztery dni, tylko dwa razy wyszłam na zewnątrz i to w zasadzie, tylko na szybki spacer do pobliskiego sklepu po papierosy.

Głównie siedziałam w swoim pokoju i pracowałam. Raz zrobiłam sobie śniadanie, którym były zwykłe płatki z mlekiem.

Jednak pomimo tego wszystkiego sprawa Adelin ciągle mi ciążyła. Zastanawiałam się co z nią, jak się czuje i nawet wyobrażałam sobie reakcje innych na to, gdy Del w końcu pojawi się w progu naszego salonu. Szczęście Iana, ich wdzięczność... ale również też złe myśli. Może Adelin nie żyje. Może inni gdy ją zobaczą będą źli na mnie, że sama pracowałam i ich okłamałam. Miałam milion myśli i nie miałam pojęcia, która będzie właściwa i najbardziej pokrywała się z rzeczywistością.

Piątego dnia musiałam wyjść z domu, ponieważ byłam twarzą damskiej linii marki Dolce&Gabbana. Wraz z innymi modelkami ze Sanów lecieliśmy samolotem do Włoch, gdzie miała odbyć się cała kampania. Wszystko trwało pięć dni. Jednak trzeciego dnia przyszła do mojego pokoju Marinet z kopertą. Dobrze mi znaną kopertą

- Do ciebie - mruknęła i rzuciła mi ją na łóżko na którym leżałam. Dzisiaj robiliśmy zdjęcia z modelami z włoch na ulicach, przez skwar tutaj byłam wykończona, jednak przyrost adrenaliny po chwiliowym spojrzeniu na kopertę wystarczająco mnie ocudził, aby zmęczenie poszło w zapomnienie.

Chwyciłam nie ufnie kopertę i otworzyłam ją. Tak jak ostatnio był tam skwarek papieru oraz zdjęcia. 

"Dobrze, że mnie posłuchałaś. Jednak nie zmuszałam cię do skończenia relacji z tym młodym człowiekiem. E Pineloch Ave 43. Skontaktuj się ze mną, gdy będziesz chciała po nią przyjechać. Pamiętaj o umowie.

Przeczytałam dwa razy adres z Orlando. I nie mogłam sobie przypomnieć kogo to adres, który kojarzyłam i gdy już chciałam wpisać w internet Marinet ponownie weszła do pokoju i zawołała nas na spotkanie. Schowałam kopertę do środka walizki i ruszyłam do wyjścia z pokoju wraz z Charlotte.

W końcu pożegnaliśmy Włochy i przystojnych modeli stąd. Lecąc samolotem do Miami skąd miał mnie odebrać Mike przypomniał mi się adres. I skąd go kojarzyłam. Adres zamieszkania dziadka i babci. Chciałam jak najszybciej przejrzeć zdjęcia i przyjerzeć się pomieszczenią, które były na zdjęciach, jednak miałam je w walizce. Ten lot mi się cholernie dłużył.

- Hej - przywitałam się z Scarlett i z Harrym, który podbiegł do mnie, gdy tylko mnie zauważył w progu drzwi. Spięłam się, gdy przytulił się do moich nóg.

- Jak było? - zapytała Scar siadając przy blacie w kuchni, gdzie przeszliśmy, abym mogła sobie zrobić herbatę. Tu dopiero wstał dzień, a we włoszech był wieczór.

- Genialnie. Było mnóstwo przystojnych włochów - uśmiechnęłam się pod nosem.

- Uhuhu - zaćwiergotała dziewczyna. - Masz ich zdjęcia? - zapytała przyciszonym głosem, tak aby zapewne Mike nie słyszał.

- Nie powinno cię to interesować. Masz w domu przystojnego mężczyzne - powiedział Mike, który jednak słyszał.

- Mamo chcę włoskiego modela w domu. Mamy włoskiego modela w domu. Włoski model w domu - wskazała ręką na Mike przez co wybuchnęłam śmiechem. Mike fuknął coś pod nosem i poszedł obrażony do salonu, gdzie Harry oglądał bajkę. - Tragedia - pokręciła głową. - Załatwiłaś już tych nowych detektywów? Ian pisał na grupie, ale nie odczytałaś.

Serva me Where stories live. Discover now