16. Decyzja zapadła.

115 13 0
                                    

   

Miłego czytania!

Moje serce zamarło w piersi. Wybór był banalnie prosty. A przynajmniej tak  mogłoby się wydawać. Jeszcze cztery lata temu bez zawahania odparłabym, że przyjeciele. Jednak to cztery lata temu. Ale teraz jestem tu. Życie. Moje banalne, nudne i samotne życie w Berekely.

   A potem przypomniałam sobie o wszystkim co razem przeżyliśmy. Wyjazd po Stanach, wspólny dom, rozmowy, urodziny, kłótnie. Wszystko co było nasze. Adelin zasługiwała na szczęście. Nie wiedziałam w jakich warunkach jest zamknięta, ani nawet gdzie jest zamknięta. Później przypomniał mi się Ian. To jaki zrozpaczony był. 

   Czy znów wybiorę innych niż siebie? Czy ponownie postawię szczęście innych ponad swoje?

   Decyzja zapadła.

   - Gdzie jest Adelin - powiedziałam wypranym głosem patrząc na staruszkę, która się uśmiechnęła pod nosem.

   - Miami to twoje miejsce kochanie. Cieszę się, że wybrałaś dom. 

   - Gdzie Adelin - ponowiłam pytanie. Już gówno mnie obchodziło co ta kobieta ma do powiedzenia. 

   - Jest bezpieczna. 

   - Jesteś chora - powiedziałam patrząc w jej niebieskie oczy i dopiero teraz uświadomiłam sobie jak bardzo są one podobne do oczu jakie miała mama. Myślałam, że Aurora miała oczy po babci, ale nie. Nic porównywalnego z oczami Elizabeth.

   - Owszem. Dlatego chciałam się z wami spotkać - odwróciła ode mnie wzrok i wróciła do domu. Jeszcze chwilę stałam tak bezczynnie patrząc na dom obok, po czym również weszłam do środka. Byłam zzokowana i otępiała po jej wyznaniu. 

   Moje nogi jakby same mnie poniosły do środka. Elizabeth zdążyła usiąść na kanapie obok Mike'a, na którego nie miałam ochoty patrzeć. Nie patrzyłam na nikogo, tylko na staruszkę, której teraz dopiero się przypomniało, że miała rodzinę. Rodzinę, która jej nie chce. Wiem, że gdy dowiedzą się co ona zrobiła nikt nie będzie jej chciał widzieć.

   - Jestem chora - powiedziała ochryple. Mike spojrzał na nią w szoku i złapał jej pomarszczoną dłoń. Paznokcie miała pomalowane na różowo, a jej palce zdobiły złote pierścionki. - Wiem o tym od jakiegoś czasu, jednak nie chciałam was martwić. Zwłaszcza ciebie Mike. 

   - Zostałaś z rodziny, tylko ty - powiedział mój brat i pokrzepiająco się do niej uśmiechnął.

Puść ją. To zwykła kłamczucha.

   - Jeszcze Amanda. Prawdziwa córka Kiry i Gordona - staruszka również się uśmiechnęła. - Cóż nie zostało mi dużo mojego życia. Mam swoje lata, dużo przeżyłam. Chciałam się z wami spotkać przed moją śmiercią, i załatwić pewnie nie załatwione sprawy - Elizabeth wstała z kanapy obdarzyła każdego z osobna spojrzeniem i na koniec uśmiechnęła się. - Na mnie już pora. Dobranoc - powiedziała, a następnie wyszła z naszego domu.

   Zapadła cisza. Ja nadal stałam przy wyjściu na taras. Scarlett z Harry'm na kolanach siedziała na fotelu, a Mike nadal siedział na kanapie i trzymał swoja dłoń, tak gdzie przed chwilą siedziała nasza "babcia". 

   - Dlaczego mi nie powiedziałeś? - zapytałam przerywając milczenie i patrząc na brata, który był moją jedyną rodziną. Chłopak westchnął, przetarł twarz dłonią i spojrzał na mnie.

    - Nie wiedziałem jak. Spotkałem ją na pogrzebie, byłem w szoku. Wiedziałem, że nie chcesz znać naszej rodziny, po tym jak wszyscy się na ciebie wyparli, dlatego też nie chciałem, aby Elizabeth się z tobą spotkała. Przyszła tu, a ja nie miałem serca jej wypraszać. W końcu to nasza babcia - wytłumaczył. Byłam zmęczona. Bardzo zmęczona tym wszystkim, dlatego nie zamierzałam się kłócić, że to żadna rodzina.

Serva me Hikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin