Rozdział 2

864 33 45
                                    

- Widzę cię, mój synu - powiedział szczerze Jake do Lo'aka, który pomógł mu się wydostać z zatopionego już statku. Gdyby nie on mężczyzna by już nie żył.

Lo'ak poczuł się w końcu doceniony, ale nie to było najważniejsze. Zawsze chciał usłyszeć te słowa od rodziców. Chyba nawet nie był świadomy jak bardzo tego pragnął. Spojrzał jedynie szklanym wzrokiem na ojca, któremu również zbierały się łzy w oczach.

Chwilę później zauważyli, że w ich stronę kieruje się Kiri wraz z Tuk i Neytiri. Wszyscy odetchnęli z ulgą widząc siebie żywych i w przepływie ogarniającego ich szczęścia przytulili się do siebie.

- Norm? - zapytał wciąż zdyszany Jake. - Co z Neteyamem?

Bał się tego co zaraz może usłyszeć. Strach i nadzieja mieszały się w nim, przez co miał wrażenie, że moment odpowiedzi znacznie się przedłuża. Zaniepokoił się i już miał ponownie powiedzieć coś do słuchawki, gdy nagle Spellman w końcu się odezwał.

- Żyje, powoli stabilizujemy jego stan - po tych słowach Jake odetchnął z ulgą i szeroko uśmiechnął się uraniając przy tym łzę.

Poinformował rodzinę o stanie chłopaka, po czym za pomocą Payakana szybko wrócili do wioski, uprzednio zgarniając Tsireyę. Od razu skierowali się w stronę swojego Marui i uklękli przy ciele Neteyama.

- Jest nieprzytomny, ale jego stan jest w miarę stabilny - oznajmił Norm. - Stracił dużo krwi, więc musi odpoczywać. Przyłączyłem też mu kroplówkę. Najlepiej będzie jak przez kilka dni tak z nią poleży.

- Dziękuję Norm, dziękuję.. - rzekł szczerze Jake, który cieszył się, że jego najgorszy koszmar się nie spełnił. Jego syn żył i miał nadzieję, że jak najszybciej wróci do pełni zdrowia.

- Kiedy się obudzi? Będzie tak ciągle spał? - zapytała nagle Tuktirey, która czule obejmowała rękę brata.

- Obudzić się może w każdej chwili, lecz powinien jak najwięcej wypoczywać - stwierdził Norm i pogłaskał Tuk po głowie.

Po chwili Spellman opuścił ich dom, jednak poinformował, że zostanie na wyspie, dopóki Neteyam nie wyzdrowieje. Po jego odejściu Neytiri zaczęła odmawiać modlitwy, dziękując Wrzechmatce za uratowanie ich życia oraz najstarszego syna. Jake międzyczasie opatrzył rany córkom i chciał również opatrzyć młodszego syna, lecz ten stwierdził, że nic jemu nie jest, po czym udał się na mostek przed chatą. Czuł się nie za dobrze.. Cieszył się, bardzo się cieszył, że jego starszy brat żyje, jednak wciąż miał przed oczami moment, w którym Neteyam poinformował go i Pająka o postrzale. Czuł się winny. Winny o to, że przez niego mogliby stracić jednego z nich.

- Co się dzieje brachu? - zapytał nagle Pająk, który właśnie siadał obok chłopaka.

- Nic takiego - skłamał, lecz nie miał ochoty rozmawiać o tym co przeżywa. Miał wrażenie, że i tak go nikt nie zrozumie. - Cieszę się, że cię widzę kuzynie - dodał po chwili spoglądając na niego uważnie.

Po krótkiej wymianie słów chłopcy wrócili do swojej Marui i już po chwili wszyscy ułożyli się do snu. Był to meczący i pełen przeróżnych emocji dzień, lecz pomimo wszystko, każdy z nich cieszył się że zakończył się on tak, a nie inaczej. W końcu wszyscy byli względnie zdrowi i bezpieczni.

Wczesnym rankiem Lo'ak przebudził się, po czym usiadł obok wciąż nieprzytomnego Neteyama. Nie mógł spać, więc przynajmniej chciał ten czas spędzić przy bracie. Reszta rodziny wciąż jeszcze odsypiała zeszły dzień.

- Mam nadzieję, że mi wybaczysz bracie.. - szepnął cicho Lo'ak i delikatnie dotknął jego ręki.

Siedział tak przy nim dopóki nieobudziła się Kiri. Poinformował ją, że musi gdzieś pójść, po czym opuścił ich dom. Starsza siostra chciała go zatrzymać i zapytać się chociaż gdzie idzie, lecz chłopak szybko zniknął jej z oczu. Dziewczyna jedynie westchnęła głośno i zaczęła zbierać liście, aby przygotować napar.

Lo'ak wskoczył do wody, aby popłynąć na spotkanie z Payakanem. Czuł, że nie może zostać dłużej w domu. Obawiał się spojrzeń rodziców, którzy jego zdaniem, na pewno obwiniali go za zaistniałą sytuację. Bał się z nimi konfrontować, bo wiedział że nawet jeśli nie okrzyczą go za nieodpowiedzialne poczynania, to będą patrzeć na niego w ten znaczący sposób w ciszy. Teraz jak o tym myślał, wiedział, że ta cisza byłaby gorsza niż gorzkie ale szczere słowa. Również obawiał się reakcji brata. Czy będzie na niego zły? Zawiedziony? Bał się jemu po tym wszystkim spojrzeć w oczy.

- Dobrze cię widzieć, kolego - oznajmił z lekkim uśmiechem wykonując przy tym odpowiednie gesty, aby Payakan go zrozumiał. - Byłeś wczoraj bardzo dzielny. Dziękuję za wszystko.

Młody tulkun wydał radosny dźwięk i spytał się Lo'aka o samopoczucie. Czuł, że chłopak jest jakiś nieswój i coś go dręczy.

- Ufam ci i nie chcę cię okłamywać, ale nie czuję się zbytnio dobrze. Zrobiłem wczoraj kilka głupich rzeczy, które mogły kosztować mnie brata.. - znacząco posmutniał na samą myśl o tym, że mógł go naprawdę stracić.

Chwilę jeszcze porozmawiali, po czym oddali się pływaniu.

Międzyczasie rodzina Sully wstała i wspólnie zjadła pierwszy posiłek. Jedynie Neteyam wciąż jeszcze spał. Był bardzo osłabiony przez co jego organizm jeszcze bardziej potrzebował snu, aby się zregenerować.

Po posiłku Jake udał się do Tonowari'ego, z którym musiał poważnie porozmawiać. Był w pełni świadom, że sprowadził do nich niechcianą wojnę. Domyślał się, że wielki i szanowany wódz Metkayina, nie będzie chciał dłużej gościć ich w swoich progach. W końcu miał ku temu powody.

- Tonowari - kiwnął głową w jego stronę.

- JakeSully - odpowiedział mężczyzna i spojrzał na niego z poważnym wyrazem twarzy.

- Wiem, że sprowadziłem do was wojnę, naruszyłem waszą gościnność, ale proszę cię jeszcze o chwilę czasu - mówił przejętym głosem Jake. - Mój syn musi wyzdrowieć, a wtedy opuścimy wyspy. Odejdziemy daleko stąd.

Wódz Metkayina spojrzał uważnie na Sully'ego uważnie mu się przyglądając. Jake nie potrafił nic wywnioskować z jego wyrazu twarzy, ale domyślał się, że ta cisza nie wnioskuje nic dobrego...


________________________________________

Hejka wszystkim, jak wasze dzisiejsze samopoczucie?

Jeszcze w kwestii spraw organizacyjnych, chciałabym was poinformować, że rozdziały będą pojawiały się 1-2 razy w tygodniu.
W książce staram się każdej z postaci poświecić choć chwilę czasu, co nie zawsze jest takie proste, z tego też powodu chciałabym was zapytać.. Losy, których z postaci przede wszystkim chcielibyście śledzić?

Do następnego, love you all! xx

𝙸 𝚜𝚎𝚎 𝚈𝚘𝚞 || 𝙰𝚟𝚊𝚝𝚊𝚛Where stories live. Discover now