Rozdział 30

169 16 14
                                    

Przerażona, gwałtownie odwróciła głowę.. Miała wrażenie, że jej serce na chwilę się zatrzymało, jakby to miał być jej koniec. Obawiała się najgorszego, jednak z całych sił próbowała odpedzić te nagłe najczarniejszej myśli. Na całe szczęście jej najgorsze scenariusze nie okazały się być prawdziwe. Odetchnęła z ulgą.. Neteyamowi nic się nie stało, jednak Mākere, która z nim walczyła leżała nieruchomo na ziemi.

- Dość! - rozniósł się po okolicy głos, a wszyscy zgromadzeni mimowolnie spojrzali w tamtą stronę.

Na lekkim podwyższeniu stał Tonowari wraz z Jake'iem.

- Puść ją Ri'siena - zwrócił się do niej wódz klanu Metkayina.

Dziewczyna ponownie spojrzała na swoją matkę i nie wiedząc czemu nie chciała odejść. Wciąż napierała na nóż i nie miała zamiaru tego przerywać...

- Zostaw ją Ri - powiedział Neteyam, który złapał ją od tyłu i odsunął dziewczynę na bezpieczną odległość od matki.

Emere widząc wodza Awa'atlu mimo silnego bólu wstała, próbując nieokazywać żadnej zdradzającej jej emocji. Nie mogła się jemu pokazać jako przegrana, dlatego też dumnie uniosła głowę w górę.

- Chcę żebyś wiedziała, że to twoja ostatnia szansa, aby się poddać i wrócić do miejsca skąd przybyliście na naszą wyspę - powiedział donośnie Tonowari. - Zbyt wiele przelałaś już krwi i zniszczyłaś nie jedno życie - mówiąc to miał na myśli zarówno wioskę jak i poszczególne osoby. - Więc doceń to, że po raz kolejny daje wam szanse uciec, ale tym razem już nigdy nie chcę was tu widzieć - dodał poważnie.

- Jak śmiesz.. - zaczęła przywódczyni Sir'en, jednak ktoś jej szybko przerwał.

- Nie utrudniaj tego Emere - oznajmił Jake. - Mamy broń, która z łatwością przebije waszą skórę - uniósł do góry wielki karabin. - Zresztą sama przed chwilą widziałaś jak to się skończyło dla jednej z was - kiwnął głową w stronę Mākere, która sztywno leżała na ziemi.

Nagle Sir'eny zaczęły coś między sobą szeptać i było po nich widać, że są wyraźnie zaniepokojone oraz już nie tak pewne jak były. Emere widząc to poruszenie, spuściła głowę w dół w geście uznania.

- Od zawsze wiedziałam, że pokonać mnie może jedynie demon nie z tego świata, jednak nie sądziłam, że może być nią jego broń - oznajmiła nagle. - Wielkie twe wodzu jest miłosierdzie, jednak może być ono dla ciebie zgubne - powiedziała spoglądając na Tonowari'ego. - Jednak dziś je doceniam.. Zbiorę swój lud i wyniosę się stąd do miejsca skąd przybyliśmy na waszą wyspę.

Po tych słowach Emere opuściła swój nóż i podniosła ręce do góry. Reszta Sir'en podążyła za nią, a po chwili obok nich znalazła się straż, która miała dopilnować, aby upuścili wioskę.

- Ri'siena - rzekła nagle Emere w stronę córki. Jej głos był nadzwyczaj spokojny. - Jestem z ciebie dumna, toto mai i te toto.

Po tych słowach podszedł do niej strażnik, po czym zabrał ją ze sobą. Ri'siena uważnie przyglądała się temu jak jej matka powoli oddala się. Przez mgłę słyszała przeróżne odgłosy dobiegające z dookoła, w tym głos Neteyama, który coś do niej ciągle mówił. Obraz, który ją otaczał był niewyraźny, zamazany.. jednak jedynym elementem, który był niezwykle wyraźny była twarz.. twarz jej matki...

- Ri'siena nic ci nie jest? - odezwał się nagle Jake, który sprowadził ją spowrotem do rzeczywistości.

Dziewczyna otrząsnęła się i spojrzała na niego, po czym lekko nieobecna pokiwała głową na znak, że ma się w porządku.

- A tobie synu? Wszystko okej? - dodał zmartwiony.

- Jest w porządku ojcze - odrzekł Neteyam.

Jake w pewnym momencie przytulił tą dwójkę do siebie. Nie mógł już dłużej ukrywać tych emocji.. Tak bardzo się cieszył, że są cali..

- Musimy sprawdzić co u reszty - powiedział szybko Sully puszczając ich z uścisku.

- Chodźmy - odpowiedział Neteyam i wraz z ojcem ruszył do przodu. - Ri - zatrzymał się zauważając, że dziewczyna za nimi nie podąża.

- Ja się nią zajmę - rzekł nagle Tonowari, który do nich podszedł.

Neteyam spojrzał na dziewczynę, po czym poczuł jak ojciec chwyta go za rękę i szybko prowadzi do przodu. Chłopak bardzo nie chciał zostawiać dziewczyny, jednak martwił się o rodzinę i musiał sprawdzić czy wszystko z nimi w porządku, dlatego nie zastanawiając się dłużej ruszył za Jake'iem.

Po chwili byli już w swoim Marui, które niestety nie było w najlepszym stanie, jednak to nie miało aktualnie dla nich znaczenia. Najważniejsze było to że każdy z nich jest cały i względnie zdrowy. Kiedy Neytiri zauważyła nadchodzącego męża i syna, od razu do nich podbiegła i mocno przytuliła ich do siebie.

- Oh dziękuję Wszechmatko.. - szeptała, a pojedyncze łzy spłynęły jej po policzkach.

- Już po wszystkim - pokrzepił ją mąż, głaszcząc ją po plecach.

Po chwili Jake wraz z Neteyamem przytulili się do reszty rodziny ciesząc się, że nic im się nie stało. Nie obyło się bez łez szczęścia i szerokich uśmiechów.

- Tsireya potrzebuje pomocy - rzekł nagle Lo'ak, który klęczał przy dziewczynie i próbował ocenić sytuację. - I to natychmiast.

- Zajmę się nią - oznajmił Jake i błyskawicznie wziął na ręce córkę wodza.

Skierował się w stronę wyjścia, chcąc zanieść ją jak najszybciej do jej matki, która jest tutejszą tsahìk. Wiedział, że dostarczy jej odpowiedniej opieki jako matka jak i również jako duchowa przywódczyni. Kiedy był już kilka kroków od Marui dostrzegł idącego za nim młodszego syna.

- Lo'ak, zostań w domu - rzekł do niego stanowczo.

- Nie mogę jej tak zostawić..

- Na mieście jest zbyt duże zamieszanie, zostań z resztą rodziny i zaopiekuj się swoimi siostrami i matką.

- Lo'ak.. zostań z rodziną... - dodała cicho Tsireya, spoglądając na niego zmartwionym wzrokiem.

Po tych słowach chłopak przystanął i chcąc nie chcąc wrócił do reszty rodzeństwa.


_________________________________________

Hejka wszystkim, jak tam u was?

Spodziewaliście się takiego rozwiązania tej wojny? Chyba, że to jeszcze nie koniec...

Do następnego, love you all! xx

𝙸 𝚜𝚎𝚎 𝚈𝚘𝚞 || 𝙰𝚟𝚊𝚝𝚊𝚛Waar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu