Part 2

1K 50 12
                                    


Zrobiłam ten pierwszy krok poza granice laboratorium. Czułam ekscytacje , ale czułam także strach. Mimo ,że wiedziałam sporo o Pandorze i wiedziałam jakich zwierząt i roślin mam unikać, to i tak nie byłam pewna siebie. Podążałam za Miles'em, a zaraz za mną była Kiri i Tuk. Cieszyłam się, że nie biegłam ostania i że chociaż utrzymywałam tępo chłopaków. 

Kiri od czasu do czasu mówiła coś do Tuk i pilnowała jej, a ja wolałam w tym czasie skupić się na drodze. Jeszcze brakowało by tego gdybym wywinęłabym tu orła. Właśnie przez te patrzenie na drogę, nie zauważyłam w porę , że Lo'ak i Miles stanęli. Wpadłam na ich plecy i kiedy się cofnęłam zobaczyłam coś co zmroziło mi krew w żyłach ... 

-To chyba koniec naszej wycieczki?- zapytałam i liczyłam na to , że wszyscy się ze mną zgodą, ale jedyne co zrobili to dziwnie na mnie spojrzeli

-To jedyna droga do naszej wioski- powiedział Lo'ak z nieco zmartwioną miną

-Mad, dasz radę... No weź nie cykaj- zaśmiał się Miles, a ja spojrzałam na niego zabójczym wzrokiem

-Ona ma rację- odezwała się nagle Kiri- Ona nigdy się nie wspinała, chcecie mieć ją na sumieniu jak spadnie, a my jej nie zdołamy złapać?- zapytała chłopaków, a ja automatycznie spojrzałam w dół... Zastanawiałam się jak wysoko teraz jesteśmy

-Nic jej nie będzie , ja osobiście będę ją pilnował,  a Pająk pójdzie przed nią i będzie jej pokazywał gdzie ma się łapać

-Plan idealny- powiedziałam nieco z niego kpiąc

-Serio zaufaj nam. Nauczyłem Pająka, to poradzę sobie z tobą

Nie wiem co w nim takiego przekonującego było, ale zgodziłam się. Zebrałam się i ruszyłam za Miles'em. Góry Alleluja pięknie wyglądały na zdjęciach, ale w rzeczywistości były naprawdę straszne. Nigdy się nie wspinałam i bałam się zrobić jakikolwiek ruch. Starałam się nie patrzeć w dół i co chwile uspokajałam swój oddech. Wspinaliśmy się powoli i jak na razie chyba dobrze mi szło. Lo'ak tylko czasami podtrzymywał mnie, albo poprawiał mi nogę, którą postawiłam na złym miejscu. Co chwile słyszałam jak wszyscy mnie motywowali, ale w pewnym momencie coś poszło nie tak. Dłoń którą się podciągałam ześlizgnęła się ze skały i i już całe życie przelatywało mi przed oczami. Czułam przerażenie i strach przed tym co mnie czeka. Lo'ak natychmiastowo zareagował i w ostatnim momencie złapał mnie za dłoń. Kiri zaczęła na niego krzyczeć, ale nie wiedziałam co dokładnie , bo przeszłam szok...

-Spokojnie, trzymam cię- powiedział i okrzykiem Navi zawołał swojego ikrana. Cała się trzęsłam i czułam jak do moich oczu zaczęły napływać łzy. Mogłam umrzeć...

-Zabierz ją do wioski i się nią zajmij idioto!

-Mad, wszystko ok?

-Nic ci nie jest?

-Musi być przerażona

-Hej, wszystko będzie ok

Każdy z nich do mnie mówił, a ja nawet nie reagowałam. Całkowicie odcięło mnie od rzeczywistości. Nie zorientowałam się nawet tym jakim cudem znalazłam się nagle na ikranie  w objęciach chłopaka, który uratował mi życie. Ikran odleciał od skały, a ja spojrzałam na Lo'aka... Widać było, że on sam się wystraszył. Pewnie czuł się winny temu ,że mnie namawiał do wspinaczki.

-Dzięki , że mnie złapałeś. Gdyby nie ty ...- zaczęłam kiedy  powoli do siebie dochodziłam po tym szoku

-Gdyby nie ja to byś nie spadła... Kiri miała rację, jestem idiotą

-To nie twoja wina Lo'ak, nie obwiniaj się. Sama się przecież zgodziłam- spojrzałam na niego , a on zwiesił głowę

-Wybacz mi... Ledwo cię znam, a już prawie przyczyniłem się do twojej śmierci- powiedział , a ja się cicho zaśmiałam

-Niezły początek znajomości- przyznałam, co też rozluźniło atmosferę między nami

W końcu ikran chłopaka wylądował w jakiś jaskiniach. Zeszłam razem z Navi ze zwierzęcia i ruszyliśmy w głąb jaskiń. Po przejściu kilku metrów znaleźliśmy się w ukrytej wiosce Omaticaya... Było tu pełno Navi i kilka zespołów ludzi. Zawszę chciałam tu trafić i zobaczyć to wszystko na własne oczy. Rozglądałam się do okoła, a Lo'ak obserwował każdy mój ruch. Miał mnie na oku co trochę mnie peszyło, ale dzięki temu wiedziałam ,że nic mi nie będzie.

-Tutaj są!-  nagle usłyszałam głos jakiegoś wkurzonego chłopaka , który szybko podbiegł do Lo'aka i pchnął go

-Neteyam zostaw go. Sam z nim pogadam- odezwał się tym razem znacznie wyższy Navi. Rozpoznałam go , to był właśnie ich ojciec... Jake Sully 

-Nic jej nie jest- odezwał się Lo'ak

-To co zrobiłeś nigdy nie powinno mieć miejsca. Zachowałeś się nie odpowiedzialnie przyprowadzając ją tutaj. Czasem Kiri ma więcej rozumu od ciebie- skarcił syna

-To nie jego wina, sama chciałam z nimi iść- postanowiłam go bronić i dopiero wtedy ich oczy skupiły się na mnie- Gdyby nie on to bym spadła, w porę mnie złapał i nic mi nie jest

Jake westchnął i podszedł do mnie. Dokładnie sprawdził czy aby na pewno nic poważnego mi się nie stało i widząc krew na mojej dłoni spojrzał tylko na swojego najstarszego syna.

-Jak się nazywasz ?- zapytał Sully

-Mad Lerson- powiedziałam cicho by ledwo co usłyszał nazwisko

-No ładnie...- Jake nie był zadowolony. Pewnie wiedział kim są moi rodzice- Jej rodzice to sponsorzy...gdyby coś jej się stało , nastałaby znowu wojna

-Jak mogłeś być takim głupkiem co?- zapytał swojego brata Neteyam

-Nie wiedziałem kim jest...- powiedział cicho

-To nie ważne kim jestem... Nie powiem im nic- powiedziałam, a Jake Sully podniósł się

-Neteyam zabierz ją do naszego domu. Niech babcia ją opatrzy, a ja pogadam z Lo'akiem

-Jasne, chodź - chłopak ruszył w moją stronę i lekko złapał mnie za przed ramie. Poszłam razem z nim, ale obejrzałam się za siebie i spojrzałam na Lo'aka, który właśnie dostawał opieprz od własnego ojca...Było mi głupio ,że to przeze mnie tak obrywa. 

-Przepraszam za brata.. on czasami nie myśli i zachowuję się jak dziecko...- zaczął Neteyam

-Uratował mnie więc nie mam mu nic za złe. Głupio mi ,że przeze mnie teraz ma problemy

-Nic mu nie będzie, jedynie co to dostanie szlaban na udział w akcjach

Kiwnęłam głową i spojrzałam na miejsce do którego zmierzaliśmy. Był to duży namiot, przy którym stała Tuk, Neytiri i Miles. Obawiałam się spotkania z żoną Sully'ego . Kiedy na nią patrzyłam czułam respekt i strach. Z tego co słyszałam ona nadal nie miała zaufania do ludzi, dlatego mój widok na pewno jej się nie spodobał... 

-Zabierzcie ją do środka i opatrzcie dłoń- nakazała widząc moją krew

-Mówiłem, że nic jej nie jest- odezwał się niepytany Miles, który ucieszył się na mój widok. On razem z Tuk podeszli do mnie  i zaprowadzili mnie do środka, a Neytiri i Neteyam weszli zaraz za nami....

AVATARWhere stories live. Discover now