Part 5

896 47 35
                                    


Widok rozciętego ramienia tylko mnie uspokoił. Rana nie była głęboka, więc się nią nie przejęłam. Nim zdążyłam się sama podnieść, Neteyam i Tuk mi pomogli razem odbiegliśmy w bardziej bezpiecznie miejsce i tam zastaliśmy pozostałych. Wtedy usłyszeliśmy , ze obcy się wycofują i zrobiło się bezpiecznie... Z ulgą odetchnęłam , że nikomu nic się nie stało.

-Ty jesteś wariatką?- zapytał mnie Neteyam patrząc na moją ranę- Mogłaś zginąć ratując nas- dodał i w tym momencie każdy na mnie spojrzał

-A miałam patrzeć jak ten gość strzela ci prosto w plecy?- zapytałam i kiwnęłam głową

-Mieliście oboje zostać przy ikranach...- zaczął Sully, ale jego żona mu przerwała

Neytiri podeszła do mnie i bez słowa położyła mi dłonie na ramionach. Patrzyła na mnie oczami pełnymi wdzięczności. Czułam że chciała mi podziękować za uratowanie jej syna i córki. Uśmiechnęłam się i kiwnęłam głową. W końcu mogę chyba powiedzieć , że mnie polubiła i zaczęła mi ufać. Razem z całą rodziną i Miles'em udałam się spowrotem do wioski Omaticaya. Ja razem z Kiri , Tuk i chłopakami poszliśmy do namiotu, a Jake i Neytiri poszli znowu coś obgadać. Rodzeństwo już podczas drogi gdybali o co może chodzić...

-Zapewne chodzi o tych ludzi- powiedział pewnym siebie głosem Lo'ak. Chłopak usiadł obok mnie i spojrzał na Tuk i Kiri

-Skąd oni się tam wzięli? - zapytała starsza z dziewczyn i spojrzała z nadzieją na Neteyam'a ... brata, który jej zdaniem wszystko wie

-Mad zjawiła się tutaj by nas przed nimi ostrzec- odpowiedział jej

-Czyli co ? zagrażają naszemu klanowi? Będzie kolejna wojna?- Miles patrzył na każdego z nas, a ja kiwnęłam głową... nie chciałam tego mówić przy małej Tuk , ale ich spojrzenia nie dawały mi spokoju

-Cóż oni chcą tylko...- nim dokończyłam powiedzieć do namiotu weszła wkurzona Neytiri , a zaraz za nią Jake ...

Kobieta nie chciała nic powiedzieć. Podeszła tylko do Tuk i ją przytuliła. Każdy z nas wtedy spojrzał na przywódcę. Każdy wyczekiwał tego co powie i gdy zabrał głos wszyscy byli w totalnym szoku... Rodzina Sully'ego musiała odejść. Postanowili zostawić lud Omaticaya i ukryć się u innego klanu. Mieli zostawić dom...rodzinę, bliskich i tutejsze lasy i góry... Wiele to dla nich wszystkich znaczyło. Razem z Miles'em postanowiliśmy odejść by rodzina mogła porozmawiać sama ze sobą. Odeszliśmy kawałek i usiedliśmy razem na zboczu góry...

-A co z nami? Mamy wrócić do bazy?- zapytał mnie

-Ja tam nie wrócę... Zostanę tutaj. Tam bym była więźniem , dobrze o tym wiesz- Miles milczał- to chyba twój ojciec... - dodałam

-Przez chwile chciał mnie zabić. Zapytał o to jak się nazywam...poznał mnie, ale ja go nigdy na oczy nie widziałem

-Przykro mi... oboje mamy okrutnych rodziców, którzy postradali rozum- zaśmiałam się , a on do mnie dołączył. Wtedy usłyszałam za sobą czyjeś kroki. Odwróciłam się i zobaczyłam jak idzie do nas Jake Sully. Mężczyzna usiadł obok nas i spojrzał szczególnie na mnie. - O co chodzi?

-Ty mi powiedz... Uciekłaś po raz drugi. Przyszłaś nas ostrzec i uratowałaś mojego syna. Neytiri powiedziała mi ,że Eywa cię naznaczyła... Nie jesteś tylko człowiekiem Mad

-A czym mam niby być?- zapytałam z lekkim strachem

-Myślisz , że robili nam jakąś modyfikacje genów w dzieciństwie?- zapytał żartobliwie Miles, lecz tylko jemu było do śmiechu

Jake spojrzał na mnie , a ja zwiesiłam głowę. W dzieciństwie przyjmowałam jakieś zastrzyki. Matka co tydzień robiła mi badania, uczyła języka Navi i pobierała moje DNA do badań. Wcześniej nie wzbudzało to u mnie podejrzeń. Traktowałam to jak rutynę , ale teraz po słowach Miles'a, zastanawiałam się czy to aby nie prawda..

-To nie może być prawda...- szepnęłam tylko i spojrzałam na mężczyznę...

Jake Sully zabrał mnie do Norma. Pobrali mi krew do badań i w momencie kiedy czekaliśmy na wyniki opowiedziałam im o moim dzieciństwie i o tym co wiedziałam na temat badań w laboratorium . Mówiłam o wszystkim... O badaniach o próbkach jakie rzucały mi się w oczy...oni składali to wszystko z sobą.

-Są wyniki...Neytiri miała rację. Jej matka modyfikowała jej geny z Eywą... To zarazem fascynujące jak i przerażające...

-Co to znaczy?- zapytał - tylko tak normalnie, a nie naukowo bo nic nie zrozumiem- Norm na jego słowa westchnął ciężko

-To znaczy ,że ona ma w sobie Eywe... Jest z nią związana. Zupełnie tak jak Navi kiedy się nią łączą dzięki tsaheylu. Ona jest z nią połączona przez cały czas.

-To prawdą? Czujesz ją?- zapytał tym razem mnie, a ja przez chwile się zastanowiłam

-Nie słyszę głosów... nie czuje jej , ale kiedy ją zobaczyłam i gdy pokazała mi drogę czułam że mogę jej zaufać i że ona mi pomoże... wtedy ją czułam- powiedziałam zgodnie z prawdą

Norm wtedy powiedział coś o rozwinięciu się więzi, ale już przestałam go słuchać. Byłam w szoku. Nie mogłam uwierzyć w to , że moja własna matka na mnie eksperymentowała... Przecież ona mogła mnie zabić jakby coś poszło nie tak. Jak ona mogła i dlaczego ojciec się z nią zgadzał. Ciężko było mi znieść te wszystkie wiadomości. Wybiegłam z namiotu płacząc , byłam smutna, wściekła i rozczarowana...

-Mad co się dzieję?!- usłyszałam głos Lo'aka, którego minęłam po drodze. Chciałam go minąć i biec dalej , ale on mnie złapał i zatrzymał. Nachylił się tak by mieć głowę na tej samej wysokości co ja i wtedy zobaczył, że płaczę

-Zostaw mnie samą Lo'ak- powiedziałam ledwo i chciałam jak najszybciej mu się wyrwać

-W takim stanie?- zapytał retorycznie jakbym prosiła go o coś niewykonywalnego- O co chodzi? Czemu płaczesz?- zapytał nieco cichszym głosem i sowimi długimi palcami wytarł spływające po moich policzkach łzy

-Jestem jakimś mutantem! Jakąś hybrydą!!- krzyczałam rozpaczając

Lo'ak bez słowa przytulił mnie i zaczął mnie uspokajać. Wtuliłam się w niego i starałam się nie myśleć o tym wszystkim , ale było to trudne. W momencie kiedy przestałam płakać i mój oddech oraz emocję się uspokoiły zobaczyłam, że przyglądała nam się Neytiri i jej matka. Obie kobiety ze sobą rozmawiały, ale w tamtej chwili nie obchodziło mnie o czym. Odsunęłam się od chłopaka i zaczęłam odchodzić. Musiałam posiedzieć w ciszy i prosiłam Lo'aka by mnie zostawił. Niestety był uparty i poszedł ze mną. Usiedliśmy nad przepaścią i wtedy opowiedziałam mu o tym, że byłam królikiem doświadczalnym własnej matki.

-Nienawidzę jej. Nienawidzę ich obojga- powiedziałam na sam koniec

-Nie możesz tam wrócić...Kto wie po co oni robili to na tobie- powiedział przejmując się tym wszystkim- Muszę pogadać z ojcem. On nie może cię tam odesłać- powiedział naglę i szybko wstał

-Lo'ak czekaj!- krzyknęłam , ale on był ode mnie znacznie szybszy. Kiedy ja się podniosłam on już był w wiosce.

Ruszyłam za nim biegiem , ale wśród tłumu go zgubiłam. Liczyłam na to , że znajdę ich w namiocie rodzinnym , ale niestety ich tam nie było. Byli natomiast pozostali , którzy się pakowali. Rodzina miała już jutro wyjechać...

-Mad to prawda ? Serio jesteś połączona z Eywą?- zapytała mnie Kiri pełna ekscytacji

Jej matka i babcia kiedy to usłyszały skarciły ją wzrokiem. Tsahik podeszła do mnie i szybkim ruchem zrobiła mi nacięcie na nadgarstku i bez krępacji spróbowała mojej krwi...Neytiri podeszła do niej i spojrzała na nią porozumiewawczym spojrzeniem. Matka Neytiri tylko kiwnęła lekko głową...

-Nie możesz wrócić do tych demonów... Jesteś jedną z nas

_______________________________________

Mam nadzieje że książka was powoli wciąga. Na dziś to już ostatni rozdział, ale postaram się nie robić za długich przerw. Przypominam, że w opowiadaniu są SPOILERY , więc jeśli ktoś nie oglądał 2 części filmu , niech lepiej tego na razie nie czyta :P Jestem ciekawa co myślicie o tej mojej historii i jak uważacie z którym chłopakiem powinna być Mad ? Licze na wasze głosy i komentarze i życzę już miłej nocy :) Do jutra !

AVATARWhere stories live. Discover now