Part 7

782 45 11
                                    


-Co się tak wiercisz?- zapytał mnie

Przewróciłam oczami i spojrzałam przed siebie. Teraz czekało nas zupełnie nowe życie. Wszystko co tu widziałam co  przez te dwa dni się nauczyłam straciły najmniejszy sens. Jake uprzedzał nas , że będziemy musieli się wiele nauczyć od plemienia , który pozwoli nam zostać. Z tego co powiedział wywnioskowałam, ze ma kilka opcji, czyli czekała nas strasznie długa podróż. Z początku latało mi się całkiem dobrze. Byłam podekscytowana i ciekawa wszystkiego. Lot na ikranie był naprawdę ekscytujący, ale po kilku godzinach miałam już dość...

-Neteyam, wiesz kiedy będzie jakiś przystanek?- zapytałam tak by tylko on usłyszał

-Przystanek?- zapytał spoglądając na mnie z góry

-Tak, już mi jest trochę niewygodnie i poza tym

-Niewygodnie? Opierasz się o mnie , więc z nas wszystkich to ty i Tuk macie najwygodniejszą pozycję - zaśmiał się przez co zwrócił na siebie uwagę Lo'aka i Kiri

-Co jest? co wam tak do śmiechu?- zapytał młodszy

-Jemu, nie mi- poprawiłam go , przez to Neteyam roześmiał się jeszcze głośniej. Jego śmiech i uśmiech był przyjemny dla ucha i oka, ale w tamtym momencie jakoś długo o nim nie myślałam.

-Naszej Mad chce się przystanku- odpowiedział w  końcu bratu i siostrze, a następnie zwrócił się do rodziców z prośbą o postój

-Jasne, zaraz gdzieś wylądujemy , zjemy  i chyba przenocujemy - odpowiedział mu Jake i tak jak powiedział tak zrobiliśmy

Wylądowaliśmy w lesie, wśród drzew. Chłopaki od razu pomagali ojcu ze stworzeniem tymczasowego obozu, a Neytiri , Tuk i Kiri zaczęły przygotowywać jedzenie. Chciałam się do czegoś przydać , więc w szybkim tempie wymieniłam tlen w masce na nowy i już po kilku minutach podeszłam do dziewczyn i zaoferowałam pomoc.

Neytiri pokazała mi co mam robić, a ja starałam się jak mogłam by zrobić to dobrze. Nie chciałam przecież być bez użyteczna... I tak czułam się trochę jak piąte koło u wozu. Oni byli rodziną, a ja byłam ty zupełnie obca. Oczywiście, byłam wdzięczna za to , że mnie przyjęli i zaoferowali pomoc w odnalezieniu siebie , ale ... ech to wszystko było takie skomplikowane.

-Mad , jak ci się podoba Pandora z lotu ptaka?- zapytała mnie Tuk podczas jedzenia naszej kolacji

-Jest piękna, naprawdę. Żałuję ,że wcześniej nie uciekałam do was z pająkiem. Może wtedy bym wasz wszystkich poznała lepiej i byłabym bardziej przydatna

-Ej no co ty? Na poznanie siebie mamy dużo czasu- powiedziała Kiri posyłając mi uśmiech

-Dokładnie, a  nauką się nie przejmuj , bo w nowych klanach też będziemy musieli się wszystkiego uczyć od zera- wtrącił Jake

-A z tego co widziałam szybko się uczysz- dodała Neytiri 

-Dzięki... Miło usłyszeć coś takiego. To zupełnie inne uczucie kiedy dostaje się pochwały , rady niż uwagi i rozkazy- powiedziałam nieco smutno

Lo'ak i Neteyam spojrzeli na siebie i posmutnieli. Neytiri zwiesiła głowę, a Tuk i Kiri położyły na mnie swoje dłonie. Obie chciały dodać mi otuchy. Jake natomiast  zaczął mnie pytać jak wyglądało moje życie. Opowiedziałam im wszystkim jak było w laboratorium. Mówiłam jak się uczyłam, jak spędzałam wolny czas, jak nie pozwalali mi wychodzić na zewnątrz i jak byłam samotna. Wszyscy byli w szoku, że miałam takie życie. Tuk ciężko było to zrozumieć... Dziwiło ją to, że nigdy nie bawiłam się drewnianymi lalkami, że nie ganiałam się z innymi dziećmi i że nie wiedziałam jak to jest biegać na boso po trawie. Kiri natomiast była ciekawa tego o czym się uczyłam. Jej mama była naukowcem , więc mnie to nie dziwiło. Neteyam i Lo'ak nic nie mówili , a Neytiri i Jake głęboko o czymś myśleli. Kiedy im opowiedziałam o sobie chciałam w zamian dowiedzieć się czegoś o nich. Do później nocy rodzeństwo opowiadało mi o swoim dzieciństwie, o przygodach i beztroskich zabawach. A kiedy już wszyscy byliśmy wyczerpani zasnęliśmy jak małe dzieci.

AVATARWhere stories live. Discover now