Part 9

728 43 7
                                    

Minął tydzień odkąd zostałam porwana i poddana różnym badaniom. Moje ciało z dnia na dzień się zmieniało. Już nie byłam człowiekiem. Teraz bardziej przypominałam niedorozwiniętego avatara. Z tego co powiedział mi Will wywnioskowałam ,że  przyśpieszają moją zmianę. Znowu ogarnął mnie strach i złość. Nie nawiedziłam swoich rodziców, którzy zrobili ze mnie potwora. Poświęcili mnie... własną córkę. Mogłam być przecież normalna, a tak  to nie wiem kim dokładnie jestem...

Siedziałam załamana w izolatce i przyglądałam się swoim niebieskim dłonią i ogonowi...Bałam się patrzeć w lustro i starałam się tego nie robić. W pewnym momencie do pomieszczenia wszedł pająk, a zaraz za nim mój ojciec, który wydawał się być wystraszony...

-Miles..- powiedziałam ciesząc się ,że go w końcu widzę- Przepraszam za tamto

-To nie ważne ... teraz musisz uciekać. Nie ma czasu!- powiedział i pomógł mi pozbyć się nadajnika.

Kiedy usłyszałam o tym, że oni chcą mi pomóc poczułam szczęście. Nie wyobrażalne.. Uśmiechnęłam się  i kiedy byłam już wolna pobiegłam za nimi. Przez to ,że byłam duża, wielkości awatarów było mnie łatwiej zauważyć. Bałam się, że i tak zaraz ktoś nas złapię, ale mój ojciec zapewnił ,że wszyscy są zajęci czymś innym. Nie wiedziałam dlaczego on mi pomaga, dlaczego dopiero teraz , ale choć trochę zmieniłam o nim zdanie.  Miałam wiele pytań do niego i do Miles'a, ale to nie był dobry moment... Wszyscy skupiliśmy się by stąd uciec. W momencie kiedy chłopak założył swoją maskę, ja odruchowo chciałam zrobić to samo, ale przypomniało mi się, że to już nie jest mi potrzebne. Wybiegłam więc bez maski i tylko się za siebie obejrzałam by zobaczyć ostatni raz tatę. On z nami dalej nie biegł i domyślałam się dlaczego...

-Miles , ale co my teraz zrobimy? Sully odeszli , a ja stałam się avatarem- odezwałam się gdy byliśmy już w lesie

-Nie awatarem. Zmieniłaś się naturalnie- powiedział, a ja to przemilczałam - Zabiorę cię do Sully'ch . Wiem gdzie oni są, ale nie dostaniemy się do nich na nogach... Musisz oswoić ikrana Mad

-No chyba cię  pogrzało- powiedziałam  i właśnie wtedy usłyszeliśmy strzelaninę

-Biegnij !- krzyknął i zaczęłam biec ile miałam siły w nogach- Biegnij i się nie zatrzymuj! Oni są na wyspach- krzyknął Miles, chwile później już go nie słyszałam

Słyszałam tylko głos w głowię, który kazał mi biec przed siebie. Adrenalina , którą czułam biegnąc boso po lesie nie dorównała niczemu. Czułam się taka wolna i czułam się w końcu sobą. Po tym jak już nie słyszałam  strzałów i krzyków, uśmiechnęłam się i nieco zwolniłam. Znalazłam się w miejscu , którego nie znałam , ale czułam że biegnę w dobrą stronę. Nogi same nie prowadziły i kiedy wbiegłam do jaskini zatrzymałam się . To było leże ikranów... była tu ich cała kolonia. Niepewnie rozglądałam się i przyglądałam im się z uwagą. Bałam się trochę, ale musiałam to zrobić. Muszę wrócić do Sully'ch.

-Raz kozie śmierć- powiedziałam i wyszłam z ukrycia.

Zaczęłam przechodzić obok zwierząt, które jak na razie odemnie odlatywały, albo w ogóle nie zwracały na mnie uwagi. Wiedziałam, że ten który mnie wybierze będzie chciał mnie zabić. W końcu jeden z nich przykuł moją uwagę... Był to niebiesko-czarny  ikran. Piękny, ale wyglądał też groźnie kiedy podszedł bliżej i zaczął mnie odstraszać wiedziałam, że to jego muszę oswoić. Nie wiedziałam jak zacząć, robiłam wszystko intuicyjnie... Rzuciłam się na niego i starałam się od razu zamknąć mu paszczę. Ptak oczywiście stawiał opór i nie raz mnie z siebie zrzucił , ale po kilku próbach w końcu mi się udało... Połączyłam się z nim tsaheylu i zaczęłam czuć bycie jego serca. Był to samiec w młodym wieku...

-Nox... -  powiedziałam szeptem siedząc na zwierzęciu...

Uśmiechnęłam się gdy poczułam jak zwierzę przyjęło odemnie nadane imię. Byłam z sobie dumna i nie czekałam długo by wzbić się w powietrze i zacząć nasz pierwszy lot.

To było niesamowite, tak szybować i mieć kontrolę. Zupełnie inaczej się czułam niż siedziałam na ikranie jako pasażer... Teraz było o wiele lepiej.

- No to lecimy do wioski

Postanowiłam polecieć do wioski Omatikaya, chciałam porozmawiać z matką Neytiri i Normem, którzy tam zostali. Bałam się tam lecieć w nowym ciele, ale musiałam to zrobić. Lot do wioski zajął mi dosłownie kilka minut. Wylądowałam w już znanym mi miejscu i od razu zostałam okrążona przez Navi...Na szczęście wśród tłumu zobaczyłam Mo'at . Od razu podeszłam do niej i powiedziałam jej o wszystkim. Nowy wódz klanu pozwolił mi zostać i iść z kobietą , która zabrała mnie do Norma.  Myślałam że odejdzie kiedy tylko weszliśmy do namiotu , ale zamiast tego zaczęła mi się przyglądać.

Ona i Norm byli pod wrażeniem tego jak wyglądam. Mieli sporo pytań i starałam się odpowiedzieć na każde z nich , ale nie wiedziałam co mi dokładnie wstrzykiwali... Wtedy poprosiłam Norma o pomoc w skontaktowaniu się z Jake'em...

- Z tego co wiem jeszcze nie znaleźli klanu który chciałby ich przyjąć.. Większość navi boi się, że źli ludzie z nieba zaatakują

- Nie dziwi mnie to... Neytiri to przewidziała- powiedziała kobieta

Norm spojrzał na nią nic nie mówiąc. Mo'at kiwnęła na mnie głową i już po chwili jej nie było.

- Więc możemy się z nim skontaktować?

Kiedy zapytałam mężczyzna mi przytaknął i uruchomił swoje radio. Kilka razy nawoływał Jake'a i gdy mu się w końcu udało , jako pierwsza zabrałam głos.

- Jake, to ja Mad. Pająk pomógł mi uciec z laboratorium

- Całe szczęście... Cieszę się , że żyjesz. Jesteś w wiosce ?

- Tak, wiele się zmieniło...Jake mogę do was wrócić? - zapytałam z nadzieją.

Przez chwilę Sully się nie odzywał. Cisza jaką słyszałam mroziła mi krew w żyłach. Zaczęłam obawiać się, że mi odmówi. Wtedy nie wiem co bym zrobiła.  Chyba bym została tutaj...

LO'AK POV

Przez ostatnie dni czułem się samotny. Brakowało mi Mad i cały czas nie mogłem przestać o niej myśleć. W głowie miałem wiele scenariuszy. Nie miałem pojęcia co oni jej tam robią, ale Neytiri i Jake zapewniali mnie , że na pewno żyje. Kiri tęskniła za pająkiem... Czasami razem siadaliśmy obok siebie i bez słowa patrzyliśmy w niebo. Tylko z nią mogłem pogadać o Mad.

- Lo'ak , Kiri! Mad wraca ! - krzyknął nagłe Neteyam

- Uciekła dzięki pająkowi - dodała Tuk, która przybiegła za nim

Od razu poderwałem się z miejsca i spojrzałem na nich z nadzieją i ulgą. Ucieszyłem się że nic jej nie jest i , że wraca. Nie interesowało mnie jak , dzięki komu i co dokładnie się stało... najważniejsze było dla mnie to że znowu ją zobaczę. Minąłem swoje rodzeństwo i pobiegłem do rodziców by się upewnić.

- To prawda? Mad tu wraca?

- Tak, leci do nas  za trzy dni powinna być do tego momentu zostajemy tutaj. Lo'ak masz po nią nie lecieć, zrozumiałeś?

- Jasne, jasne

- Lo'ak !

- Eh no dobrze ,zostanę i będę czekał mamo

-Słuchaj się ojca- powiedziała mama , klepiąc mnie w ramie




AVATARWhere stories live. Discover now