Rozdział 4

216 8 4
                                    

Szłam do domu. Po drodze zaczepiło mnie kilka dziewczyn i chłopaków zrób sobie ze mną zdjęcie. Jedyna fajna rzecz w karierze nastoletniej aktorki. Teraz muszę się przygotować na wpierdol i kłótnie od mamy. Weszłam do domu. Matki nie ma. Uff. Ide do pokoju kładę plecak na biurku siadam na krześle wyjmuje książki i zaczynam odrabiać lekcje, i się uczyć.

Godzina 18:00. Nauczyłam się na poprawkę z polskiego i na jutrzejszą kartkówkę z fizyki. Usłyszałam trzask drzwiami.

O nie..

- LILY KURWA! - krzyknęła mama.

Słyszę jej kroki po schodach. Nie wiem co zrobić. Boje się jej strasznie. Wchodzi do pokoju. I krzyczy:

- Ty suko! - podchodzi do mnie łapie za kołnierzyk bluzki, zmusza mnie tym żebym wstała.

- Chyba coś Ci mówiłam na temat jedynek! - puściła kołnierzyk od bluzki i uderzyła mnie raz w policzek, a drugi raz w brzuch.

Oj zabolało. I to jak.

- Masz szlaban na telefon na pół roku!

- Ale..

- Nie odzywaj się nic! - wyszła z pokoju oczywiście trzaskając drzwiami i zamykając drzwi na klucz.

Uwięziła mnie we własnym pokoju. Usiadłam na podłodze i zaczęłam płakać. Jakimś cudem udało mi się wziąść z szafki żyletkę. Podwinęłam bluzkę i zrobiłam 8 ran na brzuchu.

Jestem najgorsza córka na świecie. Nie powinnam żyć. Nikt mnie nie lubi. Jestem najgorsza.

Po 2 godzinach płaczu miałam dość. Otworzyłam okno naszczeście miałam pokój na 2 piętrze, a nie na 3. Zeskoczyłam na trawę i pobiegłam w stronę wieżowca. Tak. Chcę już z tym skończyć. Nie obchodzi mnie to, że matka nie będzie już miała tak dużo pieniędzy. Weszłam do wieżowca i pojechałam windą na najwyższe piętro. 6 minut później byłam już na najwyższym piętrze, ale jeszcze nie na dachu. Podbiegłam do drzwi prowadzących na dach. Ruszam klamką. Zamknięte. Kurwa. Wyciąga wsówke z włosów i przekręcam zamek. Otworzyły się. Zamykam i idę drabina na dach. Po jakiejś minucie jestem już na dachu. Podchodzę szybkim krokiem do krawędzi. Kilka centymetrów, a już mogłabym spadać na sam dół. Przybliżyłam się do krawędzi i wtedy poczułam czyjeś ręce na brzuchu. Ten ktoś odciągnął mnie od krawędzi i obrodził w swoją stronę. To był Max. Patrzał na mnie smutnym wzrokiem.
Chyba smutnym.

- Lily.. czy ty chciałaś skoczyć?..

Nie mówię nic. Gdyby nie on dawno bym już nie żyła.

Położył ręce na moich udach i podniósł mnie idąc dalej od krawędzi. Podszedł do murku, usiadł oparł się o niego i położył mnie na swoje kolana. Trzymał mnie za talie żebym nie uciekła.

- Lily powiedz mi proszę. Czemu?

- Poprostu. - powiedziałam bez uczuc.

- Ale musi być jakis powód.. proszę powiedz mi..

Gdyby to było takie łatwe powiedzieć w 5 minutach o swojej matce i ziebanej karierze aktorki.

- Gdyby to było takie łatwe. - odparłam z śmiechem.

Max przytulił mnie. To nie był zwykły przytulas. Czułam jakby oddawał najwięcej czułości w tego przytulasa.

- Lily jesteś aktorką.. sławną.. ludzie by się załamali jakby usłyszeli o twojej śmierci..

Zaczęłam się śmiać. Bawiło mnie to bardzo. Nikt. Nikt by nie płakał, nie siedział by przy moim grobie. Nikt by na pogrzeb nie przyszedł. Nawet nie byłby zorganizowany.

Prognoza miłościHikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin