Ulubiony Kolor

203 13 2
                                    

- Ojciec chrzestny? - zapytałam z niewiarygodnie wielkim zdziwieniem na twarzy.

- No tak, pequeña. Przecież ja i twój ojciec byliśmy najlepszymi przyjaciółmi.

Zastygłam na wspomnienie ojca. Mama nigdy nie chciała poruszać tego tematu, ponieważ jego śmierć to był temat tabu.

- Przepraszam, nie jestem przyzwyczajona do rozmów o nim. - spuściłam głowę w dół modląc się żeby się nie rozpłakać.

- No tak, Juliana nie lubi tego tematu. - poczułam jak żołądek mi się ściska na imię mojej matki. - Nic dziwnego, że Ci nic o nim nie mówiła.

Wciąż milczałam. Chyba gdzieś w podświadomości potrzebowałam tej rozmowy.

- Nie wiem czy wiesz, ale urodziłaś się tu w Barcelonie. Dopiero gdy Lucas zmarł, twoja mama, ty i Sofia wyleciałyście do Argentyny do waszych dziadków.
Na początku ja i moja żona Núria chcielismy wam pomoc najbardziej jak się dało. Nawet przez pierwszy miesiąc po śmierci twojego ojca zabrałem ciebie i twoją siostrę do siebie, żeby twoja matka mogła w spokoju dojść do siebie. Potem jednak postanowiła wyjechać do swoich rodziców, ponieważ to właśnie Lucas zarabiał na was. Ona była tylko byłą studentką prawa.

- Prawa? - zdziwiłam się z chrypą w głosie - Studiowała?

- A myślisz, że po co przyleciała do Barcelony? Dostała stypendium. Normalnie by skończyła studia gdyby nie to, że zaszła w ciążę. Lucas miał wtedy tylko 22 lat, ale za to był najbardziej odpowiedzialną osobą jaką znałem. Zaraz po informacji o ciąży, wzięli ślub, jakiś czas później urodziłaś się ty no i wiesz co było dalej.

- W takim razie... - mój głos zaczął się łamać. Za dużo nowych informacji trafiało do mojej głowy psując jednocześnie prawdę wmawianą przez moją matkę. - dlaczego nie chciałeś utrzymać kontaktu, no wiesz jak byłam już w Argentynie?

- Myślisz, że nie chciałem? Naprawdę próbowałem, ale z twoją mamą nie dało się rozmawiać. Była cały czas na nie, a gdy w końcu przyjechałem zie zobaczyć zamknęłam mi drzwi przed nosem. Chciała wymazać wszystko co było w Barcelonie łącznie ze mną i moją żoną. Postanowiłem, że po prostu spróbuję się skontaktować z tobą jak dorośniesz.

Nie widziałam jak na to wszystko zareagować. Odeszłam parę kroków by przyswoić informacje, ale łzy cały czas napływały mi się oczu. Korzystając, że trwał jeszcze trening odeszłam za murek, który oddział blisko z budynkiem.

Moje serce podskoczyło do gardła, gdy jednak ktoś tam był. A tym kimś był Pedro, tyle że... tyle że on palił?

- Czy ty właśnie palisz?

- Nie, trenuje na boisku. - jego sarkazm było czuć, aż na kilometr.

Wiedziałam, że było z nim coś nie tak, bo zawsze był uśmiechnięty i nawet mogłabym uznać, że śmieszny. Miał też momenty, gdy sypał chamskimi tekstami, ale wsyzyko było w formie żartu. Ale dziś był inny.

- Coś się stało? - podeszłam bliżej i spojrzałam mu w oczy. Były całe czerwone i szklane od łez. - Jezu Pedro mów co się dzieje!

Milczał. Łzy napływały też do moich oczu po raz kolejny dziś. Nie mogłam znieść widoku jego w takim stanie. Serce mi się łamało.

- Miałaś... miałaś kiedyś tak, że musiałaś coś zataić dla dobra innej osoby?

Jego głos był słaby i zachrypnięty przez to świństwo, którym się zaciągnął. Zabrałam mu papierosa i zgasiłam o beton na którym usiadłam obok chłopaka.

- Ja nie, ale moja matka tak. - odchyliłam głowę do tyłu, tak że oparłam ją o murek i przymknęłam na chwilę oczy.

- Twoja matka?

InfinidadOnde as histórias ganham vida. Descobre agora