SMS

165 15 3
                                    

Spędziłam w domu ostatnie dwa tygodnie. Xavi zabronił mi iść do pracy do puki Fran nie wydobrzeje, ale szczerze jakoś nie miałam chęci żeby tam pójść.

Fran na ogół w swoim tępię dochodziła do siebie. Z tego co wiem Gavi załatwił jej prywatnego lekarza, który przyjeżdżał do nas praktycznie codziennie, żeby przebadać chorą. Była to dobra opcja, ponieważ nie zadawał zbędnych pytań, tak jak by to robili w szpitalu.

Pedro też odwiedzał Fran, ale nie zdażyło się żebyśmy przebywali w domu w tym samym momencie.

Gdy moja przyjaciółka była nieprzytomna zawsze do mnie pisał, że będzie za parę minut. To była informacja dla mnie żeby się się zwinąć. Potem tylko pisał, że już wychodzi, więc i ja wracałam do domu. Gdy Fran odzyskała przytomność to już z nią załatwiał takie sprawy, ona co najwyżej dawała mi info.

Dziś miałam ostatni dzień wolny. Xavi z resztą też, dlatego zaprosił mnie i Fran na obiad do siebie. Domyślam się, że będzie tam jeszcze Gavi, ale obawiam się, że zawita też Pedri. Nasza relacja pozostawała bez zmian. Ja go unikałam, a on mi to umożliwiał.

- Wiesz, że nie jestem kaleką? - zajęczała Fran, gdy pomagałam jej wstać.

- Wiem, ale wolę dmuchać na zimne. - powiedziałam podtrzymując żeby nie upadła przy wstawaniu.

- Jeśli będziesz tak dmuchać na zimne, to napewno w przeciągu dwudziestu lat nie wrócę do normalnego życia.

- Ja się po prostu martwię... - spuściłam głowę w dół.

- Hej, to nie twoja wina. Nie mogłaś wiedzieć, że jestem uczulona na... Jeden ze składników. No wiesz.

Przytaknęłam i zgarnęłam nasze rzeczy. Stwierdziłam, że pojedziemy moim autem, gdyż Fran mimo zapewniania mnie, że czuję się już dobrze, miała częste bóle głowy i czasami rozmazywał jej się obraz. Dla naszego bezpieczeństwa to ja jednak wsiadłam za kółko, pomimo sprzeciwów.

Cieszyłam się wspólnym obiadem u Xaviego i Nurii. Ostatni raz ich widziałam, gdy przyjechali odwiedzić Fran. Było to może z tydzień temu, ale już zdążyłam się stęsknić.

Zaparkowałam na ich podejdzie i pomogłam mojej przyjaciółce wyjść. Widziałam jej niezadowoloną mine, ale nic sobie z tego nie zrobiłam. Zadzwoniłam dzwonkiem i poczekałam aż ktoś nam otworzy.

Drzwi otworzyli nam Asia i Dan. Podrośli przez ostatnie kilka tygodni, gdy ich nie widziałam.

- Mamo, ciocia Carla przyjechała!!! - krzyknął Dan, poczym uciekł w głąb domu.

Asia za to przytuliła mnie w pasie, tak samo jak Fran. Była bardzo uroczą osóbką, która zawsze chodziła uśmiechnięta i kochała się przytulać.

Weszłyśmy nieśmiałym krokiem, ponieważ nie wiedziałam kogo jeszcze mogę się spodziewać, gdy wejdę do jadalni.

Na moje szczęście jedyną osobą, która tam siedziała był Gavi, który objadał się już przystawkami nie czekając na ciepłe danie.

Zrobiło mi się ciepło na sercu widząc go, jak zachowuje się jak małe dziecko, które zajada się słodyczami. Brakowało mi go w takim właśnie humorze. Był przybity i obwiniał się za to wszystko przez co przechodziła Fran.

Przywitałam się z resztą i wedle życzenia mojej ciotki, zasiadłam przy stole. Reszta w sumie też usiadła, oprócz małego Dana, który krzątał się obok nóg Nurii, przez co miała trudności z doniesieniem wazy z zupą.

Rozejrzałam się dookoła i zauważyłam, że jedno miejsce wciąż zostaje wolne. Moja piarwsza myśl była taka, że pewnie to miejsce dla wędrowca, ale walnęłam się ręką w czoło w myślach. Przecież to nie jest Boże Narodzenie.

InfinidadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz