Czas leciał i leciał, a moje nowe życie stało się stałą rutyną. Jedyne co się zmieniło, to to, że skończył się sezon i mojej pracy było o wiele mniej. Były jakieś mecze towarzyskie, ale to raczej rzadko.
Minęły już trzy miesiące i co za tym szło, nadszedł sierpień.
Siedziałam na swoim łóżku z niesamowitym bałaganem, gdyż za niecałe pięć godzin mieliśmy lot na Wyspy Kanaryjskie. To właśnie taki prezent urodzinowy zafundowaliśmy Gaviemu. Zawsze chciał tam polecieć, tak więc spełniliśmy jego marzenie.
- O mój boże, Carla, co to za syf? - powiedziała Fran, gdy tylko przekroczyła próg mojego pokoju.
- Jestem w dupie. - skwitowałam, patrząc się na ciuchy wokół mnie.
- Właśnie widzę.
Westchnełam głośno, a Fran podeszła i zaczęła pakować mi randomowe ciuchy.
W taki oto sposób spędziłyśmy ostatnią godzinę. Ona pakowała, a ja komentowałam.
Nasze bagaże były już gotowe, ale czekałyśmy jeszcze na koleżankę z pracy Fran, gdyż miała zgarnąć nas na lotnisko.
Całe nasze przetransportowanie trwało dość sprawnie i zanim się obejrzałam byłam już na lotnisku. Razem z Fran podeszłyśmy pod odparawe bagażową i tak też spotkaliśmy chłopaków.
- Hej skarbie. - powiedział Gavi i mocno objął Fran.
Miło mi się patrzyło na tą dwójkę. Byli w sobie tak zakochani, że aż robiło się miło na sercu i zazdrościło też uczucia.
Zaraz obok nas pojawił się Pedri, który bez mrugnięcia okiem, przyciągnął mnie do siebie i pocałował w czubek głowy.
Przede wszystkim trzeba sobie wyjaśnić jak do tego wszystko doszło.
Nie opowiadałam Fran o moich ostatniego czasu coraz częstszych spotkaniach z Pedro, bo najzwyczajniej w świecie nie chciałam jeszcze jej wtajemniczać. Była to świeża sprawa i wolałam żeby nie wyobrażała sobie nie wiadomo czego.
- Czy ja o czymś nie wiem? - zapytała Fran patrząc co rusz na mnie bądź na swojego kuzyna. Gdy patrzyła na mnie czułam, że było jej przykro.
- Ja chyba powinnam spytać o to samo - powiedziałam i spojrzałam na Pedro, który głupkowato się uśmiechał.
- Dajcie chłopakowi spokój - zaśmiał się Gavi - Może to był tylko taki impuls.
Wszystkie pary oczy skierowały się na Gaviego, gdyż nie każdy załapał o co mu chodziło z tym całym impulsem.
- No wiecie, my tu z Fran miziu miziu, a Pedri chciał tak samo no i pod ręką miał Fran.
- Ty to czasem się palnij w łeb. - wszyscy wybuchli śmiechem z tekstu Pedro, łącznie ze mną.
- Dobra, bo my tu paplamy, a nasz check-in jest już otwarty.
- Carla ma racje. - powiedział Pedro -Jak chcemy usiąść w miarę obok siebie to ruszcie dupy i lecimy do kolejki.
Postaliśmy sobie w kolejce, a że szła w miarę sprawnie, to już nadawaliśmy walizki. Udało się nawet zgarnąć miejsca blisko siebie, gdzie ja siedziałam obok Fran, a chłopaki razem przed nami.
Trzy godziny lotu minęły też znośnie. Zasnęłam zaraz po starcie i nie widziałam żadnych ładnych widoczków.
Gdy wylądowaliśmy, w szybkim tępie odebraliśmy nasze bagaże i wyszliśmy w lotniska, gdzie czekał już na nas tata Pedro. Przywitaliśmy się z nim chóralnie i pojechaliśmy do rodzinnego domu chłopaka, który muszę przyznać był ogromny.
CZYTASZ
Infinidad
Fanfiction- Mówiłeś, że ona tu będzie! - wykrzyknęłam mu prosto w twarz, ale jego uśmiech nie schodził z twarzy. - Dużo mówię, mało robię - prychnełam pod nosem na jego słowa - Ile jeszcze będziesz mi przeszkadzał zamiast pomagać? - Nieskończoność.