Loża

175 14 2
                                    

Czy lubię kluby? Ciężko powiedzieć.

Byłam może tylko z dwa razy i nie wspominam ich zbyt dobrze, ale dziś byłam ponownie gotowa żeby tam iść.

- Jesteś pewna Carla, że chcesz tam iść? - zapytała lekko zmartwiona Fran, która nie była zbytnio przekonana do tego pomysłu.

- Tak, chce.

- No dobra. Myślisz, że ta sukienka mi pasuję? - zrobiła obrót o 360 stopni żeby pokazać jak leży na niej ubranie.

- Jest świetna.

Ubrałyśmy się dość podobnie. Fran założyła różową sukienkę z diamentowymi ramiączkami przez co wyglądała jak typowa amerykanka, która szykuje się na imprezę. Ja za to założyłam zwykłą czarną, ale mimo to krój był niemal identyczny co mojej przyjaciółki.

- Wezmę tylko torebkę i zamówię nam ubera. - powiedziała wychodząc z salonu.

Nic nie odpowiedziałam. Pomalowałam usta błyszczykiem i byłam już gotowa do wyjścia.

- Dobra, nasz transport już stoi pod blokiem.

- No to wychodzimy. - odparłam z uśmiechem na twarzy.

Podróż zajęła nam więcej niż przypuszczałam, ponieważ w piątki o tej porze bardzo dużo ludzi wychodzi na miasto, a taksówek na ulicach jest jak pszczół w ulu.

Podziękowaliśmy kierowcy za podwózkę i stanęliśmy w kolejce do klubu, który wybrała Fran. Była w nim kilka razy i bardzo go sobie zachwalała.

Kolejka szła bardzo sprawnie i po dziesięciu minutach weszliśmy do budynku. Duchota i alkohol od razu uderzyły mnie w nozdrza. Nie lubiłam tego klimatu. Pełno ludzi i każdy robi co mu się żywnie podoba.

Nasze torebki nie były duże, dlatego zawiesiłyśmy je w bezpieczniejszy sposób, żeby ich nie zgubić lub żeby nie zostać okradzione.

Muzyka była bardzo głośna przez co ciężko było nam się komunikować. Poszłyśmy razem zamówić drinka, bo jakoś nie byłam na tyle odważna by pić czystą wódkę jak pewien delikwent.

Nie mogę o nim dziś myśleć.

Wypiłyśmy zawartość szklanki dość szybko i wyszłyśmy na parkiet. Lubiłam takie momenty, gdy po raz pierwszy czułam się atrakcyjna, bo faceci non stop dotrzymywali nam towarzystwa.

Podczas kolejnej piosenki dostrzegłam znajomą twarz na loży. Nie byłam pewna czy dobrze widziałam, ale musiałam to sprawdzić.

- Muszę iść na chwilę pod loże!! - krzyknęłam do ucha Fran, żeby mogła mnie zrozumieć w tym hałasie.

- CO???!!!!

- Chodź!! - po raz kolejny krzyknęłam.

- Po co??!!

Uznałam, że nie ma sensu prowadzić takiej rozmowy w tym hałasie, więc wzięłam ją za rękę i poprowadziłam pod loże gdzie było trochę ciszej.

- Widzisz tego faceta na kanapie? - zapytałam już spokojniejszym głosem.

- No... A kto to?

- To Emilio Sanches. Były chłopak Sofii.

- Ooo. Dziewczyna miała gust. - skwitowała Fran.

Musiałam przyznać, że zmienił się od kiedy go po raz ostani widziałam. Był wysoki, chudy, ale gdzieś tam jakieś zarodki mięśni wystawały. A teraz.... Wygląda jakby sam Michał Anioł go stworzył. Mięśnie widocznie mu urosły, a jego zarost dawał do uroku. Można było tak na niego patrzeć godzinami.

InfinidadWhere stories live. Discover now