XIX

2.9K 100 10
                                    

- Gdzie tak pędzisz?- zapytał idąc za mną
- nie twój interes-odpowiedziałam
- właśnie, że mój Will kazał mi cię pilnować – powiedział uśmiechając się złośliwie.
- jakbyś nie zauważył to idę do siebie- odpowiedziałam wchodząc do swojej sypialni.
- nie no wiesz nie zauważyłem- powiedział wchodząc za mną
- a ty gdzie? już mnie przypilnowałeś możesz już sobie iść- powiedziałam
-  a może chcę z tobą porozmawiać?- zapytał wpychając się na moje idealnie pościelone łóżko
- niby o czym?- zapytałam siadając na krześle
- no nie wiem może o tej dzisiejszej sytuacji na siłowni- powiedział
- my nie mamy o czym rozmawiać- odpowiedziałam
- chciałem cię przeprosić- powiedział
- niby za co?- zapytałam
- za to co powiedziałem, nie powinienem tego mówić- dodał
-  następnym razem najpierw pomyśl a potem mów- zaproponowałam
- tak zrobię- powiedział tak jakby od niechcenia.
- czegoś jeszcze chcesz?- zapytałam
- tak właściwie to nie- odpowiedział
- no to możesz już sobie iść- powiedziałam
- przecież nie ucieknę- dodałam
- na pewno?- zapytał i powoli wstał z mojego łóżka.
- tak – odpowiedziałam
- no dobrze- odpowiedział i wyszedł. Wzięłam szybki prysznic razem z myciem włosów , założyłam z powrotem bluzę Will ‘a i rozsiadłam się na łóżku wzięłam książkę i zaczęłam czytać. Zasnęłam z książkę w ręce, jakiś czas później obudził mnie dźwięk otwieranych drzwi.
- nie chciałem cię obudzić- rozpoznałam głos Will ‘a
- nie obudziłeś mnie- odpowiedziałam, a on się uśmiechnął
- widzę, że moja bluza ci się spodobała- powiedział siadając na brzegu mojego łóżka, a ja uśmiechnęłam się lekko zaspana.
- Vincent zgodził się ,żebyś jutro zrobiła sobie wolne, i dlatego też jutro o godzinie 9,30 widzimy się w kuchni- oznajmił, a ja pokiwałam głową.
- Will Vincent jest na mnie zły prawda?- zapytałam
- za co miałby być zły?- zapytał
- za to wyjście Hailie- odpowiedziałam
- przecież ty o niczym nie wiedziałaś- powiedział
- nie jest zły tylko zawiedziony tym co zrobiła Hailie, przypominam ci, że nie jesteście jedną i tą samą osobą – dodał
- jesteście dwoma różnymi osobami, a poza tym Vincent doskonale wie, że nie mamy wpływu na decyzję naszego rodzeństwa- powiedział siadając koło mnie a ja się słabo uśmiechnęłam, dojrzałam godzinę na jego zegarku było dobrze po 23,00.
- dobra chyba pora iść spać- powiedział a ja ponownie przykleiłam się do jego ręki.
- ej ja też bym chciał się wyspać ty mała przylepo- powiedział śmiejąc się
- z resztą masz moją bluzę, której jak sądzę już nie odzyskam- dodał
- ale bluza to nie to samo co jej właściciel – mruknęłam a on się cicho zaśmiał, a ja zamknęłam oczy. Zasnęłam dość szybko ale dalej byłam wtulona w Will'a. Obudziłam się koło 8.00, Will musiał opuścić moją sypialnię chwilę po tym jak zasnęłam, bo gdy się obudziłam już go nie było. Wolnym krokiem zwlekłam się do kuchni i usiadłam na krześle. Wtedy do kuchni zajrzała Eugenie
- dzień dobry- przywitałam się

- dzień dobry kochana- odpowiedziała uśmiechając się
- w lodówce masz śniadanie- dodała zniknęła. Podeszłam do lodówki i wyciągnęłam stamtąd serek i warzywa, wyciągnęłam bajgla, I zjadłam śniadanie.  Wróciłam do sypialni przebrałam się w czarne bojówki, czarna koszulkę, zrobiłam szybki makijaż i o 9.15 wróciłam do kuchni. Will już tam na mnie czekał, ubrany w białą koszulę, na którą zarzucił błękitną bluzę, I ciemne garniturowe spodnie.
- dzień dobry- przywitałam się
-dzień dobry - odpowiedział, i spojrzał na zegarek. Wtedy do kuchni wszedł Vincent.
- gotowi?- zapytał odkładając do zlewu filiżankę po kawie. Spojrzałam na Will'a pytającym wzrokiem.
- nie powiedziałeś jej?- zapytał Vincent Will'a
- jeszcze nie , ale jej zaraz powiem i lepiej będzie jak ty pojedziesz swoim samochodem  - odpowiedział, na co Vincent tylko pokiwał głową i wyszedł.
- Liza, postanowiliśmy, że powinnaś wrócić na terapię, i udało nam się też znaleźć odpowiedniego terapeutę- powiedział spokojnym głosem
- dzisiaj jest pierwsze spotkanie- dodał, mnie tam to nie przeszkadzało bo potrzebowałam z kimś porozmawiać.
- ale najpierw pojedziemy w jedno miejsce, - powiedział gdy wsiadaliśmy do samochodu. Po drodze mało rozmawialiśmy co mi akurat było na rękę. Wjechaliśmy do pobliskiego miasta i zatrzymaliśmy się pod wielkim jasnym budynkiem.  Przy drzwich znajdowała się mała tabliczka z napisem
" Fundacja imienia Linsday Monet". Wow moja rodzina miała własną fundację. Od razu przywitała nad kobieta w śred­nim wieku. Była nieco przy kości i ubra­na dość zwy­czaj­nie, w dżin­sy i kre­mo­wą, nieco wy­cią­gnię­tą bluz­kę, jakby rano wy­ję­ła z szafy pierw­sze lep­sze rze­czy. Od razu jed­nak ją po­lu­bi­łam, jesz­cze nawet zanim uśmiech­nę­ła się sze­ro­ko na nasz widok.

– Al­le­lu­ja, przy­był nasz pre­zes! Chyba za­pi­szę ten dzień w ka­len­da­rzu, ma Pan na biurku przygotowane dokumenty  – za­wo­ła­ła, uno­sząc brew na Vince’a.

– Byłem za­ję­ty – od­mruk­nął uprzej­mie, ale też ewi­dent­nie nie za­mie­rzał się tłu­ma­czyć z braku swo­jej obec­no­ści. Ja z Will' em powstrzymywaliśmy się od tego aby nie wybuchnąć śmiechem.
- Ruby Will'a już znasz - dodał Vincent
- to jest Elizabeth- powiedział wskazując na mnie. Ruby przeniosła wzrok z mojego brata na mnie.
- oprowadź ją proszę po fundacji, pokaż co i jak i wprowadź ją w projekty o których ci pisałem a ja zajrzę do tych papierów.- powiedział Vincent, I zniknął w swoim biurze.

Rodzina monet ♡♡Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz