XXXI

2.1K 75 19
                                    

Bardzo powoli zwlekłam się do kuchni, wpadłam tam na bliźniaków, Dylan'a i Will'a.
- dzień dobry- przywitałam się, podeszłam do czajnika i włączyłam go
- chce ktoś herbatę?- zapytałam spoglądając na braci. Odpwiedziała mi cisza więc ponosiłam pytanie. Wtedy dopiero dostałam od nich przeczące odpwiedzi.
- jak się czujesz?-zapytał Will
- dobrze- odpowiedziałam zalewając herbatę, chłopaki razem z Hailie zdążyli się już ultonić z kuchni.
- Will chciałabym wrócić do szkoły- powiedziałam
- edukacja domowa powoli zaczyna mi się nudzić a poza tym ileż można siedzieć w domu, z resztą mam też znajomych, z którymi chciałabym się kiedyś jeszcze zobaczyć- dodałam
- przemyślimy to- powiedział
- a tak poza tym to masz jutro wizytę u psychologa, pojedzie z tobą Vincent- powiedział a ja prawie zakrztusiłam się herbatą.
- ty sobie żartujesz?- zapytałam pół żartem pół serio.
- nie, nie żartuję twój psychoterapeuta chciał z nim porozmawiać- powiedział,
- dobra ja już muszę iść jakby się coś działo..- zaczął
- to jesteś pod telefonem- dokończyłam, brat przytulił mnie na pożegnanie i opuścił kuchnię.
Po szybkim śniadaniu zaszyłam się w bibliotece. Wyjrzałam stamtąd dopiero w porze obiadu. W rezydnecji Monetów było cicho,za cicho. W kuchni spotkałam Dylan'a I Shane'a. Chwila przecież Shane miał zabrać Hailie do psychologa.
- gdzie Hailie i Tony?- zapytałam siadając
- U psychologa- odpwiedział Dylan
- a to nie Shane miał ją zabrać?- dopytywałam
- zmiana planów, nie interesuj się mała dziewczynko tylko jedz- powiedział podsuwając mi talerz z jedzeniem. Nagle przed drzwiami przełączał nam Will z Vincent'em.
- co jest?- zapytal Dylan zanim opuścili dom
- Hailie i Tony mieli wypadek, jakiś typek próbował ich zastrzelić- rzucił Will
- pilnujscie jej- powiedział Vincent wskazał  podbródkiem na mnie i wyszedł. No takich informacji to ja się się spodziewałam, wypuściłam z ręki widelec i wybiegłam z kuchni.
- młoda gdzie lecisz?-zapytał mnie Dylan, złapał mnie za rękę nie pozwalając mi biec dalej
- daj mi spokój,chcę być sama- powiedziałam i wyrwałam rękę z uścisku
- a obiad?- zapytał Shane
- nie jestem głodna- mruknęłam i już byłam na schodach. Nie czekając na dalszą część tej wymiany zdań pobiegłam do swojej sypialni i zamknęłam się w łazience. Kurwa to było już dla mnie za dużo, dzień wcześniej dowiedziałam się,że moja jedyna siostra ( największy skarb mojego życia) się głodzi, a dziś ktoś próbował ją zabić. Moje myśli skupiały się na ty,że była to moja wina. To ja jej nie dopilnowałam, ja niczego nie zauważyłam. Mój mózg przetwarzał milion myśli na minutę, a każda była gorsza od poprzedniej, w końcu nie wytrzymałam, sięgnęłam po coś ostrego, przez łzy nawet nie wiedziałam co to jest i ..

Zrobiłam to..
Przejechałam tym kilkakrotnie po nadgarstku, w miejscach które jeszcze przed chwilą były czyste pojawiła się krew. Nie przejmowałam się w tym momencie konsekwencjami swojego czynu, najważniejsze było to,że burza w mózgu ucichła i w końcu mogłam przemyśleć wszystko na "trzeźwo".
Przesyłam ręce wodą a Świeże rany zakleiłam plastrami, które zasłoniłam rękawami bluzy. Przesyłam twarz zimną wodą, i wyszłam na balkon, zimne styczniowe powietrze wypełniło moje płuca, zakaszlałam ale nie wróciłam do środka. Cały czas myślałam, cały czas mój wymęczony wszystkim mózg obwiniał mnie o wszystkie zdarzenia. Całkowite uspojenie się zajęło mi jakieś 40 minut. Wróciłam do siebie i usiadłam na łóżku oparłam głowę o poduszki, i poczułam jak łzy spływają mi po policzkach. Usłyszałam pukanie do drzwi, szybko otarłam mokre policzki
- proszę- rzuciłam w stronę drzwi, do mojej sypialni wszedł Will. Usiadł koło mnie I objął mnie ramieniem.
- co z nimi?- zapytałam zachrypniętym od płaczu głosem
- trochę się tylko potłukli ale nic im nie będzie- odpwiedział, miałam wrażenie, że nie  mówił mi wszystkiego, ale wiedziałam że robi to dla mojego dobra. Wtuliłam się w brata
- to moja wina- szepnęłam
- nie to twoja wina- powiedział
- nie zauważyłam, że coś jest nie tak, za bardzo skupiłam się na samej sobie, nie rozmawiałam z nią- powiedziałam
-hej to nie twoja wina, my też nic nie zauważyliśmy, i dobrze,że w końcu zajęłaś się sobą. Pamiętam jak zobaczyłem cię po raz pierwszy na lotnisku,zmęczona z worami pod oczami trzymałaś Hailie za rękę. Chciałaś chronić ją za wszelką cenę, ale żeby to zrobić musiałaś poświęcić swoje zdrowie a tak się robi dla kogoś kogo się bardzo kocha- powiedział głaszcząc mnie po włosach.

// pisząc ten rozdział, postanowiłam wczuć się trochę w postać Elizabeth ( mam nadzieję, że dobrze będzie wam się to czytało)

Powiem wam,że teraz będzie się tu trochę działo ( w pozytywnym i negatywnym sensie)

/// dobra macie dzisiaj taki mały prezencik ode mnie.

Ale mam dla was większą niespodziankę, tylko musicie jeszcze trochę poczekać.

Jeszcze raz wesołych świąt ❤️🖤

///// Takie bardzo mało świąteczne ale jaka jest waszą ulibiona książka?

Rodzina monet ♡♡Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz