𝗶𝗶𝗶. uśmiech na niby

860 42 10
                                    

           PRZEBUDZIWSZY się na zimnych, czarnych kafelkach Australijczyk potrzebował chwili, by zrozumieć jak się znalazł w tej sytuacji.

Rozglądał się wokół siebie. Wszystko było normalnie... No prawie wszystko.

Jego ręka była pokryta nowymi bandażami. Pewny nie był czy odkaził rany poprzedniej nocy, jednakże Lee wolał nie ryzykować zakażeniem.

Przemywał rany cieczą, co jakiś czas sycząc z bólu. Przez swoją głupotę tworzył na własnym ciele mnóstwo nie gojących się blizn. Szpecił je, ale był zbyt bezradny by znaleźć inny sposób, taki który by go nie krzywdził.

Nałożył na rany gazę, a następnie nieumiejętnie owinął bandażem. Gdy wyszedł z łazienki spojrzał na zegar. Za godzinę musiał stawić się w szkole. Za żadne skarby nie chciał tam iść, przede wszystkim nie miał siły, ale myślał o stuprocentowej frekwencji na koniec roku. W żadnym semestrze nie miał chociażby spóźnienia, a co dopiero mówić o nieobecnościach.

Swoim rodzicom obiecał uczyć się, osiągnąć sukces i zarabiać pieniądze, by nigdy nie narzekał na ich brak, a neurochirurgia miała mu to zapewnić.

Piegus westchnął ciężko, sięgnął do szafy wyjmując z niej białą koszulę o krótkich rękawach, czarne spodnie oraz zielony sweter bez rękawów i z dużym dekoltem. To wcale nie był jego styl, a wymóg szkoły do której uczęszczał.

Chcąc nie chcąc, odział się w mundurek i narzucił na to czarną bluzę, nie chcąc by ludzie wypytywali o ilość bandaży na jego ciele. Korektorem zakrył ciemne okręgi zdobiące jego oczy nie chcąc by ktokolwiek je dojrzał.

Do torby spakował podręczniki potrzebne na dzisiejsze lekcje, zarzucił ją na ramię i udał się do wyjścia z domu.

W pośpiechu założył buty, wyszedł z domu i zamknął drzwi.

Idąc przez miasto do swojej szkoły widział mnóstwo aut przejeżdżających po ulicach miasta. Z jednej strony pragnął tylko znaleźć się pod jednym z nich w ogromnej kałuży krwi, ale z drugiej strony pomyślał, że kierowca, pod którego auto wskoczyłby mógłby mu pomóc.

Natychmiast zaczął biec w kierunku szkoły, po drodze mijając kilku swoich rówieśników.

─── Felix! ─── Usłyszał za sobą wołanie. Zatrzymał się na chwilę, odwracając w kierunku swojego znajomego.

─── Oh... Cześć Hyungwon. ─── Powiedział z uśmiechem na twarzy.

─── Posłuchaj jest sprawa. Masz zadanie z chemii? ─── Zapytał.

No tak, czego mógł się spodziewać? Ludzie uwielbiali jego przyjazną naturę i wiedzieli, że z problemem to tylko do niego.

─── Jasne, dać Ci je teraz? ─── Zapytał sięgając do plecaka po zeszyt. Podał szatynowi zeszyt z stroną otwartą na zadaniu domowym. ─── Oddasz mi je przed lekcją. ─── Rzucił, chcąc mieć jakiekolwiek kontakty z ludźmi za sobą.

Kolega pokiwał tylko głową, a Felix mógł odejść i w spokoju dojść do szkoły.

Przekroczywszy próg szkoły chłopak zmienił buty i odłożył swoje conversy do szafeczki.

Powolnym krokiem udał się pod salę biologiczną posyłając uśmiech każdemu na korytarzu. Swoją radosną energią pocieszał każdego, gdy był wśród ludzi automatycznie stawał się szczęśliwszy... Szkoda, że tylko na niby.

✦ ˙ ִֶָ 𓂃 ⊹ hej przyszły mi conversy 🥰🥰🥰

Йой! Нажаль, це зображення не відповідає нашим правилам. Щоб продовжити публікацію, будь ласка, видаліть його або завантажте інше.

✦ ˙ ִֶָ 𓂃 ⊹
hej przyszły mi conversy 🥰🥰🥰

( 471 )

𝐏𝐎𝐄𝐌𝐒 𝐎𝐅 𝐏𝐀𝐈𝐍 • hyunlixWhere stories live. Discover now