𝘅𝘅𝗶𝗶𝗶. zakończyć męczarnie

342 28 22
                                    

MUZYKA wydobywająca się z piętra wyżej przysparzała go o coraz to silniejsze bóle głowy. W tej już mu się kręciło po tylu przepłakanych godzinach, po tym jak jego myśli zabijały go, dokonowały na nim okrutnego mordu.

Nie był w stanie uspokoić wirująego od negatywnych scenariuszy umysłu, a co sekundę jego wyobraźnia ukazywała przed jego oczami coraz to gorszy obraz. Wolałby nadziać swe dłonie po raz kolejny na ostrza żyletki i pozwolić swojemu ciału wykrwawić się do śmierci, niż wyobrażać sobie Hwanga z coraz to lepszą dziewczyną czy chłopakiem u boku, gdy on tu tak bardzo cierpi.

Każda myśl, każdy scenariusz, każdy obraz nasuwał mu coraz to nowszy pomysł na zakończenie tego wszystkiego, więc dlaczego nie wprowadzić jednego z wytworów jego wyobraźni w życie?

I tak miał wszystkiego dość, i tak jego życie nie było warte, i tak stracił każdego kogo kochał. Mamę, tatę, Hyunjina... Kogoś kto dał mu nadzieję na lepsze jutro.

Nie zastanawiał się dłużej, wstał z twardej podłogi i otworzył sporą, zawaloną niepotrzebnymi mu ubraniami szafę. Przerzucał ubrania z jednej na drugą stronę by znaleźć to, czego w tej chwili potrzebował bardziej niż powietrza.

W jego drobnych, drżących dłoniach znalazł się czarny, skórzany pasek do spodni, idealnie wytrzymały... Zabrał go ze sobą do kuchni, skąd przeniósł krzesło centralnie pod żyrandol.

Z paskiem w ręku stanął na krześle, owinął materiał wokół lampy, by być pewnym, że nawet w wyniku szarpnięcia przez taki ciężar nie upadnie on, a potem zapiął zawleczkę ciasno... Wokół swojej szyi.

Przez jego ciało przepłynęła dziwna radość. W końcu mógł powiedzieć tym wszystkim okropnym rzeczom "koniec" i zakończyć to wszystko, miał nadzieję, iż tym razem skutecznie.

To zajęło chwilę, by zrzucić krzesło pod sobą i zacząć unosić się pół metra nad ziemią, gdy gruby, skórzany materiał zaciskał się na jego krtani blokując mu możliwość łapania oddechu. Jednak on nawet nie próbował, delektował się tym uczuciem, tą świadomością, że za chwilę będzie koniec tego wszystkiego, tego cierpienia.

Stające się coraz to cięższe powieki, opadły zostawiając przed nim tylko ciemność, pustkę, tą od lat upragnioną nicość...

──────

Kolorowe światła imprezowych lamp biły po oczach gości mieszkania Pani Hwang, jednak skarmione promilami mózgi przybyłych ignorowały to, a delektowały się większą ilością alkoholu. Pośród zebranych tu już pijanych ludzi była jedna, szara myszka, organizatorka tego wszystkiego, która chcąc nie chcąc nie łyknęła ani kropli alkoholu podawanego na stole. Strach o znajdującego się z dala od domu syna wciąż tkwił w z tyłu jej głowy, ale jednocześnie wypadało być odpowiedzialnych za swoich gości. Teraz jej syn mógł być jej wdzięczny za to, ze jako jedyna pozostała tego dnia trzeźwa...

Zremiksowane hity radiowe grały głośno w całym mieszkaniu zagłuszając rozmowy ludzi, jednakże nie zagłuszyło to głośnego huku, który wyjątkowo wyraźnie dobiegł do uszu brunetki.

Odgłos wydawał się wydobyć jakby z piętra niżej, a wiedziała jak ważna dla Hyunjina osoba właśnie tam mieszkała. Bez wahania wyszła z swojego mieszkania, prędko schodząc na dół po stromych schodach, aż dotarła do prawdapodobnego źródła głośnego huku.

Zapukała kilkakrotnie do drzwi, jednak nie uzyskała odpowiedzi. Nacisnęła na klamkę raz, a drzwi uchyliły się od razu. W środku było czysto, nie wskazywało to na nic podejrzanego, ale wolała się upewnić.

─── Felix? To ja, mama Hyunjina, usłyszała... ─── Jej wypowiedź urwała się, gdy dotarła do kuchni. Rzucone krzesło, leżący na ziemi zbladły szatyn z skórzanym paskiem wokół szyi, zaś żyrandol mało nie wyrwał się z sufitu. ─── Matko boska, Felix!

Ręce jej zaczęły drzeć, jej umysł jakby nagle przestał pracować. Co robić? Ukochany jej syna leży na ziemi, nawet nie wie czy jeszcze żywy... Dlatego też sprawdziła puls zaciskając palce na jego pociętym nadgarstku.

Musiała skupić się tylko na tym by niewiele wyczuć, a potem móc zadzwonić po karetkę. Serce jej kołotało gdy klikała trzy cyferki numeru alarmowego na swoim telefonie.

─── Felix umiera! ─── Wykrzyczała do słuchawki, gdy usłyszała po drugiej stronie odgłos operatora. Mężczyzna starał się uspokoić kobietę i wyciągnąć od niej jak najwięcej szczegółów oraz zmobilizować ją do udzielenia kolejnemu w tym miesiącu samobójcy.

Gdy przyjechała karetka, pomyślała sobie: "szczęście w nieszczęściu", gdyż teraz w środku nocy zleceń było niewiele jak i korków więc ratownicy dotarli na miejsce w niecałe dziesięć minut.

─── Do jakiego szpitala go bierzecie? ─── Zapytała drżącym głosem, gdy ratownicy przenosili australijczyka na nosze.

─── Szpital Asan. Jedzie Pani z nami? ─── Oczy kobiety zalały się łzami, gdy tylko do jej uszu dobiegła nazwa centrum medycznego. Hyunjin odbywał w nim praktyki od paru tygodni...

─── Mój syn odbywa tam praktyki, proszę starajcie się by go nie zobaczył w tym stanie. ─── Poprosiła. Wiedziała, iż nie skończy się to dla młodego Hwanga dobrze.

─── A jak się syn nazywa? ─── Odparł jeden z ratowników.

─── Hwang Hyunjin, jest z Felixem bardzo blisko i boję się co się z nim stanie, gdy zobaczy co zrobił. ─── Opowiedziała. Ratownicy kiwnęli jedynie głową i zabrali Felixa do karetki zaparkowanej przed blokiem, a pani Hwang musiała tak roztrzęsiona wrócić do swoich gości...

W głębi duchu modliła się by Hyunjin nie musiał uczęszczać w udzielaniu Lee pomocy w szpitalu, tak bardzo kochał Felixa, tęsknił za nim, a teraz zobaczy go na noszach po próbie...

dam wam spam rozdzialami bo po co macie czekac

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

dam wam spam rozdzialami bo po co macie czekac

( 831 )

𝐏𝐎𝐄𝐌𝐒 𝐎𝐅 𝐏𝐀𝐈𝐍 • hyunlixWhere stories live. Discover now