Księga VII (Pęto kiełbasy)

248 86 8
                                    

Leżały chwilę w błocie, a na wysokości ich nosów pląsał sobie gryfinek w rytm melodii niesionej po ryneczku, do tego złośliwie świergolił. Kto by pomyślał, że te prawie kieszonkowe stworzenia są potomnymi gryfów. Lata ewolucji by byle ludzka pokraka mogła go ganiać, wstyd i zniewaga dla przodków tego gatunku. Ten akurat tak na oko był wielkości gołębia i wydawał się bardziej bawić niż naprawdę uciekać. Umaszczenie miał pstre rudo, biało, beżowe, gdzieniegdzie z ciemniejszymi elementami na skrzydłach. Cztery łapki, uszka i ogon zakończony puchatą buławą jak u lwa. W dwóch słowach - urocza istotka.

- Ty mnie nie denerwuj lepiej! - Legvena zerwała się z ziemi i pognała za zwierzęciem, które wzbiło się w powietrze, zanim Saghira zdążyła jakkolwiek zareagować przyjaciółka zniknęła z pola widzenia.

Powstała z marasu, a od szyi w dół nie przypominała księżniczki, najbliżej było jej do wychudzonej świnki po kąpieli błotnej. Pora żeby ta mała dama wróciła z rynsztoku w zamkowe cztery kąty, bo zaczynało się ściemniać. Wnikliwie przeciągnęła wzrokiem po skupisku ludzi w poszukiwaniu blondynki. Nie dało się jej nie zauważyć, a jednak jej nie dostrzegła, zaczęła wlec się powoli w stronę domu od czasu do czasu nawołując w nadziei, że ta odpowie. Przeszła tak kilkanaście, potem kilkadziesiąt łańcuchów i nic. Ni widu, ni słychu.

Wtem usłyszała czyjeś przyspieszone kroki gdzieś za jej plecami. Przekonana, że to towarzyszka chce ją przestraszyć, gwałtownie się odwróciła żeby ją pierwszą wziąć z zaskoczenia. Niestety, to nie była ona tylko jakiś duży objętościowo, łysy chłop niewiele wyższy od niej, nie zdążyła mu się przyjrzeć jak otrzymała prosty komunikat "złaź!" i w porę odskoczyła. Gdyby nie refleks prawdopodobnie dostałaby bęcka kiełbasą, którą wymachiwał. Za nim biegł stary piekarz, w sumie nie wiadomo czy stary, ale siwy, może od mąki, a może dlatego, że stary, w każdym razie biegła z nim jeszcze baba z pobliskiej wędzarni, a oboje zgodnie wykrzykiwali z przerwami na sapanie, że to złodziej ucieka. Faktycznie, miał pod pachą jeszcze bochen chleba. Punkt dla niej za spostrzegawczość. Ni stąd, ni zowąd pojawiła się jej przyjaciółka przeżuwając dość ostentacyjnie spory kawał mięsa.

- Na co patrzymy? - Zapytała niewzruszona Legvena.

Rudowłosa łypnęła na nią momentalnie z niedowierzaniem, bo nie widziała jej tutaj wcześniej, nawet zbliżającej się, a tu o, jakby wyrosła spod ziemi, do tego coś jadła i się nie dzieliła.

- Co żresz i skąd masz? - Zajrzała jej w dłoń.

- Na latające ryby, Saghira, ty prostaczko, dam ci kawałek, ale nie wyrywaj mi z ręki! - Wycedziła przez zęby groteskowo, aż prawie się zapluła.

Przełamała na pół, jak się okazało - kiełbasę i przekazała połowę swojej kumpeli by obie mogły już solidarnie pałaszować ze smakiem świeżo uwędzony paluch mięsa. A w szczególności w spokoju, głównie w spokoju, jeśli chodzi o tę drugą, która by się nie odpędziła od rudej, jakby się nie podzieliła.

- Dobra. - Stały na uboczu i przytakiwały sobie nawzajem w milczeniu jeszcze przez kilka sekund.

- Taka z czosnkiem, czujesz? I prawie nie ma żyłek. - Mruknęła ta o jaśniejszych włosach.

Były tak pochłonięte konsumowaniem, że nic prócz tej kiełbasy nie miało znaczenia. To że były umorusane od góry do dołu, jak i ten prawdopodobny kazus w jaki blondynka weszła w posiadanie owego jedzenia, to też było nieważne.

- A to zielone?

- Pleśń. - Roześmiała się, a policzki nabrały rumieńców. Nagle zamarła, a róż na jej twarzy zaczął gasnąć i znów była blada, może bardziej niż przedtem.

Urok Jarzębiny [PRZERWA]حيث تعيش القصص. اكتشف الآن