Księga XXIV (Eliksir miłości)

112 55 0
                                    

Niecały rok wcześniej...

- GŁUPCZE! - Krzyknęła Zokha.

- Matko, proszę... - Veriel opuścił dłonie z rozstawionymi szeroko palcami w dół próbując załagodzić jakoś zaistniałą sytuację.

- NIE ROZUMIESZ CHYBA POWAGI SYTUACJI!

Kobieta krążyła po pokoju, który przydzielił król Hillcrest Verielowi na czas gościny. Noc jeszcze nie przykryła nieba swą ciemnością, ale słońce powoli kładło do snu swoje promyki za horyzont. Zokha usiadła na fotelu, obitego cielęcą skórą mocno chwytając podłokietniki. Zaczęła je skrobać paznokciami z podenerwowania. Sod nie potrafił przemówić chłopakowi do rozsądku, więc ona musiała wkroczyć. Złapała się za głowę jedną dłonią mamrocząc pod nosem. Przeciągnęła po twarzy ukazując wewnętrzne część dolnych powiek, teraz bardzo zaczerwienione. Źle spała dwie noce z rzędu.

- Możesz chociaż udawać, że ją kochasz? - Burknęła.

- Chciałbym, ale nie potrafię.

- Nie możesz się zmusić do kłamstwa? - Jej nogi zaczęły podrygiwać jak w tiku nerwowym.

Nie było co się dziwić. Los ich rodziny został zarzucony na barki chłopaka jak płaszcz lub ciężki łańcuch. Wszystko zależało od jego stosunku do księżniczki, a to nie wyglądało dobrze, wręcz tragicznie. Oh, jak oni działali sobie na nerwy, zamiast iskrzyć to zgrzytało między nimi. Zerknęła na młodzieńca rozgoryczona i znów objęła czoło dłonią. Kurtyna z jej ciemnych, w kolorze orzecha włosów przysłoniła śniadą twarz.

- Jest rozpieszczona, krnąbrna, wredna, dziwna i brakuje jej taktu. Nie wyobrażam sobie mieć jej u swojego boku. - Powiedział z przekonaniem.

Charakter księzniczki nie tworzył harmonii z jej pozycją. Naprawdę była rozkapryszoną złośnica, co potwierdziało jej częste i niestosowne zachowanie.

Veriel podszedł do Zokhi widząc jej załamanie. Uklęknął tuż przy fotelu i wziął matkę za wolna dłoń.

- Matko...

- MYŚLĘ. - Odparła wyrywając się z jego objęcia rozzłoszczona. - NIE PRZESZKADZAJ MI.

Młody książe wsparł się na obu kolanach i zastygł w takiej pozycji. Czekał cierpliwie. Był bardzo opanowany, nawet jeśli wiedział, że matka może posunąć się do rękoczynów. Dyscyplinę Zokha wymierzała regularnie, gdy był dzieckiem, za to Sod pouczał słowem, więc istniał jakiś balans.
Kobieta westchnęła tak głęboko, że mogłoby to przypominać ziewnięcie.

- Znajdę sposób... choćbym miała stanąć na rzęsach... - Powiedziała zaciskając mocno oczy.

Zokha szybko ogarnęła co trzeba. Wysłała jedną ze swych służek na poszukiwania kogoś, kto zajmował się miksturami. Dziewczyna, która zazwyczaj asystowała jej w podróżach do Helvergat uwinęła się z powierzonym zadaniem w niespełna dwa dni.

Kobiecie zależało na dyskrecji, aby nikt pod żadnym pozorem się nie dowiedział, więc sowicie wynagrodziła służącą, jak i czarownicę, która przyrządziła, ot eliksir miłosny. Miała nadzieję, że zadziała, bo tylko to mogło uratować małżeństwo tych dwojga. Bardzo dokładnie prześledziła, punkt po punkcie w jakiej kolejności i co para powinna zrobić. Musiała tylko przekonać Veriela by udał się do księżniczki i pozostał z nią sam na sam wypijając po równo miksturę. Jedno pomieszczenie, bez osób trzecich, zrelaksowani, patrzący sobie w oczy. Proste? No oczywiście, że tak. Jedyną przeszkodą była przyzwoitka. Ptaszki królowej Earthbound ćwierkały, że na czas gościny babsko niestety sypia przed pokojem Saghiry. Na ławie, ale i tak dość czujnie, byle szmer może ją wybudzić. Na szczęście pokój księżniczki nie znajdował się wysoko, więc jeśliby zostawiła uchylone okno... "Oh, cóż za oklepany plan." - Powiedziała Zohka sama do siebie. Flakon z miłosnym eliksirem stał naprzeciw niej. Verielowi nie brakowało gracji i sprytu, ale jak on ma wdrapać się po ścianie z butelką. Na pewno na to nie przystanie. A więc co? Zaserwować przyzwoitce napar by odeszła w głęboki sen? Ale któż mógłby jej to padać? Czy może lepiej próbować ją przekupić? A jeżeli się nie da? Wszystko rozważała. Za parę dni powinni się już szykować do powrotu, a nic jeszcze nie zdziałała...

Urok Jarzębiny [PRZERWA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz