Księga IX (Król i Królowa)

225 86 10
                                    

Jeden stopień, drugi stopień, trzeci stopień, noga za nogą, i tak dalej... Lacar wszedł po schodach, minął kilka komnat, potem znowu minął jeden z korytarzy ciemny jak noc za oknem, aż w końcu dotarł do sypialni królowej. Od nastu lat nie dzielił z nią łoża, właściwie nawet mało z nią przebywał poza jakimiś uroczystościami jeszcze zanim się rozchorowała. Cały ich związek był już wtedy tylko widowiskiem dla mas, ale tym razem postanowił do niej zajrzeć. Może potrzebował porady. Nie kryła zdziwienia, gdy przekroczył próg jej drzwi, przyglądała mu się bacznie, choć nieruchomo. Usiadł na rogu łóżka, tyłem do Ennis. Rozstawił szeroko nogi i wsparł się łokciami o kolana.

Wielu się zastanawiało, dlaczego królowa pierwsza wyszła za mąż chociaż była młodsza, niewiele, ale wciąż młodsza od Eupry. Tylko garstka ludzi wiedziała, że starszej nie spieszno do ołtarza, nie zjawił się też taki, który poskromił by ten wojowniczy temperament. Jedna chciała założenia rodziny, druga od tego stroniła. Tak bywa. Ennis beztrosko tańczyła kiedy Eupra twardo stąpała po ziemi. Kompletne przeciwieństwa. Dlatego jej starsza siostra i Lacar dobrze się ze sobą dogadywali na weselu, on również był dla Ennis niczym drugi biegun. Po ceremonii Eupra od razu powiedziała, że Ennis przez niego kiedyś zapłacze. W głębi serca już to wiedziała, ale myślenie życzeniowe szybciej pchnęło ją do następnego rozdziału w życiu niż intuicja nakłoniła do zrobienia kroku w tył. No i stało się. Leżała teraz nieruchomo we własnym łóżku, ze świadomością, że jeśli już coś złego się wydarzy, nikomu nie pomoże, nawet sobie. Była zdana na łaskę innych ludzi.

- Co się stało, co cię trapi? - Zapytała. Prywatnie nigdy nie zwracała się do niego z podkreśleniem pozycji, zawsze rozmawiali ze sobą jak równy z równym, chyba że oficjalnie, bo wtedy oczywiście zwroty grzecznościowe obowiązywały, lub złośliwie, co się kiedyś zdarzało.

- Nasza córka... - Przetarł zmęczoną twarz.

- Znów się wymknęła? - Uśmiechnęła się lekko pobłażliwie. - Nie da się trzymać w klatce ptaka, który raz nauczył się latać. - Dopowiedziała.

- Taaa... - Spojrzał za siebie.

- A jak tam Twój syn? - Zmieniła temat.

Król złączył brwi. Nie lubił o tym mówić. Ten błąd kosztował sporo nerwów. Chwila przyjemności, która potem miała gorzki posmak. Nadwerężył tym sobie reputację, a zwłaszcza zaufanie królowej.

Ennis była domyślną kobietą, z łatwością odczytywała aury ludzi, co można było podciągnąć pod orientację w magii, ale nikt tego na głos nigdy nie potwierdził, to były jedynie skromne spekulacje. Z resztą pewnych rzeczy nie da się ukryć, na przykład brzucha brzemiennej kobiety. Kiedy Saghira skończyła cztery latka, wyszedł na jaw romans króla ze służką królowej. A wybrał on jedną z najgorszych opcji, bo owa kochanica była nawet nie urodziwą, starszą o dziesięć lat wdową, z dwójką dzieci, teraz i trójką. Zaciążyła i mimo że król kazał usunąć dziecko, nie zgodziła się. Pamiętała ten dzień kiedy na oczach króla spoliczkowała ją nazywając flurą. To proste określenie kobiet, które wgryzały się w czyjegoś męża i oczywiście nie należały do tego grona prostytutki. Nie można było winić prostytutki za niewierność męża, ale flurę już owszem, bo ona uwodziła jednego dla własnych potrzeb, a nie wielu po to by zarobić. Niemoc w jakiej się znalazła Enn wycisnęła z niej wiele łez, a złość wiele nieprzespanych nocy.

Pozycja Ennis i Saghiry była zagrożona, bo wiedziała, że bękart będzie miał większe prawa do tronu niżeli córka, a jeśli coś jej się stanie i nie będzie mogła uchronić swego dziecka to Saghirę zjedzą żywcem. Tamta kobieta po urodzeniu dziecka zamieszkała w zamku wraz ze swoimi dziećmi. Przestała służyć, można powiedzieć, że zachowywała się jak druga królowa. Lata mijały, a kiedy Ennis poczuła się po raz pierwszy gorzej, Saghirze zaczęły dokuczać dzieci kochanicy króla. Dosłownie jak na zawołanie. Lacar nigdy nie ingerował w to jak Enn wychowuje ich córkę, może tak było mu wygodnie, a może faktycznie się nie odnajdywał w roli ojca, w każdym razie synem też się nie zajął. Złość przykrył żal i pewnego rodzaju współczucie, bo w końcu była matką. A dziecko nie było niczemu winne. Dla Ennis było to niesamowicie upokarzające, nie dała rady tego znieść, a już tym bardziej wybaczyć. Niektórzy byli zdania, że przez to się rozchorowała. Saghira również nie była zadowolona z tego faktu iż posiada przyrodniego brata, choć był od kiedy sięgała pamięcią i może nie wywołało to w niej traumy to wciąż czuła pewnego rodzaju zgorszenie. Nie ukrywała też żalu do ojca.

Wtem do komnaty wszedł Bolokh. Wielki jak niedźwiedź mężczyzna, szeroki od ramy do ramy drzwi i wysoki na dwa metry. Mocno śniady o piwnych oczach i nieposkromionych, brązowych włosach sięgających trochę za ramiona. Był drugim, zaraz po Forpelio dowódcą straży. Niby czołobitny, ale uznawał tylko rodzinę Ashbourne za godną szacunku. Królowej służył już przed jej zamążpójściem. Był jeszcze podlotkiem jak złożył przysięgę, że będzie chronił każdego członka tej rodziny nawet za cenę swojego życia. No cóż, z dziada, pradziada, jak chłop swoje pole przekazywał dzieciom, tak i tu to nastąpiło. Wykonywał wyłącznie rozkazy tych, którym ślubował posłuszeństwo i tak los chciał, że trafiła mu się Ennis na podopieczną, już teraz Hillcrest, ale kiedyś Ashbourne. Potem będzie służyć jej córce, a jego dzieci jej wnukom i tak dalej. Profesjonalnie podchodził do swojego zawodu, ale rycerzem nigdy nie chciał zostać, choć miecz króla dotknął jego ramienia. Do bycia rycerzem trzeba mieć klasę, a nawet z wyglądu nie pasował do tego wizerunku.

Ukłonił się w milczeniu trzymając posiłek dla królowej na tacy.

- Dlaczego jedzenie przynosi ci twój ochroniarz, a nie służka?

- A co za różnica? - Lekko przekrzywiła głowę. - Przynieś tacę. - Odparła, ale słowa kierowane były do Bolokha.

Wielkolud wyprostował się, po czym wykonał polecenie królowej.

- Dziękuję. Możesz odejść. - Poklepała go po przedramieniu życzliwie.

On nie wierzył w przypadek, że królowa rozchorowała się tak nagle. Do tego na nieznaną chorobę, z którą żaden medyk nie potrafił sobie poradzić, a nawet żaden z magów nie znał sposobu by to paskudztwo z niej wypędzić.

Skinął głową i bez słowa wyszedł za drzwi.

Król przyglądał się jak Ennis próbuje jeść. Ciężko jej to szło.

- Pokarmić cię? - Zapytał.

- Dziękuję za troskę, ale dam radę sama, ręce mam jeszcze sprawne, ale jeśli byś mógł mnie podciągnąć trochę do góry...

- Oczywiście. - Podniósł się. Podszedł bliżej, przestawił tacę z talerzami i uniósł kobietę łagodnie do góry. Podtrzymując jedną ręką poprawił poduszkę i ułożył wyżej. - Wygodnie?

- Znośnie.

Postawił tacę z powrotem na miejsce.

- Pójdę już. - Nie czuł się komfortowo przy chorej żonie. Niezręcznie było mu na to patrzeć. Nie był przyzwyczajony do tego widoku. Bezradność była dla niego czymś obcym, a tu, w tym pomieszczeniu tylko ona była obecna. Jej choroba okazała się jego karmą.

- Czy chciałeś mi o czymś jeszcze powiedzieć? - Zapytała przeżywając kawałek pieczonej kaczki.

- Nie. Po prostu nie wiem co robić z naszą córką i chciałem się ciebie poradzić... Dzisiaj ukradła kiełbasę ze sklepu rzeźnika. - Odpowiedział, ale minę miał tylko przez moment poważną. Zaraz twarz mu pojaśniała. Pokręcił głową z niedowierzania. - Kiełbasę... jakby nie miała co tu jeść...

Królowa popiła kompot z kielicha i się uśmiechnęła.

- Będziesz jeszcze za tym tęsknił...

- Możliwe... Dobranoc.

- Dobranoc, Lacar.

Kiedy wyszedł, Bolokh siedział na ławie patrząc bezpośrednio przed siebie na gołą ścianę. Uchylił czoła królowi na pożegnanie. Odczekał, aż mężczyzna zniknie za rogiem by się rozsiąść jak chłop. Odsapną ciężko. Nie lubił tej nadwornej etykiety.

Urok Jarzębiny [PRZERWA]Where stories live. Discover now