Księga XV (Dom alchemika)

173 83 4
                                    

Chłopca położyli na sofę, a matka ułożyła się na poduszce na podłodze. Siedziała przy synku częściowo oparta o niską kanapę. Noc była pełna niepokoju. Kobieta budziła się co chwilę sprawdzając czy jej dziecko wciąż oddycha. Trzymała je za rękę delikatnie ugniatając palcami po czym znów odchodziła w sen. Starzec czasami otwierał jedno oko przekierowując na nich spojrzenie. Napar, który przyrządził wcześniej stał wypity do dna na stoliczku obok. To jednak nie uciszyło jej nerwów. Miała w sobie tyle emocji, że rozrywało jej serce. Najpierw zginął jej mąż, a teraz jej dziecko walczyło o życie. Czuła obecność ponurego żniwiarza. Bezsilność dusiła ją w gardle. Nie potrafiła zebrać się w sobie. Mijały godziny, które dla niej były wiecznością. Chciała żeby ten koszmar dobiegł końca.

Alchemik wstał z krzesła i powędrował do kuchni chwiejnym, zaspanym krokiem. Zaparzył cały dzbanek tego dziwnego, kwaskowatego naparu. Poczekał aż kobieta się znowu zbudzi. Zalał wrzątek do kubka z którego wcześniej piła.

- Proszę pić, wiem, że smak ma taki sobie, ale pomoże...

Czarnowłosa skinęła głową. Rozdmuchała parę i zwilżyła lekko usta. Skrzywiła się.

- Będziemy czekać? Co zamierzasz? - Zapytała zatroskana.

- Jest coś... znam pewien... - Próbował przekazać w jak najbardziej taktowny sposób, ale coś go powstrzymywało. - Jak by to nie zabrzmiało... mogę...

- Nooo? - Nerwowo masowała dłoń chłopca.

Zamilkł.

Kobieta nie wiedziała czy mężczyzna ma jakiś pomysł. Konsternacja jaką wprowadził do ich rozmowy sprawiła, że Livilla poczuła się zakłopotana. Intuicja jej podpowiadała, że coś ukrywa. Coś nie ludzkiego, ale nie mogła go oceniać, gdyż sama dobrze wiedziała, że w ich fachu nie ma nic zwyczajnego, że nawet w dobrych zamiarach krył się diabeł. Bo tu zawsze trzeba było coś poświęcić.

- Powiem tak, póki chłopiec żyje, póki tli się w nim płomień... możemy... - Znowu zrobił pauzę. Nie potrafił powiedzieć wprost. - Ehhh, to trudne, ciężko mi o tym mówić...

- Najprościej...

- Jest Pani jego matką, a więc krew jest taka sama... jego serce nosiła pani pod swoim...

W kącikach oczu kobiety pojawiły się łzy. Powoli zaczynała rozumieć o co chodzi starcowi.

- Mogę spróbować zamienić wasze serca. - Przeciągnął dłonią po głębokich zakolach, a te parę włosów stanęły dęba. - Jest Pani silną kobietą, pokona Pani chorobę, to może się udać. - Dokończył.

Liv znała ten scenariusz. Słyszała o czymś takim. Raz w historii odbyła się taka transplantacja na żywych istotach. Może było tego więcej, ale nikt o tym nie mówił. To ciężki zabieg, wymagający potężnej wiedzy. Medycznej, alchemicznej, a nawet zahaczającej o nekromancję. Oczywiście w zależności od organizmu, czy jest żywy czy martwy. Praktykowanie tego było zabronione, ale wspomniała słowa babki, która z akcentem powiedziała, że mężczyzna może być podejrzany. Zdała sobie sprawę, że jego tajemnicą były eksperymenty idące w tym kierunku. To wyjaśniałoby posiadanie stworzenia, które nie było ani psem, ani wężem. Szalony naukowiec? W takim razie ona też była szalona. Może bardziej od niego, bo była gotowa się poświęcić.

- Jaka jest szansa, że się uda? Robił to Pan już kiedyś?

Mężczyzna szczerze nie spodziewał się takiej reakcji. Myślał, że kobieta go wyzwie, zabierze dziecko i ucieknie, jednak nadal tu była. Siedziała wpatrzona w niego jak na skarbiec pełen złota. Nadzieja odbijała się w jej oczach.

- Tak, ale... nigdy na ludziach. - Przyznał. - Jednak szanse są spore.

- W takim razie... zróbmy to.

Urok Jarzębiny [PRZERWA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz