Księga XXV (Nóż do obierania ziemniaków)

64 34 0
                                    

Vegra stała wpatrując się markotnie w las. Drzewa wydawały się martwe, z resztą jak wszystko w czasie zimy. Strażnicy w ciuchach wieśniaków prostowali kości. Jeden wykonywał ćwiczenia na poprawę krążenia, a dzieci za nim powtarzały ruchy w formie zabawy. Trzaskanie drewna w palenisku i chichoty małych Medleyów zakłócały ciszę. Ciężarna zdjęła futrzaną czapkę rozpuszczając kruczoczarne włosy, które rozłożyły się jak pajęczyna na całą szerokość jej pleców. Od wilgoci były przyklepane i przez to wyglądały na brudne. Zamruczała przeciągle gładząc się po brzuchu po czym usiadła na pieńku obok ogniska.

Myśliwi niczym sarny przemykali między drzewami. Pod skórami zwierząt byli praktycznie niezauważalni, gdy przyklękali. Zbliżali się powoli i ostrożnie jak na polowaniu. Nie mieli zamiaru nikogo zabijać, a jedynie złapać. Nie czuli jakby tamci ludzie byli niebezpiecznie, czyli granie wieśniaków przez Vegrę, dzieci i ich strażników było udane.
Jeden z przewodzących grupą myśliwych dał znak podniesioną pięścią żeby się zatrzymać kilka drzew przed skrajem lasu. Uważnie się przyglądali co jest na wozach i czy mężczyźni są uzbrojeni. Uformowali półkolisty szyk by móc okrążyć nieznajomych. W końcu główny myśliwy dwoma palcami nakierował na cel. Cieciwy w łukach się napięły gotowe wystrzelić strzały w razie potrzeby. Dzidy poszły we wskazaną stronę.

Strażnicy Vegry odwróceni uwagą bawiących się dzieci nie widzieli zbliżającego się wroga. Myśliwi wyskoczyli znienacka. Sharie jako pierwsza zauważyła gwałtowny ruch między drzewami i od razu zaalarmowała krzykiem.
Dzieci przyległy wystraszone do Vegry, która zerwała się szybko na równe nogi. Sama była nie mniej spanikowana.

- Kim jesteście? - Zapytał główny myśliwy kierując grot dzidy w stronę jednego ze strażników, który akurat stał najbliżej. Jednak nikt mu nie odpowiedział. Trzymali ręce w górze w milczeniu się przyglądając jakby oceniali sytuację. - KIM JESTEŚCIE?! - Powtórzył.

- Zwykłymi wieśniakami… Proszę, nie róbcie nam krzywdy… - Odezwał się łamiącym głosem jeden z mężczyzn.

- Co macie w kufrach? - Dał znak jednym ruchem głowy by któryś z jego ludzi zajrzał do środka.

- Żywność. - Odparł.

Na pierwszy rzut oka, niby wieśniak nie kłamał, w kufrach rzeczywiście była żywność i trochę skór. Głębiej myśliwy już nie grzebał. Bardzo dobrze, bo pod tym wszystkim mógłby znaleźć coś bardziej cennego, w tym miecze, które mogłyby narobić im kłopotów.

Reszta myśliwych opuściła broń, wciąż bacznie się przyglądając nieznajomym.

- Dokąd zmierzacie?

- Do Borrmor. - Vegra odsunęła się od wozu, gdy myśliwy przeglądał kufry.

Borrmor było miastem daleko na północnym wschodzie. Należało do małego państewka o nazwie Karm. Tam znajdował się właśnie zakon Siedmiu Sióstr.

- Do zakonu? - Dopytywał dalej.

- Tak…

- Ale mężczyźni nie mają tam wstępu… to gdzie wy się udacie Panowie? - Skierował swe pytające spojrzenie ku mężczyznom.

- Do… He… Helvergat, może tam będziemy potrzebni… a żona jest brzemienna, chce aby urodziła w bezpiecznym miejscu.

- Mmmmm… a więc słyszeliście o tym co się stało… A skąd jedziecie?

- Z zachodu…

- Tam jest jakaś wioska?

- Jest tam kilka domów na skrzyż… głównie mieszkają tam starzy ludzie… młodzi dawno powyjeżdżali...

Urok Jarzębiny [PRZERWA]Where stories live. Discover now