Rozdział 13

595 40 22
                                    

Miley Cyrus - Angels Like You

Otworzyłem ciężkie powieki i pierwszą rzeczą, którą zobaczyłem, były blond włosy Faustyny. Mocniej wtuliłem się w jej nagie plecy i zamknąłem oczy z nadzieją na ponowny sen. Pękała mi głowa, czułem ogromną suchość w gardle. Wdychając zapach dziewczyny, próbowałem przypomnieć sobie wczorajsze wydarzenia. Coś mi strasznie nie pasowało, moja Faustyna pachnie inaczej. Otworzyłem ponownie oczy i rozejrzałem się po pomieszczeniu, w którym się obudziłem. Nie wiedziałem, gdzie jestem, a dziewczyna, do której się przytulałem, zdecydowanie nie była Faustyną. Zawartość żołądka podeszła mi do gardła. Gdzie ja kurwa jestem i kim jest ta blondynka? Spojrzałem na jej twarz i zemdliło mnie jeszcze bardziej. Przypomniałem sobie, kim była. Kamila. To ją poznałem wczoraj w klubie. Byłem śmieciem. Najgorszym gównem, które może pełzać po tej ziemi. Modliłem się, tylko żeby moje przypuszczenia nie były prawdą. Odkryłem kołdrę i to, co zobaczyłem, sprawiło, że chciałem strzelić sobie w łeb. Oboje byliśmy nadzy i tylko dziecko nie byłoby w stanie domyślić się, co między nami zaszło. Podniosłem się, najciszej jak potrafiłem i w pośpiechu zacząłem szukać swoich ubrań. Spodnie znalazłem tuż przy łóżku, a koszulka była w rogu pokoju. Naciągnąłem obie rzeczy na siebie, nie zawracając sobie głowy skarpetkami i bokserami. Zlokalizowałem mój telefon, który leżał na ziemi, zaplątany w sukienkę dziewczyny.

- Wychodzisz? - usłyszałem zaspany głos Kamili zza pleców. Odwróciłem się w jej stronę i spojrzałem na nią ostatni raz. Ten wyjazd miał pomóc mi w ucieczce przed problemami, a przysporzył ich jeszcze więcej. Nic nie mówiąc, wyszedłem, zostawiając za sobą największy błąd mojego życia. W pośpiechu założyłem buty i wybiegłem z mieszkania.

Gdy uderzyła we mnie fala zimnego powietrza, poczułem się jeszcze gorzej niż przedtem. W ostatniej chwili dobiegłem do kosza, w który zwróciłem całą zawartość żołądka. Rzygałem do kosza jak najgorszy śmieć. Byłem śmieciem. Idealne określenie. Do oczu napłynęły mi łzy. Nie mogłem uwierzyć w to czego się dopuściłem. Kilkanaście godzin temu zrobiłem Faustynie awanturę o to, że mnie zdradziła, a teraz sam się tego dopuściłem. Kucnąłem przy śmietniku, wyciągając telefon z kieszeni. Setki nieodebranych połączeń i wiadomości od Przemka i Patryka, po których mogłem wywnioskować, że zniknąłem wczoraj z klubu i nie dawałem znaku życia. Nie wiem, jak spojrzę im w oczy, po tym co odjebałem. Ponownie zrobiło mi się niedobrze, gdy zobaczyłem wiadomości od Faustyny. Kliknąłem w naszą konwersację. Z każda kolejną wiadomością moje serce pękało na miliony kawałeczków. Przepraszała, błagała, żebym się odezwał, martwiła się o mnie i obiecywała, że wszystko mi wytłumaczy. Zacząłem płakać. Nienawidziłem siebie jak nigdy. Zrobiłem najgorsze świństwo, jakie tylko mogłem. Przetarłem oczy i drżącą ręką zamówiłem ubera do wynajętego mieszkania.

Podróż okropnie mi się dłużyła. Kiedy w końcu kierowca zatrzymał się pod wyznaczonym adresem, bez słowa opuściłem pojazd i udałem się pod właściwą klatkę. Wstukałem kod, schodami poszedłem na trzecie piętro budynku. Zadzwoniłem dzwonkiem, czekając, aż któryś z chłopaków mi otworzy.

- Kurwa, no w końcu. - przywitał mnie zaspany Przemek. - Gdzie ty byłeś?!

- Nie wiem. - burknąłem pod nosem.

- Bartek? - z jednego z pokoi wyszedł równie zaspany Patryk. - Która godzina?

- Za trzy szósta. - powiedziałem, mijać Przemka.

- Gdzie byłeś? - powtórzył.

- Nie wiem kurwa. Obudziłem się godzinę temu w łóżku obcej laski. - warknąłem zły.

messy sheetsNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ