Rozdział 14

564 36 17
                                    

Faouzia, John Legend - Minefields

Odciąłem się od wszystkiego i wszystkich. Od wyjścia z mieszkania Faustyny nie miałem z nikim kontaktu. Skutecznie ignorowałem każdy telefon od moich przyjaciół czy rodziny, czekałem tylko, aż Faustyna da mi znać, co postanowiła. Milczała od dwóch dni. Nie miałem pojęcia co u niej i jak sobie radzi. Z braku wkurwionego Mortalcia pod moimi drzwiami wywnioskowałem, że pewnie dalej nie rozmawiają, ponieważ jakoś nie chciało mi się wierzyć, że Patryk nie chciałby ponownie mnie pobić. Sam bym się pobił gdybym tylko mógł.

Zaciągnąłem się jointem, opierając głowę na zagłówku łóżka. Siedziałem pod kołdrą w ubraniach, w których wróciłem z Warszawy. Wyglądałem tragicznie, a moje ciało błagało o kąpiel. Pościel, która niedawno przesiąknięta była zapachem Faustyny, teraz okropnie śmierdziała. Nie ma co się dziwić, skoro spędziłem w takiej pozycji, jak teraz jestem ostatnie czterdzieści osiem godzin. Trochę płakałem, dużo piłem i paliłem, a przede wszystkim myślałem o nas.

Dom Genzie, kwiecień 2022 rok.

Schodziłem po schodach cały obładowany środkami czystości. Nie byłem zły za pranka, ale nie był mi on na rękę. Kuba przyjeżdża z Londynu i chce pożyczyć na parę dni mojego Forda i logiczne jest to, że nie oddam mu go w takim stanie. Mogłem sobie wyobrazić, jak jego znajomi z Chęcin nie dają mu żyć przez te różowe kropki i wielki napis Genzie na masce. Gdy byłem już na dole, zauważyłem, że na sofie w salonie siedzi Faustyna.

- Co tam Fausti? - spytałem, bo wydawała mi się nieobecna. - Fausti? - powtórzyłem głośniej, ponieważ nie zareagowała. Przyglądałem się jej zaciekawiony, siedziała ze spuszoną głową i ewidentnie mocno nad czymś myślała. - Faustyna! - krzyknąłem, a dziewczyna podskoczyła.

- Boże, ale mnie wystraszyłeś! - powiedziała, łapiąc się za serce. - Chyba zawału dostałam.

- Trzy razy cię wolałem. - zaśmiałem się i odstawiłem środki czystości przy schodach. - Co jest? - spytałem, rzucając się na sofę obok niej.

- Nic takiego. - zmieszała się. - Co planujesz? - pokazała palcem na rzeczy, które zostawiłem.

- Kuba przyjeżdża i chce pożyczyć samochód, więc nie mogę oddać go w takim stanie. - widziałem, jak wzdrygnęła się na imię mojego brata. - Na pewno wszystko w porządku? - położyłem dłoń na kolanie blondynki. - Jeśli coś się dzieje, to pamiętaj, że zawsze możesz mi się wygadać. - Faustyna uśmiechnęła się nieśmiało i oparła swoją głowę na mojej.

- Wiem Bartuś. Wszystko jest okej, po prostu miałam małą sprzeczkę z Kubą. - westchnęła i wplotła palce w moje włosy.

- Mam mu najebać? - spytałem całkowicie poważnie, na co zaśmiała się cicho.

- Nie musisz, sama to zrobię. - zabrałem dłoń z kolana i objąłem ją w pasie, wtulając się w nią.

- Na pewno? - uniosłem głowę w górę, żeby spojrzeć jej w oczy.

- Na pewno. - przytaknęła. Byłem pewny, że odsunie się ode mnie, ale została w tej samej pozycji, również się we mnie wtulając. - Brakowało mi tego. - szepnęła bardziej do siebie.

- Czego? Moich przytulasów? Było trzeba mówić, moje ramiona są zawsze dla ciebie otwarte. - pogładziłem plecy Faustyny, moje palce zahaczyły o odkryty kawałek skóry. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz, a pod opuszkami wyczułem gęsią skórkę u blondynki.

messy sheetsWhere stories live. Discover now