Rozdział 21

571 40 34
                                    

Dean Lewis - Half A Man

Cały czwartek przesiedziałem przed telefonem, czekając na jakikolwiek znak od dziewczyny. Nie odezwała się. Po story Hani i Świeżego mogłem wywnioskować, że zabrali Faustynę z lotniska dopiero późnym wieczorem. Nie chciałem się do niej dobijać na siłę, dlatego uzbroiłem się w cierpliwość i odwołałem wszelkie plany na dwa dni. Musiałem być wolny gdyby jednak zadzwoniła czy przyjechała. Kładłem się do pustego łóżka, modląc się ostatni raz, żebym jutro obudził się obok Faustyny, a to wszystko to był tylko najgorszy koszmar w moim życiu. Wsadziłem rękę pod poduszkę i z całych sił ścisnąłem bluzkę dziewczyny, żeby chociaż przez chwilę poczuć jej obecność.

Rano musiałem zderzyć się z rozczarowaniem. Moje modlitwy nie zostały wysłuchane. Obudziłem się z okropnym bólem głowy. Dzisiejszy dzień zapowiadał się wyśmienicie. Przecierając oczy, wstałem na równe nogi i udałem się do kuchni. Zaparzyłem wielki kubas czarnej kawy, chwyciłem paczkę papierosów i wyszedłem na balkon. Delektowałem się goryczą ciepłego napoju i duszącym dymem. Po skończeniu jakże pożywnego śniadania wróciłem do domu, od razu poszedłem do łazienki. Chciałem się ogarnąć, żeby wyglądać najlepiej, jak tylko potrafię. Zaśmiałem się w duchu, bo nawet na randkę się tak nie szykowałem. Randka. Uświadomiłem sobie, że nie zdążyłem zabrać na nią Faustyny. Nasz „związek" był naprawdę pokręcony. Spojrzałem w lustro, byłem gotowy na to co przyniesie dzisiejszy dzień.

Wszedłem do sypialni i zerknąłem na telefon. Miałem nieodebrane połączenie i wiadomość od dziewczyny.

„Jesteś w domu? Chciałabym przyjechać, jeśli to nie problem."

Bolało mnie to, jak oficjalna była ta wiadomość.

„Jestem i tylko czekałem, aż napiszesz."

Odpisałem.

„W takim razie zaraz będę."

Wziąłem głęboki wdech i drżącą ręką odłożyłem telefon. Mimo że przez ostatnie dni nie myślałem o niczym innym i wydawało mi się, że byłem gotowy to skręt żołądka i niespokojny oddech uświadczyły mnie, że nie jestem w ogóle przygotowany.

Ubrany, czekałem jak na szpilkach na dzwonek do drzwi. Czas dłużył mi się niemiłosiernie. Odliczałem każdą sekundę, aż w końcu podskoczyłem na dźwięk dzwonka. Szybko ruszyłem do drzwi. Przekręciłem klucz w zamku i moim oczom ukazała się szatynka.

- Hej. - mruknęła z niemrawym uśmiechem.

- Cześć Fausti. - powiedziałem, mocnej zaciskając dłoń na klamce. Dziewczyna przekroczyła próg mojego mieszkania, a ja zamknąłem drzwi. Wyglądała kompletnie inaczej. Niby była tą samą osobą, ale coś się w niej zmieniło. Nie mówię o włosach, coś w jej zachowaniu odbiegało od normy.

- Nic nie powiesz? - zaśmiała się. - Liczyłam na jakąś reakcje na moje włosy. - poprawiła je i spojrzała wyczekująco na mnie.

- Pięknie wyglądasz. - szepnąłem, lustrując jej twarz.

- A myślałam, że wolisz blondynki. - uniosła brew do góry.

- Jeśli chodzi o ciebie, to niezależnie jak będziesz wyglądać, to zawsze będziesz mi się podobać. - uśmiechnąłem się i w przypływie odwagi podszedłem do niej. - Tęskniłem. - szepnąłem jej do ucha, przyciągając dziewczynę do siebie.

messy sheetsWhere stories live. Discover now