Rozdział 15

748 38 9
                                    

Little Mix - Nobody Like You

Poczułem delikatną dłoń na moim policzku. Instynktownie wtuliłem się w nią, chłonąc ciepło bijące z niej.

- Bartek. - doszedł do mnie łagodny szept. Bałem się, że jak otworze oczy to okaże się, że mój umysł płata mi figle i tak naprawdę nikogo tu nie ma. - Bartek, obudź się. - tym razem wołanie było głośniejsze. Powoli podniosłem powieki. Nie mogłem uwierzyć, że dzieje się to naprawdę.

- Faustyna? - spytałem, żeby upewnić się, że nie mam omamów.

- Już myślałam, że się zachlałeś. - powiedziała, wstając z łóżka. Szybko poszedłem w jej ślady. Zrzuciłem z siebie przepoconą kołdrę i złapałem ją za rękę.

- Co tu robisz? - nie rozumiałem, jak weszła do mojego mieszkania i po co się tu zjawiła. Czy to może oznaczać, że przyjechała przekazać mi wieści? Widziałem, jak bierze głęboki wdech, próbując się uspokoić. Stała przede mną w za dużej bluzie i bez makijażu. Taką kochałem ją najbardziej, nie Fausti czy Faustynkę, którą była w internecie, tylko moją Faustynę, która aktualnie cierpiała przeze mnie. Wyglądała inaczej niż zwykle. Miała podkrążone oczy, spuchnięte usta i łatwo było można wyczytać zmęczenie na jej twarzy. Nie mogłem się powstrzymać i przyciągnąłem ją do siebie. Po chwili wahania wtuliła się we mnie. Obejmując mnie w pasie, schowała twarz z zagłębienie mojej szyi. Czułem, jak jej łzy spływają po mojej skórze, sam nie mogłem powstrzymać swoich. Ponownie staliśmy przytuleni, płacząc. Nawet jeśli kiedykolwiek mi wybaczy, to ja nie jestem w stanie sobie wybaczyć. Nie zasługuje na jej przebaczenie. Faustyna zaczęła się odsuwać, a ja tak bardzo nie chciałem jej puszczać. Przetarła mokre policzki i odsunęła się najdalej, jak mogła.

- Przemek prosił mnie, żebym mu pomogła. - uniosłem brwi do góry. Przemek prosił ją o pomoc? - Co taki zdziwiony jesteś? - zakpiła. - Mówił mi, że nie ma z tobą kontaktu od piątku. Mamy niedzielę wieczór Bartek. Qry też się o ciebie martwi. Wszyscy się martwią, a ty śpisz zachlany i śmierdzący. Wiesz, jak tu cuchnie? - skrzywiła się, podchodząc do okna, otworzyła je na oścież. Uderzyło we mnie zimne, wrześniowe powietrze. - Przyjechali do mnie, błagając o pomoc. Stwierdzili, że jestem jedyną osobą, z którą będziesz chciał rozmawiać, więc jestem. Wejście tu nie było trudne, patrząc na to, że zostawiłeś otwarte drzwi. Ciesz się, że nikt cię nie okradł. - wzruszyła ramionami. To chyba dobry znak skoro zdecydowała się tu przyjechać. - Nie nadinterpretuj sobie tego. - powiedziała, jakby czytała mi w myślach. - Zrobiłam to tylko dlatego, bo miałam dość ich przeprosin i zapewnień, że nie przyczynili się do twojego występku. - patrzyłem na nią, jak opiera się o parapet. Dawno nie była taka zdystansowana względem mnie. Bolało mnie, że doprowadziłem do takiego stanu rzeczy. - Raz dwa do mycia. - rozkazała, pokazując palcem na drzwi. - Idź się umyj, ogól się, zmień te śmierdzące ubrania i posprzątaj tu. W salonie czekają na ciebie twoi przyjaciele. Im chyba też jesteś winny przeprosiny. Nigdy nie widziałam tak zestresowanego Przemka. Bał się, że coś sobie zrobiłeś. - zamarłem. Nie pomyślałem, że mogą odebrać tak moje zachowanie. Rozumiem, że się martwili, ale bez przesady. Może i mam małe problemy ze sobą, ale nie do takiego stopnia.

- Zostaniesz? - spytałem z nadzieją. - Potrzebuję cię Faustyna. Wiem, że cię skrzywdziłem i zjebałem po całości, ale proszę cię, nie zostawiaj mnie.

- Nie utrudniaj tego. - odwróciła wzrok. - Naprawdę dużo kosztował mnie przyjazd tu. Nie miałam ochoty cię oglądać, ale musiałam zainterweniować. Tylko dlatego tu jestem.

messy sheetsWhere stories live. Discover now