Część 3

117 5 0
                                    


Draco

- Umówiłam cię na spotkanie z Potterem.

Draco zatrzymał się w hallu i spojrzał na stojącą w drzwiach salonu matkę. Dopiero co przekroczył próg domu po czwartym już przesłuchaniu w ministerstwie, które co prawda trwało tylko półtorej godziny i ze względu na obecność Artemisa nie było równie męczące jak pierwsze, ale i tak czuł, że potrzebuje długiej kąpieli i drzemki, zanim podejmie kolejną walkę ze światem. Matka miała jednak inne plany.

- Po co? Myślałem, że wszystko z nim omówiłaś.

- Rozmawiałam z nim o tobie, nie o twoim ojcu.

- Mój ojciec zamierza się przyznać do wszystkich zbrodni tego świata, jak pewnie dobrze wiesz. Potter mu nie pomoże, nawet gdyby faktycznie chciał. Co najwyżej może mu załatwić wygodniejszą celę w Azkabanie.

Dowiedział się o tym od Artemisa, który reprezentował także ojca i w przeciwieństwie do rodziny miał prawo do widzeń bez świadków. Ustalił więc z Lucjuszem, że ten przyzna się do zarzucanych mu czynów i okaże skruchę, próbując zmiękczyć serca magów z Wizengamotu. Z Draconem zaś adwokat ułożył listę przewinień dla aurorów, by Lucjusz miał za co żałować.

- Wiem z dobrego źródła, że Potter dołączy do Wizengamotu - powiedziała matka. - W urnie już jest osiem tysięcy głosów, to aż nadto... Nawet jeśli nie powołają go od razu na Naczelnego Maga, wszyscy będą głosować tak jak on.

- Nic nie stoi na przeszkodzie, żebyś porozmawiała z nim znowu. Jak na razie masz stuprocentową skuteczność.

Narcyza podeszła powoli i delikatnym ruchem dłoni złapała go za podbródek, by na nią spojrzał. Nie cierpiał, gdy to robiła. Była jego matką, ale nie znosił, gdy ktoś trzymał ręce, zwłaszcza wyposażone w długie paznokcie, blisko jego gardła. Zapewne na skutek traumy po czułościach ciotki Bellatriks.

- Twoja troska o ojca bardziej go wzruszy. Ten chłopiec jest bardzo wrażliwy na relacje dzieci i rodziców, zresztą nic dziwnego, biorąc pod uwagę jego historię... Więź między małżonkami nie robi na nim takiego wrażenia.

- Nie chcę o nic prosić Pottera.

Wypuściła z dłoni jego twarz.

- Czy duma jest dla ciebie ważniejsza niż ojciec?

- Według moich doniesień popełnił mnóstwo zbrodni. Może zasłużył na gnicie w Azkabanie - rzucił jej prosto w twarz.

- Nie bądź śmieszny - syknęła i zaraz parsknęła krótkim, niewesołym śmiechem. - Myślisz, że wszyscy dostaną to, na co zasłużyli? Choćby sam Merlin nas sądził, dostaniemy tyle, za ile zapłacimy, jak zawsze. Idź zapłać Potterowi naszym poniżeniem, niemocą i żałosnością, i daj mu tyle, żeby zapatrzenie w siebie nie pozwoliło mu odmówić. Będzie o trzeciej w Hogsmeade, w Gospodzie pod Świńskim Łbem.

I nie czekając, aż Draco znowu odmówi, wyszła. Może słusznie założyła, że i tak by się na to ponownie nie zdobył.

ʘ

Hogsmeade świętowało. Bez żadnych pochodów, fajerwerków i parkietu dla tańczących, jak w letnie przesilenie, ale mimo to wyglądało, jakby szykowało się do wielkiej fety. Girlandy kwiatów na domach i latarniach, dobiegająca z otwartych okien i drzwi głośna muzyka, na ulicach tłumy ludzi gadających, śmiejących się i zaczepiających przypadkowych przechodniów. Draco musiał bardzo się starać, by nie zwracać na siebie uwagi, ale było mu trudno, skoro matka kategorycznie zabroniła mu chować się pod kapturem. Zresztą miała rację; w tym radosnym tłumie zakapturzona postać sprawiałaby fatalne wrażenie, ale nakrycie głowy stłumiłoby chociaż częściowo kakofonię dźwięków.

Wolność Równość Braterstwo (albo śmierć) || dramione || ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now