Część 15

165 5 3
                                    


Draco

Dom o numerze dwanaście znajdował się między numerem jedenastym a trzynastym, zupełnie jak każdy normalny dom, zamiast kryć się pod szeregiem sprytnych zaklęć kamuflujących. Stojąc naprzeciwko, Draco oddawał się długim rozważaniom, dlaczego tak jest. Może się pomylił; ale nie, nazwa się zgadzała: Grimmauld Place; poza tym wygląd otoczenia odpowiadał temu, co zapamiętał ze swojej poprzedniej wizyty z Granger. Może zaklęcia wygasły wraz z... trudno powiedzieć, dlaczego właściwie, bo ostatni dziedzic rodu zmarł parę lat temu, a aktualny właściciel miał się dobrze. A może po wojnie Potter po prostu nie czuł potrzeby chowania się przed obcymi. Zresztą co za różnica, dom był widoczny i dostępny, a skoro tak, Draco nie miał żadnej wymówki i dalsze snucie bezsensownych refleksji mijało się z celem.

Przecież podjął decyzję już dawno: kiedy skontaktował się z Titusem Fagmore'em; nawet jeśli aż do wczoraj wmawiał sobie, że w razie czego może zachować dla siebie informacje, które od niego dostanie. W głębi duszy dobrze wiedział, że zrobi z nich użytek, skoro za nie płacił — bo lakoniczne „dziękuję" wydawało się czymś dramatycznie nieadekwatnym w stosunku do tego, co dały matce kontakty z ciotką Andromedą. Abstrahując od wymiernych korzyści wizerunkowych, nawiązanie stosunków z zapomnianą siostrą sprawiło, że matka odzyskała coś na kształt wewnętrznego spokoju. A przynajmniej przestała być tak chorobliwie monotematyczna. Chociaż to mogło wynikać z tego, że wreszcie dostała, czego chciała; wiele wskazywało na to, że odzyskają dawną pozycję społeczną szybciej niż Narcyza przewidywała w najbardziej optymistycznych założeniach. Na Merlina, otrzymali nawet zaproszenie na otwarcie nowego atrium w ministerstwie! Co prawda nie skorzystali, bo tego samego dnia rano ojciec odebrał wreszcie list z terminem rozprawy i wszyscy troje wpadli w dziwny stan otępienia, który sprawił, że choć na nic się nie umawiali, spędzili cały dzień razem, jak wiele letnich dni dawno temu, zanim ten bajzel się zaczął.

Mimo to Draco wciąż się wahał i dopiero pojawienie się w drzwiach sąsiedniego domu młodej mugolki z dzieckiem, która rzuciła mu ciekawskie spojrzenie, zmusiło go do ruszenia się. A i wtedy wbiegł na schodki na jednym wdechu, bojąc się, że zmieni zdanie i ucieknie, jeśli będzie dłużej zwlekał.

Stanąwszy na podeście, zastukał staromodną kołatką. Otworzył mu ten sam leciwy skrzat, co poprzednio. Skrzat wpatrywał się w niego w milczeniu, sprawiając, że słowo „nieswojo" nabrało dla Dracona nowego wymiaru. Poczuł się zmuszony odezwać jako pierwszy:

— Ja do Hermiony Granger.

— Hermiona Granger jest u siebie.

Skrzat przesunął się, wpuszczając go do środka, ale kiedy zamknął drzwi, nadal stali w korytarzu; Draco dlatego, że nie miał pojęcia, gdzie jest owo „u siebie", a skrzat po to, by dalej się wpatrywać w Dracona.

— Stworek pamięta Draco Malfoya — oświadczył skrzat nie wiadomo komu. — Draco Mafoy jest synem pani Narcyzy Malfoy. Stworek pamięta, jak pani Narcyza Malfoy przychodziła tu z małym Draco Malfoyem do pani Stworka i Stworek bawił małego Draco Malfoya. Draco Malfoy obiecał, że jak Stworek umrze, to Draco Malfoy powiesi głowę Stworka w hallu obok jego poprzedników.

Zamilkł i wpatrywał się dalej w Dracona, jakby oczekiwał odpowiedzi. I Draco odpowiedział, czując, że świat naprawdę przybrał jakiś dziwny, dziwny kształt, skoro on rozmawia z cudzym skrzatem domowym.

— To nadal aktualne, jeśli sobie życzysz.

Stworek przechylił głowę, zastrzygł uszami i gwałtownie pokręcił głową.

— Nie! Stworek chce być pochowany! — oświadczył i zniknął z głośnym pyknięciem.

Może rzeczywiście Potter nie potrzebował zaklęć utajniających dom, skoro miał takiego skrzata na straży.

Wolność Równość Braterstwo (albo śmierć) || dramione || ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now