Część 14

87 4 0
                                    


Hermiona

W połowie sierpnia, kiedy skwar nieco zelżał — choć nie na tyle, by było chłodno — w ministerstwie zrobiło się gorąco. Rozpoczęły się procesy polityczne śmierciożerców, którzy po przewrocie zajmowali wysokie stanowiska w ministerstwie. Tę część przepisów komisja przygotowała przed przystąpieniem Hermiony; zresztą kwestia już wcześniej była dość dobrze uregulowana, wprowadzili tylko drobne poprawki, pozwalające usytuować panowanie popleczników Voldemorta w tym kontekście. Wszyscy ministerialni śmierciożercy mieli być sądzeni za przeprowadzenie zamachu stanu, a wymiar kary wynosił od dwudziestu pięciu lat pozbawienia wolności do dożywocia, toteż istniało całkiem spore prawdopodobieństwo, że w przypadku co ważniejszych „polityków" drugie procesy, karne, będą tylko formalnością. Te zaś, obejmujące znacznie szerszą grupę, planowano na wrzesień.

Komisja miała więc jeszcze dwa-trzy tygodnie na zakończenie obrad i czasu było aż nadto na dopracowanie ostatniego zagadnienia: formy sprawowania kontroli nad skazańcami, którzy po odsiedzeniu wyroku wyjdą na wolność. Obrady przyjęły bardzo burzliwy obieg, bo członkowie komisji mieli zaskakująco różne podejście do sprawy, od panny Florentyny, która uważała, że skoro człowiek dostał wyrok i go odsiedział, to jest wolny, po Ro, która sugerowała, że powinni ich wszystkich nieustannie monitorować. Większość zgadzała się co do zakazu sprawowania urzędu w ministerstwie, duża część optowała za nałożeniem na różdżki zaklęć ograniczających, nieliczni wnosili o stały nadzór w postaci zgłaszania każdorazowo zmiany miejsca pobytu i regularne meldowanie się. Do konsensusu jeszcze nie doszli, ale rozstrzygali gorsze dylematy, toteż Hermiona była dobrej myśli.

W domu również panowała nieco gorączkowa atmosfera, bo Harry próbował naprędce napisać najlepsze przemówienie na świecie, a nie miał w tym zbyt wielkiego doświadczenia. Ponieważ zaraz po urodzinach Ginny obydwoje zniknęli na tydzień — widocznie jednak dał się przekonać co do wakacji — zostało mu niewiele czasu, a przynajmniej niewiele w stosunku do wygórowanych ambicji. Wieczorami siedział obłożony słownikami i poradnikami ładnej wymowy i mamrotał coś pod nosem, gryzmoląc ołówkiem po papierze i maniacko zasłaniając tekst ramieniem, ilekroć Hermiona pojawiała się w zasięgu wzroku. Dopiero w czwartek przed sobotnią galą w ministerstwie, gdy wróciła z Hogwartu, zastała w domu porządek i względnie spokojnego Harry'ego.

— Jak poszło? — zapytał, ledwo weszła do pokoju. — Co powiedziała McGonagall?

— Że zaprasza nas jutro na nieoficjalne otwarcie Hogwartu. A jeśli chodzi o skrzaty, to że na pewno nam się nie uda, ale to jeszcze nie powód, żeby nie spróbować, skoro „słuszność jest po naszej stronie" — odpowiedziała, starając się w skrócie oddać istotę przemówienia dyrektorki. — I że nie przewidywała w budżecie na przyszły rok wynagrodzenia dla skrzatów, a przy tej liczbie pracowników to idzie w grube tysiące, ale w takim razie opłaci je z darowizny Malfoyów. — Uśmiechnęła się do Harry'ego, który parsknął śmiechem. — W każdym razie dobrze, że się zgodziła, zawsze to dodatkowy argument dla Kingsleya.

— Potrzebujesz z nim pomocy?

— Nie, skoro już łaskawie wpisał mnie w kalendarz, to dam sobie radę.

Przy pierwszej próbie porozmawiania o skrzatach z Shackleboltem Hermiona odkryła coś, co teraz wydawało jej się oczywiste, ale na co nie wpadła wcześniej: otóż o ile łatwo było o kontakt, kiedy to minister chciał go nawiązać, o tyle dostanie się do niego na własne życzenie graniczyło z cudem. Odkąd Kingsley przeniósł się do odnowionego gabinetu ministra, wejścia do niego broniła osobista asystentka: wiekowa harpia uzbrojona w gruby kalendarz, która nie wpuszczała do środka nikogo, kto nie był zapisany na pożółkłych stronicach. Co więcej, dopisanie się do listy spotkań graniczyło z cudem, najbliższe wolne terminy przewidywano najwcześniej za dwa miesiące, a w celu zarezerwowania spotkania jędza kazała wysłać sowę — zapewne po to, by również listownie odmówić. O osobistym umówieniu się nie było mowy, bo ministrowi absolutnie nie wolno przeszkadzać — i koniec.

Wolność Równość Braterstwo (albo śmierć) || dramione || ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now