Część 6

84 4 0
                                    


Hermiona

Proces Malfoya został wyznaczony na pierwszego czerwca. Przez cały maj Hermiona żyła w nieustannym lęku, że ktoś odkryje, jaki miała udział w tym przedstawieniu, i uzna, że jej manipulacje wykluczają dalszy udział w obradach komisji. Sama nie rozumiała, czemu jej to spędza sen z powiek, skoro niemal każdego dnia podczas debat miała ochotę wyjść, trzasnąć drzwiami i nigdy nie wrócić. Może nie chodziło jedynie o komisję, a on sam fakt udziału w procederze, który trudno jej było uznać za moralnie uzasadniony. Kiedy machina ruszyła, nagle opuściła ją pewność co do słuszności podjętych działań. Raz budziła się rozgorączkowana z myślą, że umożliwili zbrodniarzowi pełnoprawny powrót do grona uczciwych obywateli, aby mógł psuć społeczeństwo od środka; innym razem oblewały ją zimne poty, gdy sobie uświadomiła, że być może przyłożyli rękę do skazania na wieloletnie więzienie siedemnastolatka, który - gdyby nie ich malwersacje - żyłby sobie spokojnie i wyszedł na ludzi, podczas gdy Azkaban, poczucie krzywdy i chęć zemsty rozbudzą w nim uśpione zło.

- Przestań - spróbowała pohamować ją Ginny, której nieopatrznie opowiedziała o swoich lękach i która nauczyła się rozpoznawać, kiedy Hermiona znów się pogrążała w czarnych myślach. Fakt, że od piętnastu minut siedziała przy śniadaniu przygotowanym przez Stworka i jeszcze nic nie nałożyła na talerz, mógł być pomocny. - Pomyśl o tym odwrotnie, że tak czy inaczej będzie dobrze: albo szuja pójdzie do więzienia, albo niewinny dzieciak zostanie ocalony. Od razu brzmi lepiej, nie?

- Malfoy nie jest ani szują, ani niewinnym dzieciakiem.

- Myślę, że sędziowie Wizengamotu w swojej nieskończonej mądrości też o tym wiedzą, więc może przestaniesz się zadręczać? - Ginny westchnęła głęboko i podsunęła Hermionie kubek z kawą i talerz z jajkami. - Wiem, że ty i Harry myślicie, że wszystko zależy od was, ale to strasznie megalomańskie podejście, Hermiono.

- Puściliśmy w ruch tę machinę.

- Więc wasza rola skończona, dajcie jej się toczyć. Będzie, co ma być. Trochę zaufania do świata.

- Serio? Zaufania? - Hermiona posłała jej przepełnione powątpiewaniem spojrzenie, pod wpływem którego Ginny zaśmiała się krótko.

- A przynajmniej trochę wyluzuj. Będzie, co ma być, i tyle.

Ale Hermiona nie mogła uciec od tej sprawy. Temat ciągle wracał: w gazetach, w codziennych rozmowach z Harrym, którego też dręczyły wyrzuty sumienia, a wreszcie w komisji. Zwłaszcza podczas spotkań komisji. Głownie dlatego, że proces miał się rozpocząć, zanim ich ostateczne ustalenia zostały zaakceptowane i przyjęte prze Radę.

- Nie rozumiem, po co tu siedzimy, skoro stare prawa najwyraźniej są wystarczające - oburzała się co jakiś czas panna Florentyna. - Powstanie precedens i wszyscy oskarżeni będą się na niego powoływali.

- Sądzą dzieciaka, to inny przypadek - twierdził Starr. - I tak by go nie potraktowali jak dorosłego.

- Nie ma nad czym debatować w takim razie, zostawmy ten proces, skoro i tak już się toczy - zachrypiał Bogart, jedyny przedstawiciel goblinów. - Skupmy się na wymiarze kar: uważam, że powinniśmy wrócić do kwestii konfiskaty majątków.

- A ten znowu o pieniądzach... - mruknęła Mindy.

- Bo to ważne! - Ro wyszczerzyła kły, jak zwykle, gdy się ekscytowała. - Możecie im wszysstkim wlepić dożywocie, ale dopóki będę mieli te piękne rodzinne fortuny, będą rządzili zza krat!

- Dokładnie! Powinniśmy z miejsca, jak tylko zapadnie wyrok skazujący, pobierać zaliczkę na poczet naprawy wyrządzonych szkód i odszkodowania - oświadczył Bogart. - Powiedzmy: siedemdziesiąt procent.

Wolność Równość Braterstwo (albo śmierć) || dramione || ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz