XVIII 👑

311 17 0
                                    

Władza nie musiała być wcale taka zła, ba mieli ręce pełne roboty, jednak potrafili znaleźć czas wolny tylko dla siebie. Dla Harrego było to zbawianie, bo bez dłuższego kontaktu z Louisem po prostu czuł się gorzej, a jego dolegliwości doskwierały jeszcze bardziej.

- Proszę! - odparł łagodnie, prostując się na krześle.

Chwilę później drzwi niepewnie otworzyły się, a do gabinetu weszła bardzo młoda kobieta, jak nie nawet dziewczynka czy nastolatka. Uśmiechnął się do niej, chociaż tak naprawdę czuł się niezbyt dobrze. Nie było tragicznie, jednak nie było znakomicie, a Louisa mógł zobaczyć dopiero za kilka godzin.

- Dzień dobry, Luno - powiedziała niepewnie i pośpiesznie, kłaniając się, a następnie obserwując niezadowoloną minę Harrego, usiadła.

- Dzień dobry i naprawdę wystarczy tylko Harry - uśmiechnął się, chcąc zamaskować swoje samopoczucie, następnie podał jej dłoń.

- Emily - niepewnie oddała uścisk, a na twarzy pojawił się malutki uśmieszek.

- W jakiej sprawie do mnie przyszłaś?

Naprawdę starał się maskować swoje samopoczucie, nie chciał, aby ciąża wyszła tak wcześnie, nadal nie oswoił się z nią i nadal potrzebował czasu.

- Ja chciałam cię poprosić o pomoc - westchnęła, spuszczając wzrok.

- Jestem tutaj od tego, aby pomagać mieszkańcom. Co się stało i czego ode mnie oczekujesz? - zapytał z uśmiechem, starając się ją podnieść na duchu.

- Chciałbym prosić o pomoc finansową dla mojej rodziny... mam dopiero czternaście lat, a mama cały czas choruje. Tata nas zostawił, jak byłam jeszcze bardzo mała... moja rodzina jest bardzo duża, bo mama po tacie miała dwóch parterów i tak z dwójki szczeniaków wyszło... ósemka. Mój starszy brat nie mieszka z nami i to zadanie przyszło na mnie. Chcielibyśmy wyremontować dom i dobudować chociaż pokój dla najmłodszych, mają tylko dwa latka, a mieszkają w moim pokoju. Pieniądze, które dostajemy wcale nie starczają na dużo, leki dla mamy kosztują bardzo dużo...

Harry słuchał ją naprawdę uważnie i czasami nie potrafił pojąć, że to on był Luną, a poddani, którzy do niego przychodzili zazwyczaj byli od niego o wiele starsi. Czuł się z tym dziwnie, ale teraz po prostu poczuł się pewniej i od razu wiedział, że będzie chciał im pomóc.

- Mógłbym jutro z moim mężem... znaczy królem do was przyjść i zobaczyć wszystkich na własne oczy i porozmawiać z twoją mamą? - zapytał łagodnie, a dziewczyna uniosła na niego swój wzrok.

- Tak, jasne. Zapraszam - uśmiechnęła się lekko, a jej oczka zaświeciły się.

- W takim razie możecie się nas spodziewać, jeśli coś nam wypadnie albo ja... um, to zawiadomimy naszych doradców i pójdą przekazać informacje, dobrze? - w międzyczasie zaczął sortować listy, które do niego przyszły. Emily na to pokiwała głową, a ten uśmiechnął się szerzej. - Mogłabyś mi jeszcze napisać adres?

- Nie ma problemu.

Po tym podał jej potrzebne przybory i kartkę papieru. W międzyczasie zaczął oddychać łagodnie, tak aby pozbyć się okropnego uczucia w żołądku. Cora twierdziła, że to pomaga, ale chyba nie w jego wypadku.

Naprawdę nie miał ochoty myśleć o szczeniaku, ale po prostu nie potrafił. Czuł ten ciężar w brzuchu, który był tylko jego wymysłem.

- Gotowe, proszę - podała kartkę. - Dziękuje bardzo, będziecie naszą ostatnią deską ratunku.

- Jesteśmy tutaj od tego, aby pomagać - uśmiechnął się jeszcze szerzej, komplementy od poddanych były zawsze bardzo miłe.

- Wiedziałam, że będziesz dobrą Luną. Dziękuję jeszcze raz i miłego popołudnia!

Coronation → larryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz