Część 34. Wiosna 2019

58 7 2
                                    

Igor nie pojawia się ani nazajutrz, ani kolejnego dnia. Dochodzę do smutnego wniosku, że mój mały braciszek wreszcie dorósł, rozgryzł mnie i stał się odporny na moje manipulacje. Zarazem martwię się, że cały ten niepotrzebny cyrk z moim rzekomym samobójstwem, który eskalowała moja kochana córeczka, faktycznie podkopał jego zdrowie psychiczne, choć w trakcie naszej ostatniej rozmowy telefonicznej nic na to nie wskazywało.

Nie lubię siedzieć bezczynnie i czekać, więc wybieram się w spacer na nadziei, że spotkam Jerzego Warysa z psem. O wiele rzeczy chciałabym go zapytać. Oczywiście, Moritz mi odradza, rzucając nawet jakąś irracjonalną uwagę, że okolica jest niebezpieczna. Prycham wzgardliwie, gdyż w moim przekonaniu jedna jaskółka wiosny nie czyni, a jedna swastyka wysmarowana na płocie nie powoduje, że okolica staje się niebezpieczna. Stanowczo nie zgadzam się, by mi towarzyszył i tym razem nie nalega, bo wybiera się na komisariat. Idę sama.

Niestety, nie spotykam Warysa. Tą samą drogą, co zwykle, docieram w okolicę wieży. Jest w tym miejscu coś dziwnego, magnetycznego, jakaś siła, która mnie przyciąga. Domyślam się, że gospodyni na plebani znów mnie przepędzi, więc z żalem skręcam w kierunku kościoła. Mam konkretny cel: ulicę Ogrodową. Tym razem wspomagam się nawigacją w telefonie. Wpatrzona w ekran, niemal zderzam się z postacią zmierzającą w moim kierunku. Odskakuję w ostatniej chwili.

- Przepraszam bardzo - dukam i podnoszę wzrok.

Przemykam spojrzeniem po czarnej tkaninie, wyżej jest koloratka... cholera, to ksiądz... a dalej lekki uśmiech i oczy okolone siateczką zmarszczek.

- Ach, ta współczesna młodzież, ciągle wpatrzona w ekrany – pomrukuje kapłan z wyraźnym rozbawieniem.

Oczywiście, sugestia, nawet żartobliwa, że jestem młodzieżą, powinna mi pochlebiać.

- Szukam ulicy Ogrodowej – wyjaśniam. – Może ksiądz mógłby mi pomóc, to chyba gdzieś w okolicy?

- Na skrzyżowaniu prosto, a potem w prawo za sklepem spożywczym. Tam nie pokazuje? – wskazuje na mój telefon.

- Mam problem z ustaleniem, gdzie aktualnie jestem – przyznaję.

- Jednym słowem, bezużyteczne ustrojstwo – puentuje kapłan. – Dobra, papierowa mapa zawsze się przydaje.

- Ma ksiądz rację. Tylko gdzie ją kupię? – podejmuję powątpiewająco - Kto dzisiaj, w ogóle, korzysta jeszcze z papierowych map?

- Na skwerze przed kościołem wisi tablica z planem wsi – informuje kapłan.

- Naprawdę? Nie zauważyłam. Przechodziłam tamtędy kilka dni temu, w drodze na cmentarz.

- Szuka pani kogoś konkretnego? – pada wreszcie to upragnione pytanie.

- Tak, pana Tomasza Warysa.

- To na cmentarzu za wcześnie go szukać.

- Wiem, wiem, oczywiście – zapewniam pośpiesznie. - Pan Jurek Warys podał mi adres, ale zapamiętałam tylko nazwę ulicy. Taka za mnie gapa. Miałam nadzieję, że spotkam pana Jurka na spacerze z psem i dopytam, ale jakoś ostatnio nie mam szczęścia. Bo widzi ksiądz, ja jestem...

- Wiem, kim pani jest, choć nazwiska nie znam i w kościele ani razu pani nie widziałem. Mieszka pani w oficynie dworu – odpowiada, a po chwili wahania dodaje, jakby gwoli wyjaśnienia. - Mam gosposię, która widzi i wie wszystko.

- Nazywam się Julia Wilkanowicz – przedstawiam się, pomijając uwagę o nieobecności w kościele.

- A ja jestem proboszczem – informuje kapłan. - Jurka Warysa trzy dni temu zabrali do szpitala. Niewydolność krążenia związana z pylicą węglową, na którą cierpi od lat. Tomasz mieszka na Ogrodowej pod numerem pięćdziesiąt cztery, ale nie jest to dobry czas na wizytę.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Mar 02 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Ostatnie możliwe miejsceWhere stories live. Discover now