Część 18. Zima 2018

134 24 25
                                    

- Właściwie możemy już zamykać – mówię do Radka.

Jest piątek, dwudziesty pierwszy grudnia, trzy dni do świąt.

- Właściwie mogliśmy zamknąć już wczoraj – podsuwa Radek cierpko.

Bezczelny gówniarz – nie, właściwie nie gówniarz, Radek jest przecież starszy od Igora, ale przywykłam tak o nim myśleć – w ogóle nie traktuje mnie jak pracodawcę.

- Coś ci nie pasuje? - warczę. - Nic nie robisz, a kasa na konto co miesiąc wpływa.

- Może wolałbym robić więcej i żeby wpływało więcej, hę? - podsuwa arogancko, siada naprzeciwko mnie i nonszalancko majda nogą w wysokim, bogato okutym, bardzo niemęskim kozaczku.

Radek jest gejem, wiem o tym nie od dzisiaj, z tych ostentacyjnie demonstrujących swoją orientację. Ale ten fakt wpisuje się w klimat galerii. Nieraz widywałam, jak łypał głodnym wzrokiem na „mojego" Igora. Na szczęście (uważam się za tolerancyjną, ale wolę, by moją rodzinę te „przypadłości" nie dotykały) Igor jest w stu procentach hetero. Choć po aferze z Majką, nie powinnam już chyba klasyfikować orientacji seksualnej mojego brata w kategoriach szczęścia.

- Poszukaj sobie innej pracy – podsuwam, starając się nie skupiać wzroku na jego butach.

Musiały kosztować krocie...

- Kiedy ja lubię to miejsce – wypala, przygryzając dolną wargę.

- To masz pecha – ucinam brutalnie. - Plajtujemy.

Radek dębieje.

- Nie mówisz serio – mamrocze.

- Niestety, tak. Sam widzisz, jak jest. Pustka i posucha. Od miesięcy dokładam do interesu.

- Jezuuu. A to mi prezent pod choinkę zrobiłaś, nie ma co... Nic nie można z tym zrobić?

- Prawda jest taka, że galeria była w fatalnej kondycji jeszcze za życia Wiktorii – stwierdzam rzeczowo. - Potrzeba cudu. Albo jakiegoś znanego artysty, który zechciałby u nas wystawiać.

- Znasz kogoś?

- Znałam.

- Kurka blada... A nie znasz jakiś jego kumpli?

- Sandor był samotnikiem. A ja nigdy nie wchodziłam w jego środowisko.

- A spuścizna po Sandorze? - drąży Radek. - Zostawił po sobie sporo prac, prawda?

- Tak. Chyba tak. Ale nie mam do nich żadnych praw.

- A Majka?

- Co – Majka? - zaczynam się denerwować. - Mam wysłać Majkę do sądu przeciwko Zuzannie Gertner, żeby powalczyła sobie o kilka rzeźb? Nie, nie ma mowy.

- Ale przecież Majka ma prawo. Choćby do zachowku.

- Nie wchodź w gówno, bo się pobrudzisz, mawiał mój ojciec – wypalam i ucinam, uświadamiając sobie, że chyba źle to zacytowałam.

Kiedyś powinnam zadać sobie trud i spisać te wszystkie powiedzonka staruszka, zanim dopadnie mnie demencja i całkiem pozapominam. Dla przyszłych pokoleń.

- Przede wszystkim Zuzkę stać na dobrych adwokatów – ciągnę. - Mnie niestety nie. Radek... Muszę być z tobą uczciwa, nie wiem, ile jeszcze wytrzymamy. Naprawdę, możesz zacząć już szukać sobie nowej pracy.

- Nie, dzięki – stwierdza niedbale. - Poczekam jeszcze. Zostanę na pokładzie do końca, jestem jak pierwszy oficer na Titanicu.

- To był ten, który strzelał do pasażerów? - mrużę jedno oko.

Ostatnie możliwe miejsceWhere stories live. Discover now